Viagra pentru femei, cunoscută și sub numele de "flibanserin", reprezintă o descoperire revoluționară în domeniul medical, adresându-se problemelor de disfuncție sexuală la femei. Acest medicament a fost dezvoltat inițial pentru tratarea tulburărilor de dorință sexuală hipoactivă la femei, cunoscută și sub numele de HSDD (hipoactive sexual desire disorder). Principalul ingredient activ al Viagra pentru femei - https://unetxea.org/i/female-viagra-online-fara-reteta-ro.html, flibanserinul, acționează asupra neurotransmițătorilor din creier, în special a serotonină și a dopamină. Acest lucru ajută la creșterea dorinței sexuale la femei care experimentează scăderea libidoului. Utilizarea Viagra pentru femei este destul de diferită față de cea a Viagra pentru bărbați. Trebuie administrată zilnic, pe termen lung, pentru a obține beneficii semnificative, în timp ce Viagra pentru bărbați este administrată pe bază de nevoie, înainte de activitatea sexuală. Este important ca pacientele să fie conștiente de acest lucru și să urmeze cu strictețe recomandările medicului. Cu toate acestea, există anumite precauții și efecte secundare asociate cu utilizarea Viagra pentru femei, incluzând somnolență, amețeli și scăderea tensiunii arteriale. De aceea, este esențial ca pacientele să discute cu medicul lor despre toate riscurile și beneficiile potențiale înainte de a începe tratamentul. În concluzie, Viagra pentru femei reprezintă o opțiune terapeutică importantă pentru femeile care se confruntă cu disfuncții sexuale, oferindu-le posibilitatea de a-și recăpăta plăcerea și satisfacția în viața lor sexuală. Cu toate acestea, consultarea cu un medic este crucială pentru a asigura utilizarea corectă și sigură a acestui medicament.

Przychodzi matka do fryzjera, a fryzjer każe jej wyjść. Bo przyszła z wózkiem, z niemowlęciem. Co z tego, że obok salonu jest taras, na którym może spać dziecko. Co z tego, że może go doglądać ciocia. Z wózkiem wstęp wzbroniony…

Przychodzi matka do fryzjera…

Miałam o tym nigdy nie napisać, bo do tej pory nie było tytułu, który by kupił paszkwil na temat znanego salonu, jednego z najznamienitszych warszawskich fryzjerów. Ale nie będzie to paszkwil, bo pomimo, że to jest strona, gdzie piszę, co tylko mi ślina na język przyniesie, nie chcę aby była nasycona krytyką, złością, nienawiścią. Z resztą od tego wydarzenia minęło już ponad pół roku, więc emocje opadły. Natomiast temat wciąż jest ważny.

Umówiona z zaprzyjaźnioną kolorystką i fryzjerką przyszłam pod salon w centrum Warszawy. Tydzień wcześniej dzwoniłam i mówiłam, że karmię dziecko piersią, a zdaję sobie sprawę z tego, że „zdrowa” koloryzacja z użyciem tzw. pleksów (np. Olaplex, czyli polimer, który wiąże rozrywane podczas procesu koloryzacji włókna siarczkowe we włosach i który rozsławiła po sam kosmos Kim Kardashian, podczas zmiany swych kruczoczarnych włosów na platynę) trwa około 4 godzin. Niestety, dla mnie – pomimo, że urodą zajmuję się od lat – to zmarnowany czas. Uwielbiam energię niektórych fryzjerów i fryzjerek, lubię sobie poplotkować o bzdurach i o rzeczach ważnych, ale nadal cztery pełne godziny to zbyt długo, żeby wytrzymać i tym bardziej, żeby dziecko karmione samą piersią – wytrzymało.

Koleżanka – fryzjerka od razu się zgodziła, nie widząc problemu. W salonie jest taras, gdzie miałam odstawić wózek ze śpiącą w tych godzinach Bianką. Wszystko było zaplanowane, zaklepane, dogadane. Do momentu mojego przyjścia pod salon. Okazało się, że nie mogę przejechać do wejścia wózkiem z gondolą, ponieważ właściciel zastawił je samochodem z wielkim logo. Zadzwoniłam więc z prośbą, czy mogą kawałek to auto przestawić, bo nie da się przejść, a tym bardziej przejechać. I usłyszałam: ale ty jesteś z dzieckiem? X nie wpuści cię z dzieckiem do środka.

– Jak to nie wpuści mnie z dzieckiem do salonu? Przecież tydzień temu umawiałyśmy się, że przyjeżdżam i że w razie draki, jakby się mała obudziła, będziemy ją we trzy zabawiać (oprócz wspomnianej koleżanki, była jeszcze jej współpracowniczka – matka dwójki dzieci)?!? To znaczy, że mam sobie pójść? Bianki na parkingu nie zostawię… – spytałam zaskoczona i zdenerwowana.

Fryzjerka wybiegła przed salon i… zaczęła się jedna z najdziwniejszych dyskusji w moim życiu. O tym, że dziecko się może zatruć oparami farby (na tarasie???), że ona może ją „maznąć” tą farbą, że X się boi sanepidu… Po czym, dowiedziałam się, że pechowo, poprzedniego dnia salon odwiedziła inna stała klientka z 8-miesięczną ząbkującą i wyjącą córeczką i właściciel salonu dostał szału. Dziecko płakało, matka siedziała z farbą na głowie kilka godzin i nie dało się nic z tym zrobić. Pomyślałam, że mu się nie dziwię, ale w takim razie powinnam była zostać wcześniej poinformowana o tym, aby z dzieckiem nie przyjeżdżać, albo żeby przyjechać o takiej porze, kiedy już nikogo innego w salonie nie ma, czy kiedy na przykład moja Bianka już śpi.

Sytuacja była abstrakcyjna. Chcesz wydać 300 złotych na lepszy wygląd twoich włosów i samopoczucie i zostajesz niemal wyproszona, jako gorszy gatunek klientki… Ale dotknęło mnie coś jeszcze. Zapytałam, czy one, jako kobiety, w tym jedna mama dwóch córeczek – godzą się na pracę u osoby, która tak nienawidzi dzieci? Bo powszechnie w Warszawie wiadomo, że ten pan dzieci nie cierpi… I czy godzą się na takie traktowanie ich własnych, stałych z resztą klientek (pomijam naszą wieloletnią współpracę i publikacje we wszystkich magazynach i tytułach, w których ten salon promowałam)? Odwróciłam się na pięcie i poszłam. Z sianem na głowie i odrostem, z siwizną prześwitującą tu i ówdzie i myślą, że to opiszę. Że tak tego nie zostawię ze względu na inne kobiety, które mają dziecko, ale i mają prawo do tego, aby ładnie wyglądać.

A jednak – zostawiłam, aż do dziś. Powód? Fryzjerka stanęła na wysokości zadania, wiedząc, że na drugi dzień mam chrzciny małej i chcę dobrze wyglądać. Przyjechała do mnie do domu i wykonała cały zabieg koloryzacji, pielęgnacji i stylizacji. Nie wzięła za całość ani grosza. Zachowała się super. Tydzień po tym wydarzeniu, zadzwoniła do mnie menedżerka wspomnianego salonu z przeprosinami. Zapraszała na kawę, błagała, żebym nie publikowała nigdzie artykułu na temat całego zajścia… Kajała się, tłumacząc, że ona też jest matką i kocha dzieci i ich salon jest przyjazny dzieciom i mamom, a nawet psom. Ekstra! Ale nie jest przyjazny moim wymaganiom, których za wygórowane nie uważam.

Wytłumaczyłam, że dla mnie każde wyjście z dwójką dzieci to jest event na skalę światową. I że tego dnia towarzyszyła mi siostra, której już nie ma w mieście, ani w Polsce i już mi nie pomoże. Z resztą, to jest ostatni adres, który chciałabym w tym momencie odwiedzić. Powiedziałam, że zastanowię się czy nie popełnić na ten temat większego reportażu, w jaki sposób w ogóle matka z dzieckiem może o siebie zadbać w Polsce. Zarówno w dużym, jak i małym mieście.

Bo od nas, matek – Polek wymaga się nie tylko, żebyśmy były idealnymi, oddanymi mamami, ale i abyśmy wyglądały jak z okładki kolorowych magazynów. Pytanie brzmi: w jaki sposób to osiągnąć? Zostawiać za każdym razem dziecko lub dzieci z mężem na pół weekendu? A może opłacić opiekunkę, żeby się w tym czasie „zrobić” na bóstwo. Czy może otworzyć miejsce przyjazne mamom z dziećmi (wiem, że w Warszawie takie są, na przykład The Waxing Bar, przy Jakubowskiej), gdzie ktoś zaopiekowałby się dzidzią, w momencie kiedy mama ma na głowie farbę czy na nodze wosk?

Cały czas jest moim zdaniem za mało miejsc, które byłyby bardziej otwarte na mamy i dzieci. Rozumiem, że wrzeszczące, ząbkujące dziecko, może odstraszyć innych klientów, którzy przychodząc do drogiego, luksusowego salonu pragną się odprężyć, a nie zestresować… Ale może da się jakoś pożenić jedno z drugim i otworzyć na dzieci?Może można by podzielić klientki z dziećmi i zapraszać je na godziny przedpołudniowe, kiedy inni klienci zwykle siedzą w pracy, a nie w spa czy u fryzjera? A jeśli w niektórych miejscach dzieci nie są mile widziane, niech będzie to jasno komunikowane, żeby nikogo nie wprowadzać w błąd. Wtedy, w maju, poczułam się jak gorszy sort kobiety. Czego nie omieszkałam powiedzieć zarówno obu fryzjerkom, jak i ich menedżerce.

Bolało mnie też to, że właściciel mnie zna, widział mnie pod salonem, a nawet nie powiedział dzień dobry. Jest burakiem i mam nadzieję, że któregoś dnia większa ilość osób się o tym przekona bez mojej pomocy. Póki co, robi karierę, zarabia mnóstwo pieniędzy, jest znany i prawdopodobnie lubiany. Nie ma swojej rodziny, ale komunikuje wszem i wobec, że tego nie szuka.

Ja natomiast nie szukam już usług tam, gdzie mamy nie są mile widziane. Są różne sytuacje, nie raz awaryjne, kiedy naprawdę nie da się zostawić dziecka pod czyjąkolwiek opieką i od miejsca, które odwiedzam raz w miesiącu i gdzie zostawiam kilka stów, oczekuję współpracy i zrozumienia. Bo kiedy tego brak, w moim przekonaniu brakuje również klasy. I miejscu i ludziom, którzy w nim pracują. Niestety, ale jeśli jesteś pracownikiem osoby, która nie szanuje drugiego człowieka, to podpisujesz się pod jego zachowaniem.

Obie dziewczyny nadal pracują dla pana X . Życzę im jak najlepiej. Sama już bezpowrotnie zmieniłam na stałe adres koloryzacji włosów i więcej tam nie wrócę. Jeśli wystarczy mi sił i chęci być może kiedyś przyjdę do pana X i wyłożę mu, co o nim myślę. Ale nawet dziś widzę, że szkoda na to mojej energii. On dziwił się wtedy, że nie weszłam zrobić włosów zostawiając dziecko samo na parkingu czy w sklepie obok… Komentarz jest więc chyba zbędny. Natomiast czekam na Wasze opinie. Jeśli uważacie że warto sprawdzić, jakie miejsca są przyjazne mamom i dzieciom – zrobię to dla Was i podam wówczas dokładne nazwy i adresy miejsc, które mają wręcz przeciwną politykę, jak to opisywane powyżej.

Comments are closed.