Piszę o urodzie już kilkanaście lat, a pracując w zawodzie dziennikarki beauty, testuję różne zabiegi. Trzech rzeczy do tej pory się nie podejmowałam: operacji plastycznych, wypełniania czegokolwiek w ciele czy twarzy oraz laserowego odmładzania. Zachęcona obietnicami młodszej, promiennej cery, postanowiłam zaryzykować i 3 miesiące temu przetestowałam zabieg Halo. Czy było warto?

Laser kontra peeling

Mam bardzo chimeryczną i problematyczną skórę, o czym często mówię i piszę. Powodów jest kilka. Pierwszym jest Atopowe Zapalenie Skóry, drugim nadwrażliwość na komponenty kosmetyczne i chemiczne (o czym można dziś przeczytać na vogue.polska), a trzecim skóra łojotokowa z tendencją do powstawania trądziku. Dlatego peelingi chemiczne, dermatologiczne lub jak kto woli – kwasy, testuję od wielu lat.

Do tej pory nie patrzyłam na nie jak na inwestycję w dłuższą młodość skóry (więcej na ten temat przeczytasz także we wpisie Na własnej skórze. Wampirzy lifting, czyli mezoterapia osoczem bogatopłytkowym), ale bardziej jak na remedium na trądzik. Oznaką mojego starzenia się skóry, są bowiem rozszerzone, mocno widoczne pory. A peelingi stosowane regularnie i wykonywane w serii pięknie skórę odświeżają, a pory porządkują.

Natomiast laser wydawał mi się ostateczną ostatecznością. Nie miałam odwagi go przetestować z obawy, że zniszczy moją i tak cienką, wrażliwą i reaktywną skórę. Poza tym, wiedziałam, że koleżanki i koledzy po laserach byli wyjęci z życia przez co najmniej dwa tygodnie i wyglądali jak ofiary pożaru.

Ale podczas konsultacji dotyczącej kondycji mojej skóry w Holistic Clinic, lekarze zwrócili moją uwagę na zupełną nowość. Laser frakcyjny Halo, który nie powoduje przerwania ciągłości naskórka – mówiąc po polsku: który nie wywołuje poparzeń, otwartych ran i krwawienia. Z jednej strony działa bardziej na powierzchni – jak peelingi, ale z drugiej, jego fale docierają nieco głębiej – do warstwy podstawnej i z czasem stymulują fibroblasty (komórki skóry) do produkcji kolagenu i elastyny.

Znając teorię, zadałam tylko jedno konkretne pytanie: przez jaki czas będę chodzić z befsztykiem tatarskim na twarzy? Specjalistka dermatolog z Holistic Clinic, dr Agnieszka Bańka – Wrona, zapewniła mnie, że „tatara” nie będzie wcale, natomiast zaczerwienienie utrzyma się 3, góra 4 doby. Czyli mniej niż po peelingu retinolowym, po którym moja twarz dochodzi do siebie przez tydzień, a szyja przez dwa… Postanowiłam więc, że zaufam ekspertom i zaryzykuję.

Na czym polega zabieg?

Zanim przystąpisz do zabiegu laserem frakcyjnym Halo w Holistic Clinic, dermatolog przeprowadza z tobą wywiad. Koncentruje się na tym czego w swojej skórze nie lubisz, co byś chciała w niej zmienić? U mnie bezsprzecznie na pierwszy plan wyszły rozszerzone pory, które postarzają mnie i moją skórę o dobrych kilka lat. Zmarszczki i przebarwienia nie są dla mnie zmartwieniem.

Pielęgniarka nałożyła mi na twarz krem znieczulający z lidokainą (krok po kroku, jak przebiegał zabieg, widać w zdjęciach powyżej) i po 40 minutach, wypełnieniu dziesiątek stron dotyczących stanu zdrowia mojego i moich bliskich, przeszłyśmy do działania.

Pani dr Agnieszka Bańka-Wrona jest dla mnie jedną z tych lekarek, której jestem w stanie bezgranicznie zaufać. Powód? Nie jest „poprawiona”, ma przepiękną skórę 20-latki i zero sztucznych wypełniaczy w twarzy, które według mnie dyskredytują lekarza specjalistę (każdy ma prawo je stosować, ale ekspert od medycyny estetycznej i dermatologii powinien robić to bardzo dyskretnie, tak, aby nie było tego w ogóle widać). Doktor założyła ochronne okularki, sprawdziła aparatem do pomiaru parametrów, na jakich liczbach będziemy pracować, aby ściągnąć pory i poprawić jędrność skóry i przeszła do działania.

Zadanie pacjenta podczas zabiegu laserem Halo? Leżeć, przekręcać policzek na bok, kiedy lekarz tego wymaga, zaciskać (a raczej schować) usta, kiedy doktor operuje aparatem w ich okolicy. Oczy mam przez cały zabieg zasłonięte okularkami ochronnymi.

Co czuję? Ciepło, które po kilku minutach zamienia się w falę gorąca. Pielęgniarka w związku z tym przynosi dwa „cold packi” i chłodzi raz jedną, raz drugą stronę twarzy. Strzały lasera są śmiesznym ukłuciem ciepłem i poza skórą pod oczami nie wywołują żadnego bólu. Na skórze wyglądają jak mikrodziurki, uszkodzenia, jakbym jednocześnie się ponakłuwała intensywnie i jednocześnie opaliła twarz zbyt długo siedząc na plaży bez filtra ochronnego.

Zabieg trwa 45-50 minut, pani doktor przeprowadza go tylko na skórze twarzy, a następnie podaje mi rurę, jak od odkurzacza, z której leci przyjemny chłodzący powiew powietrza. Marzę o tym, żeby tę rurkę zabrać do domu;)

Następnie jestem „zapakowana” na 10 minut pod lampę z promieniami UV, które działają na skórę odkażająco, antyseptycznie. I łagodzą rumień. Zaczerwienienia długo nie podziwiam, ponieważ na mojej skórze ląduje gruba warstwa kremu pozabiegowego i taką warstwę mam nosić przez 3-4 najbliższe doby.

Wychodząc na mroźne warszawskie – pewnie nie najczystsze w sercu Mokotowa – powietrze, mam wrażenie, że jestem w raju. Powiew wiatru chłodzi poparzoną skórę i najchętniej wystawiłabym za okno głowę w taksówce…

Efekty po laserze

Rumień, podobnie jak tkliwość skóry utrzymuje się przez 48 godzin. Właśnie po upływie drugiej doby na twarzy pojawia się konkretny obrzęk, co najlepiej widać na dolnych powiekach. Wyglądam jakbym była chora, poparzona lub po peelingu i trochę takie jest też moje samopoczucie.

Trzecia doba to dla mnie pierwsze objawy złuszczania. Na twarzy pojawiają się brązowe, jakby spalone plamki lub większe skupiska „piegów”. To nie przebarwienia, tylko naskórek, który dzielnie dosmarowuję kremem Novaclear (genialny produkt specjalnie stworzony dla skóry po laserze, z miedzią, złotem, cynkiem i srebrem).

W ciągu pierwszych kilku dób spotykamy się z różnymi zachowaniami społecznymi. Jedni ludzie reagują śmiechem i oburzeniem, jak mogłam z taką warstwą kremu wyjść na dwór, inni pytają z troską czy przydarzyło mi się jakieś nieszczęście… Cóż, na szczęście stan gorszego wyglądu trwa raptem niespełna 4 doby. Zabieg laserem Halo miałam wykonywany w czwartek późnym popołudniem, a już w poniedziałek rano, wyglądam niemal bez zarzutu.

Owszem, skóra jest sucha jak wiórek, jakbym ją przetarła papierem ściernym, więc obficie natłuszczam. Ale większe zaczerwienienie znika i z informacji od pani doktor wiem, że mogę już sięgać po makijaż. Oczywiście zanim go nałożę, zabezpieczam skórę filtrem SPF 50. Pomimo, że jest 17 grudnia, muszę chronić twarz przed powstaniem potencjalnych przebarwień.

Do końca tygodnia skóra całkowicie dochodzi do siebie, a w święta mam już piękną cerę. Pomimo, że mam więcej zadań do wykonania niż zwykle, pięć rodzinnych imprez urodzinowych na głowie, czuję się i wyglądam świeżo i pięknie – nawet bez makijażu skóra wygląda rewelacyjnie!

Natomiast prawdziwe efekty po laserze Halo, zaczynam doceniać po upływie kolejnych tygodni. Po miesiącu od zabiegu, nie potrzebuję używa serum rozświetlającego, ani bazy pod makijaż, żeby wyglądać dobrze na zdjęciu.

Po dwóch miesiącach, moja skóra wygląda jakby się zagęściła. Koloryt jest równiutki, pory są mniej widoczne i wygląda dużo jaśniej niż przed zabiegiem. A po trzech miesiącach komfort ujędrnionej, bardziej promiennej skóry z efektem glow jest nie do przegapienia. Dostaję komplementy od makijażystów, którzy nie widzieli mnie od kilku miesięcy. Mogę nie nosić makijażu i czuć się rewelacyjnie. Skóra jest lepiej nawilżona, ma mniejsze wymagania.

Zaobserwowałam też, że spłyciły się bruzdy nosowo-wargowe i mam mniej zmarszczek pod oczami. Nie zauważyłam nadmiernego przesuszenia, o które się często oskarża lasery. Przeciwnie. Moja twarz nigdy nie była w lepszej formie!

Komu polecałabym ten zabieg? Przede wszystkim osobom, które wydają na własny wygląd dużo pieniędzy, a efekty, które w zamian otrzymują nie są współmierne do zainwestowanych środków i poświęconego czasu. Laser frakcyjny Halo, porównałabym do serii mocnych peelingów zakończonych mezoterapią z osoczem bogatopłytkowym. Daje bowiem odświeżenie, ujędrnienie i piękny koloryt skóry, którego nie trzeba poprawiać makijażem, a na zdjęciach photoshopem. Efekt #glow tudzież #halo zauważyli u mnie wszyscy. Jeden kolega nawet zapytał, czy się zakochałam, bo wyglądam coraz lepiej i coraz młodziej.

Zabieg Halo w Holistic Clinic kosztuje ok. 4 tysięcy. Ale z pewnością jest to inwestycja, którą widać. Wystarczy porównać zdjęcia sprzed i po. Ciekawa też jestem jak długo taki stan pojędrnionej skóry się utrzyma? Wrócę z tematem za kilka miesięcy. Obiecuję!

Comments are closed.