Detoks od maskary? Kiedyś myślałam, że prędzej się zdecyduję na detoks od makaronu i pieczywa niż tuszu do rzęs. Ale okazuje się, że nie taki diabeł straszny jak go malują (dosłownie i metaforycznie;))!

Detoks od maskary

Detoks od maskary brzmi jak sroga kara? Makijaż to dla wielu z nas chleb tak powszedni, że nawet po ów chleb pędzimy z pomalowanymi wcześniej rzęsami. Skąd ja to znam… Bez tego codziennego gestu przez lata czułam się fatalnie. Ludzie w pracy pytali mnie czy jestem chora? Bo wyglądam jakoś niewyraźnie. I tak też się czułam. Zdecydowanie to, jak wyglądamy, wpływa na nasze samopoczucie i odwrotnie. Nic odkrywczego, natomiast kiedy patrzysz w swoje odbicie w lustrze i widzisz bladą zimową skórę i brak ramy wokół oka – nie prezentujesz się najlepiej. I momentalnie humor jest słabszy, jak i samoocena.

Ale w pewnym momencie nawet ja, fanka maskar, pomalowanych, ciężkich od tuszu rzęs – bo właśnie takie najbardziej uwielbiam – powiedziałam: basta. Już nie chciałam być niewolnikiem tego przedmiotu ze szczoteczką. Zaczęłam się też zastanawiać czy jak się budzę z nagim okiem bez rzęs to w ogóle jestem ładna? Te wszystkie celebrytki pozujące na instagramie i podpisujące swoje wymuskane zdjęcia „nomakeup” zwykle mają doklejone sztuczne rzęsy. A wszyscy dokoła je chwalą za odwagę, że raczyły się pokazać bez pomalowanych oczu i ust…

Detoks od nawyków

Detoks od maskary oznaczał dla mnie detoks od wieloletnich nawyków. Od czegoś trzeba zacząć rewolucję w myśleniu. Dlatego spróbowałam nie malować się przez tydzień. Zrobiłam sobie detoks od maskary #nomascaraweek, żeby zobaczyć jak wyglądam „bez rzęs”, czy moja twarz przypomina jeszcze moją, skoro od prawie dwudziestu lat codziennie maluję je maskarą, wreszcie – czy mogę się sobie podobać w takim wydaniu sauté.

Test oceniam pozytywnie. Nie wyglądam jak Kwazimodo, nie straszę, ale też powiedzmy sobie szczerze – nie powalam urodą. Moja uroda głównie opiera się na dużych oczach, a kiedy są pomalowane, wydają się jeszcze większe. Dlatego po tygodniowym detoksie widzę takie plusy:

  • nie malujesz rzęs – masz mniej zmywania wieczorem
  • nie malujesz rzęs – nic ci się nie rozmazuje w ciągu dnia, nawet kiedy skacze po Tobie dwójka dzieci, wylewa na Ciebie mleko, soki, wodę i wkłada Ci palce do oczu
  • nie malujesz rzęs – znacznie lepiej wyglądasz w lekkim makijażu
  • nie malujesz rzęs – ładniej ci w jasnych, metalicznych kredkach i cieniach; oko ma bardziej malarski, a mniej graficzny kształt
  • nie malujesz rzęs – wyglądasz dużo młodziej; dlatego jeśli wahasz się czy warto doczepić te sztuczne – odradzam!

A minusy? Oko wydaje się mniejsze, rysy mniej wyraźne, brwi mocniejsze – może nawet zbyt mocne, nie przypominasz siebie.  To oczywiście moje prywatne spostrzeżenia dotyczące mojej twarzy. Ty możesz mieć zupełnie odmienne zdanie. Wszystko zależy od urody i tego jak i czy w ogóle się na co dzień malujesz.

Czy polecam taki detoks? Nawet tak! To zabawne odkryć swoje oczy na nowo, bez czarnych firanek z maskary.

Comments are closed.