Totalna premiera na polskim rynku. Kosmetyki amerykańskiej marki Fresh otwierają oczy na fakt, że produkty naturalne mogą być luksusowe, pachnieć jak świeże kwiaty lub jedzenie, mieć zjawiskowe konsystencje, a na dodatek – genialnie działać na skórę. Ponieważ pojawią się na półkach w Sephora dopiero 1 kwietnia, zdradzę co warto o nich wiedzieć.

Dwa dni temu pewna przemiła dziewczyna, która śledzi mój instagram i bloga, zadała mi szczere pytanie: „Marysiu, czy nie robi ci się niedobrze od tych wszystkich kolejnych cudownych, jedynych w swoim rodzaju nowości? Czy nie masz czasem dość i nie trafia cię szlag na ten cały marketingowy bełkot?”. Odpowiedziałam jej, że mam już do tego naprawdę zdrowy dystans. Nie trafiają do mnie obietnice cudów na kiju i odmładzania skóry kremem o 10 lat w ciągu 28 dni i tak dalej. Natomiast czasami sama łapię się na tym, że naprawdę niektóre nowości bardzo mnie kręcą. I zwykle nie mam na myśli designu opakowań, ale fakt, w jaki sposób zmieniają moją dość trudną w pielęgnacji skórę. Dlatego dziś mówię o marce Fresh!

American dream

Rosyjscy emigranci w Nowym Jorku, Lev Glazman i Alina Roytberg stworzyli w Bostonie markę Fresh z miłości do natury i dobrych kosmetyków, które naprawdę zmieniają skórę. Lev, który wychował się w Związku Radzieckim, w którym było równie szaro i ponuro jak w Polsce w latach komuny, tęsknił za pięknem.

Na rynku dostępne były w latach jego dzieciństwa aż dwa zapachy: perfumy dla mężczyzn i perfumy dla kobiet. Dlatego jego mama któregoś dnia zabrała go na pewien bazar i kupiła francuskie perfumy prosto z Paryża, ukrywane przez sprzedawcę pod kocem.

Kiedy Lev zobaczył jak po ich rozpyleniu zmienia się jego mama z szarej, zmęczonej kobiety w przeszczęśliwą i wniebowziętą, zapamiętał ten widok na zawsze. I tę transformację postanowił odtworzyć we własnej marce kosmetycznej.

Lata 80. i 90. nie należały do rynku produktów naturalnych. Kosmetyki ekologiczne wyglądały wówczas dość siermiężnie. W kiepskiej jakości opakowaniach, o trudnych do rozprowadzenia na skórze konsystencjach. Tak jakby miały mówić: albo wybieraj naturę w brzydkiej postaci, albo klasyczne produkty ze sztucznymi zapachami, za to w pięknej oprawie.

Lev i Alina stwierdzili, że pora stworzyć produkty, które będą zarówno piękne, dobre dla skóry, a przy tym bogate w naturalne składniki. I tak w 1991 roku powstała marka Fresh, której pierwszym produktem było naturalne owalne mydełko (dziś kultowy produkt), sprzedawane przez Lva i Alinę w aptece. Fresh to firma, która ma się kojarzyć  zupełnie świeżym spojrzeniem na pielęgnację.

A rower? Stał w pierwszym nowojorskim sklepie z produktami Fresh i podobnie jak kolor błękitnego nieba – synonimu świeżości, wpisał się w DNA marki.

Apetyczna pielęgnacja

Oczywiście 25 lat istnienia marki to dowód na to, że na 1 mydełku się działalność Aliny i Lva nie skończyła. Dziś Fresh ma nie tylko przepiękne opakowania wykonane ze świetnej jakości materiałów (w tym szkła!) i oprawę, ale przede wszystkim pełne spektrum produktów do pielęgnacji skóry (kilka lat temu dostępne były także podkłady, ale marka postanowiła skoncentrować się póki co tylko na dbaniu o skórę).

Pierwsze skojarzenie na widok produktów Fresh – czy można je zjeść? Maski i peelini, które są corem marki, wyglądają jak dżemy, marmolady i kremowe desery. Powód? Zawierają masę naturalnych komponentów jak ummryjska glinka, kombucha, sake, czarna herbata, płatki róż, macerat z mandarynek, brązowy cukier, woda różana, itp. I mają tak genialnie skomponowane zapachy, że gdyby podczas prezentacji nie padło ostrzeżenie: to nie jest żywność, z pewnością zjadłybyśmy je z herbatnikami;)

Ale wygląd, zapach i wrażenie – to jedno. Natomiast magia zaczyna mieć miejsce, kiedy na moje przesuszone, atopowe dłonie pokryte kolejnym uczuleniem odważyłam się nałożyć maskę z zieloną umbryjską glinką (wszystkie produkty Fresh aplikuje się na wilgotną skórę spryskaną lub przemytą tonikiem różanym, który pachnie jak bukiet świeżych róż – obłęd).

Podobno mieszkańcy Umbrii nie wyglądają na swój wiek właśnie dlatego, że stosują tę naturalnie występującą glinkę do wszystkiego (można ją tam spotkać nawet w mydłach i paście do zębów). Jestem przekonana, że są zakonserwowani, bo piją też dużo czerwonego wina, ale to już moja interpretacja!

Maskę z glinką nakłada się w dość obfitej ilości (trochę mi szkoda, że nie nałożyłam jej na twarz), a po 10 minutach nie zamienia się w skorupę, tylko delikatnie gęstnieje. Oczyszcza naskórek z szorstkiej, zrogowaciałej warstwy i pozostawia gładką, nawilżoną skórę o jaśniejszym kolorycie. Zaczerwienienia znikają, a moja skóra dłoni zaczyna przypominać wreszcie skórę. Jestem pod wrażeniem i chcę więcej!

Kolejną maską jest marmolada z mandarynek Vitamin Nectar Glow. Pachnie jak dżem, wygląda tak samo, a działa zjawiskowo. Nie odważyłam się jej przetestować ze względu na podrażnienia skórne, ale widzę co wyprawia na dłoni mojej koleżanki. Totalnie rozjaśnia i rozświetla.

Łamię się i nakładam maskę Rose Face Mask z płatkami róż i wodą różaną, która pachnie i wygląda jak rahatloukum (arabski różany deser z pistacjami). Ma nieco lżejszą, bardziej galaretkową konsystencję i mam wrażenie, że moja skóra wypija ją całkowicie. Wszelkie zaczerwienienia znikają, więc ryzykuję i nakładam wszystkie kolejne produkty na obie dłonie.

Podoba mi się, że każdy z produktów Fresh pachnie inaczej, ale są to bardzo przyjemne dla nosa kompozycje. Niestety nie jestem fanką większości różanych perfum i kremów, bo ich zapachy mnie potwornie męczą. W tym wypadku jest skrajnie inaczej, bo nie czuję ciężaru olejku różanego, ale świeże płatki kwiatów. Jakbym cały czas zanurzała nos w bukiecie zimnych jeszcze bladoróżowych róż prosto z giełdy kwiatowej o poranku…

Na górze róże

Komponenty z róż nie bez powodu znalazły się w pielęgnacji marki Fresh. Zarówno woda różana, hydrolat z płatków róż czy olejek różany, mają obłędne właściwości dla skóry. Dawniej były uznawane za iście męski zapach, bo najczęściej używano ich u barberów (jeśli chcesz dowiedzieć się więcej kliknij w mój artykuł Męski świat perfum. O podziałach na płeć w zapachach), ze względu na moce kojenia skóry po goleniu brzytwą. Preparaty z ekstraktem z róż lub olejkiem różanym mają właściwości antyseptyczne, nawilżające, ujędrniające, przeciwzmarszczkowe i antyoksydacyjne.

Słowem, jeśli do tej pory miałaś/miałeś obiekcje czy sięgać po różaną pielęgnację, najwyższy czas to zmienić. To inwestycja w dobry wygląd.

A marka Fresh ma tak piękną linię Rose, że ciężko nie ulec jej urokowi;) Najpiękniejszy jest oczywiście tonik z prawdziwymi płatkami róż. Nawilża i przygotowuje skórę do przyjęcia kremu nawilżającego. Ten zawiera specjalne nośniki, które pozwalają komponentom nawilżającym dotrzeć do głębszych warstw naskórka. I nie jest to chwyt marketingowy, bo podczas aplikacji, dosłownie czuć błyskawiczny proces wchłaniania się kremu. Pozostaje delikatna ochronna warstwa na skórze, która po chwili wchłania się w skórę twarzy i szyi.

Używam kremu Rose Deep Hydrating Fresh na moją skórę po 6 dniach od peelingu dermatologicznego i czuję, jakby właśnie tego potrzebowała.

Przerwa na herbatę

Świetna jest też linia herbaciana Fresh. Jej wiodącym składnikiem jest kombucha, czyli grzybek wyhodowany ze sfermentowanej czarnej herbaty. To azjatyckie odkrycie, podobnie jak fermentowany korzeń żeń-szenia, ryżu czy imbiru zupełnie zmieniają kondycję skóry.

Powód? Kombucha – ta nakładana na skórę, ale także ta wypijana lub zjadana – przywraca naturalną mikroflorę, zwaną mikrobiomem. To odkrycie naukowe dotyczące zdrowej flory bakteryjnej na powierzchni skóry kompletnie zmienia pielęgnację. Nie tylko kombucha, ale także jogurty, bakterie L- casei czy woda probiotyczna (więcej pisałam już jakiś czas temu na vogue.pl Probiotyki w kosmetykach. Przełom w pielęgnacji trądziku i cery wrażliwej , ale obiecuję do tego tematu wrócić tutaj) dbają o to, żeby na powierzchni skóry nie zabrakło dobrych bakterii i mikroorganizmów. Powód: zwalczają one te szkodliwe dla skóry. A kiedy cera jest oczyszczana zbyt mocnymi preparatami, staje się niemal wyjałowiona z bakterii i traci odporność.

Serum i krem z kombuchą Fresh, pięknie pachną czarną herbatą i są nieco mocniejszym typem produktów pielęgnacyjnych, przeznaczonych dla cer wrażliwych lub dojrzałych. Jeśli masz suchą lub bardzo wiotką skórę ta linia jest idealna dla ciebie. Rytuał, bo Lvu i Alinie zależało na tym, żeby we Fresh były rytuały, rozpoczyna się oczywiście demakijażem i oczyszczaniem (na przykład świetnym sojowym preparatem), a następnie nakładaniem na skórę esencji z kombuchą.

Przypomina ona nieco mokry olejek, który kosmicznie wygładza powierzchnię skóry i pozostawia na niej delikatną warstewkę. Następnie aplikuję na skórę trzy krople serum specjalną pipetą i wmasowuję produkt. A na koniec nakładam krem z czarną herbatą, który działa jak kompres i pozwala wszystkim komponentom aktywnym wchłonąć się w skórę. Moja skóra to już lubi!

Szczypta cukru

Założyciel marki Fresh, Lev, doskonale pamięta, że w ZSRR przy każdym skaleczeniu, zadrapaniu czy problemach skórnych, babcie, ciocie i sąsiadki nakładały na nie pastę z brązowego cukru. Powód? Ma on właściwości nawilżające, odżywcze i naprawcze.

I właśnie dlatego znalazł się w czołówce składników linii balsamów i szminek pielęgnacyjnych do ust Sugar Fresh. Pomimo, że zawierają cukier, w kontakcie ze skórą nie zachowują się jak szorstki peeling (peelingi do ust i twarzy też znajdziesz w portfolio marki, ale to osobna linia).

Oczywiście zgodnie z filozofią Fresh, najważniejsze jest działanie pielęgnacyjne, ale nie bez znaczenia są też doznania podczas stosowania kosmetyku oraz to, jak prezentuje się skóra ust po ich użyciu. Dlatego założyciele marki złamali się i otworzyli na nieco szerszy wachlarz produktów. Pomadki Sugar Fresh można kupić również w wersji kolorowej. Pomijając fajne, ciężkie metalowe oprawy, mają tę przewagę, że nie musisz rezygnować z makijażu, żeby pielęgnować swoje usta. I odwrotnie: robiąc makijaż, nie masz stresu, że nie użyłaś balsamu pod pomadkę do ust.

1 kwietnia będzie można dotknąć, nałożyć i przetestować wszystkie opisane przeze mnie produkty na własnej skórze w perfumeriach Sephora. Ale jeśli masz jakieś pytania lub wątpliwości, czekam na nie w komentarzach! Pięknego weekendu!