Podobno na psychologię idą osoby, które poszukują rozwiązania problemów osobistych i chyba coś w tym jest. Jestem przykładem osoby, która zajmuje się pisaniem i zgłębianiem problemów skórnych, po to, żebym mogła się sama z nimi uporać. Od urodzenia walczę z Atopowym Zapaleniem Skóry, a odkąd pamiętam – z trądzikiem. Z tym drugim udało mi się wygrać, ale przeszłam przez liczne terapie dermatologiczne i kosmetologiczne, zanim znalazłam się w miejscu, w którym dziś jestem. W takim, w którym możesz wyjść bez podkładu z domu nie dlatego, że jest ci wszystko jedno, ale nie wstydzisz się, że ktoś cię zobaczy. Bo wyglądasz dobrze nawet bez makijażu.

Tytuł tego wpisu nie jest przypadkowy. Trądzik osób dorosłych, według jednej z najznamienitszych polskich dermatologów, dr Ewy Chlebus aż w 90 procentach dotyczy kobiet. Dorośli mężczyźni stanowią zdecydowaną mniejszość w tej materii. Pozazdrościć!

Pani doktor Ewa Chlebus, wraz ze swoim zespołem z gabinetu Novaderm przeprowadziła szczegółowe badania dotyczące chorych na trądzik dorosłych osób. Nie tylko przebiegu ich choroby, ale także rutyny pielęgnacyjnej, stosowania kosmetyków, kuracji dermatologicznych i kosmetologicznych.

Skąd taka dysproporcja pomiędzy kobietami a mężczyznami? Okazuje się, że może mieć to związek z hormonami, ale również i stosowaniem kosmetyków do makijażu. Pani doktor opowiedziała o tym w rozmowie ze mną w magazynie „Be Active”, jak również na antenie programu Pytanie na Śniadanie, do którego zaproszono nas dwie (pełne nagranie naszej rozmowy, pod tym linkiem).

Ale wracam do mojej historii, która jest nieco dłuższa niż wydać by się to mogło z krótkiego nagrania w telewizji. Trądzik miałam już w siódmej klasie – tak, jestem takim dinozaurem, że chodziłam do ośmiu klas podstawówki – zaczął się więc typowo, w okresie dojrzewania, ale niestety typowego przebiegu nie miał.

Na stan mojej skóry miała bowiem wpływ też jej wrażliwość, a raczej nadwrażliwość spowodowana wspomnianym AZS. Czyli leczenie dermatologiczne, które skutecznie leczyło trądzik, jak antybiotykoterapia czy maści i preparaty do stosowania zewnętrznego (zawierające kwasy azelainowy, glikolowy, migdałowy, etc.) wywoływała nawrót lub mocniejszy wysyp zmian atopowych na skórze. Mówiąc prościej: kiedy leczyłam pryszcze, moje palce u rąk, dłonie, przedramiona aż po łokcie pokryte były kolosalnymi egzemami, wysypkami, sączącymi się zmianami, które zdarzało się, że z wydrapania ulegały nadkażeniu bakteryjnemu i wymagały kolejnych antybiotyków i całej reszty.

I w tym błędnym kole byłam z przerwami przez wiele lat. Zaleczyłam trądzik przed wyjazdem na studia słynnym hormonem doustnym Diane 35, ale w stanach większego stresu, przed okresem czy kiedy na przykład zaczynałam stosować inną antykoncepcję hormonalną – powracał ze zdwojoną lub potrojoną siłą. A widząc krostkę robiłam wszystko, żeby jej się pozbyć, wycisnąć, wydrapać, zaklajstrować maścią cynkową, spirytusem czy miejscowym antybiotykiem, żeby nie rozniosła się po całej twarzy.

I tak w kółko. Raz było gładko, raz wysyp. Po drodze zaczęłam też testować coraz więcej kosmetyków i preparatów dermatologicznych z uwagi na pracę (pracowałam wówczas w magazynie „Twój Styl”, w dziale urody, w którym miałam kontakt nie tylko z najlepszymi produktami do pielęgnacji na rynku, ale i z najlepszymi dermatologami w Polsce).

Aż wreszcie apogeum trądziku osiągnęłam jako 26-27 -latka (bingo, idealny wiek na trądzik po 25 roku życia, zwany trądzikiem osób dorosłych). Wysyp był tak okrutny, że nie mogłam patrzeć na swoje odbicie w lustrze, pomimo, że byłam zakochana po uszy i nie miałam większych stresów. Trądzik sam w sobie był stresem. Dr Ewa Chlebus postanowiła wówczas wyleczyć moją skórę doustną terapią pochodną witaminy A (retinolem), czyli Curacne.

Jak wygląda się w trakcie takiej kuracji? Przez pierwsze 2-3 miesiące jak koszmar. Krosta na kroście krostę pogania. Dlatego, jeśli czytasz gdzieś, że ktoś przez to przeszedł i był zachwycony efektem, prawdopodobnie szybko zapomniał o trudnym początku kuracji witaminą A…

Następnie pojawia się szok, bo skóra zaczyna wyglądać zajebiście. Jak po peelingu. Jakbyś nigdy nie miała lub nie miał porów, łoju i tego całego syfiastego świecenia się twarzy, lepkości, krost, nierówności. Cera zamienia się w przepiękną, jasną, idealną. Witamina A powoduje gwałtowne złuszczanie się skóry, więc zrzuca swój pancerz regularnie i zaczyna się przypominać bardzo zadbanego człowieka, który nigdy nie miał trądziku.

Natomiast skutkiem ubocznym poza tym, że wysiada ci wątroba, żołądek i kilka innych organów (w trakcie trwania kuracji m.in. nie możesz zajść w ciążę bo to tak silny lek, że mogłoby dojść do uszkodzenia dziecka) jest potworne przesuszenie się skóry. Usta „schodzą” płatami, podobnie jak cieniutka skóra z powiek czy z uszu. Trochę jakbyś zrzucała skórę po bardzo opalonych wakacjach, ale non stop.

I ten właśnie czynnik: przesuszenie naskórka, wywołał u mnie po roku łykania witaminy A koszmarny nawrót Atopowego Zapalenia Skóry. Witamina A owszem, wyleczyła trądzik – nigdy wcześniej ani później nie miałam tak pięknej skóry – ale zrobiła mi krzywdę. Moja i tak cienka skóra straciła swoje zdolności ochronne.

Poszłam więc po bandzie, obraziłam się na panią doktor, na gabinety lekarskie, na całą farmakologię i przeszłam na dietę eliminacyjno-rotacyjną i detoks w Vimedzie.

To, przez co przeszłam podczas roku na tej diecie, wiedzą tylko moi najbliżsi. Wyglądałam bardzo źle, a czułam się jeszcze gorzej. Nikt nie wierzył, że mi wykluczanie przetworzonych produktów z diety jakkolwiek pomoże na skórę.

I śmieszne jest to, że co prawda – na AZS pomogło, bo pozbyłam się wysypek, popękań i świądu aż na 8 lat (niestety już od 1,5 roku znów walczę z egzemami i AZS) – ale trądzika – nie było w stanie. Ponieważ obraziłam się i wykluczyłam dosłownie wszystko, co się dało i używałam jednego kremu Avene Tolerance Extreme i mydła Dove w kostce (a raczej kostki myjącej bez mydła), nie kontynuowałam leczenia zalecanego przez panią doktor, czyli zewnętrznych retinoidów. Trądzik powrócił. Już nie z takim triumfem i impetem, ale był.

Następnie, wracał zawsze kiedy miałam problemy z hormonami, jak w ciąży, podczas karmienia, przed okresem. Czy w sytuacjach stresujących. Nie był zależny od diety, bo przez rok jadłam rzeczy, które były totalnie zgodne z tym, co mój organizm toleruje, a trądzik wciąż miał się dobrze. Ale na przykład pojawiał się kiedy użyłam pachnącego kremu, podkładu czy szminki. Albo po wyjściu od fryzjera na linii czoła i żuchwy.

Powoli zaczynałam łapać, o co w tym wszystkim chodzi! Mój trądzik wynika nie tylko ze zmian hormonalnych. Jest potwornie zależny od pielęgnacji, makijażu, ba – nawet perfum i kosmetyków do włosów. Ma więc trochę charakter alergiczny, związany jest z wrażliwością skóry.

Zaczęłam więc smarować się tylko kremami z apteki. Wykluczyłam wszelkie naturalne historie, które dosłownie zabijały moją cerę i zamieniały ją w tak zwaną pizza face.

I co ciekawe, dziś, kiedy czytam wyniki badań dermatologów z Novaderm, to tak, jakby potwierdzają się i nabierają mocy moje własne wnioski. Trądzik u wielu kobiet powstaje, kiedy nadużywają kryjących podkładów. I w miejscach, w których zwykle nakłada się róż. Często można nawet z rozłożenia trądziku, patrząc na osobę niepomalowaną, powiedzieć, gdzie dokładnie nakłada zwykle róż pędzlem.

Co jest więc wrogiem pięknej, zdrowej skóry bez krost, zaskórników i świecącej poświaty?

  • gruby, kryjący makijaż – jeśli masz trądzik, zamień podkład na krem BB (to rada pani doktor, ale także i moja własna, uwierz mi to działa!)
  • nieodpowiednio czyszczone lub nieczyszczone gąbki i pędzle (jeśli je myjesz często, a wciąż krostki lub zaskórniki pojawiają się w miejscach, w których nim operujesz, prawdopodobnie podrażnia cię mydło, szampon lub żel do ich czyszczenia; jeśli rzadko je czyścisz, chyba najwyższa pora coś z tym zrobić – pomyśl ile form życia na nich mieszka!?! I ile pokoleń! Zaraz stworzą własną cywilizację!!!)
  • zła pielęgnacja – zdaję sobie sprawę, że najprostsze, najbardziej fundamentalne rzeczy są najtrudniejsze do ogarnięcia, bo sama miałam z tym problem; moja podpowiedź: jeśli masz zaskórniki i krosty, choćbyś stosowała najlepsze preparaty do pielęgnacji, oznacza to, że jest dla ciebie nieodpowiednia lub popełniasz błędy z dwóch pierwszych punktów. Często skóra reaguje silniejszym łojotokiem, kiedy jest przesuszona, o czym pisałam tu (pod tym linkiem). Niedożywiona skóra dostaje sygnał, że jest „głodna”, więc mobilizuje gruczoły łojowe do nadprodukcji sebum. Błędne koło pielęgnacji, z którym uporasz się jedynie wtedy, kiedy uczciwie przyjrzysz się swoim nawykom i powolutku zaczniesz je zmieniać.

Co ja robię dla poprawy wyglądu swojej skóry? Słucham jej potrzeb.

1. Nawilżam ją tak często, jak tego potrzebuje, czyli dwa razy dziennie.

2. Usuwam demakijaż i oczyszczam olejkiem, nie mydłem czy płynem z wacikami (sam detoks od nich robi na skórze wrażliwej ogromną różnicę – polecam!).

3. Kiedy nie mam wielkich wyjść – nie nakładam podkładu uznając stwierdzenie, że mniej znaczy lepiej za odpowiednie dla mnie.

4. Oczyszczam cerę stosując raz – dwa razy w tygodniu maski z glinką (test już w tym tygodniu!), peelingi lub inne zabiegi, które odtykają pory i poprawiają jej wygląd.

5. Unikam pachnących i kolorowych: żeli do mycia twarzy, kremów i tak dalej. Wszelkie substancje zapachowe i barwniki mogą podrażnić skórę, czego efektem są zaskórniki bądź krostki.

6. Nie dotykam, nie wyciskam, nie drapię. Dlatego też nie roznoszę drobnych zmian, które raz na jakiś czas się pojawiają.

Słowem, nie jestem teraz na żadnej terapii przeciwtrądzikowej, tylko stosuję się ściśle do tych kilku zasad i trądzik nie wraca. Spróbuj jeśli też od lat z nim walczysz. Może coś z mojej historii, któryś z jej fragmentów – odmieni twoją skórę do tego stopnia, że nie będziesz się malować przed wyjściem z domu po bułki do Żabki.

To naprawdę ogromne szczęście mieć luz ze skórą i się jej nie wstydzić. Trądzik wywołuje kompleksy, więc warto powiedzieć mu basta. A skóra jest najpiękniejsza nie pomalowana, ale wtedy, kiedy jest naga i nie trzeba jej niczym zasłaniać, o czym większość z nas zapomina.