Skóra rozjaśniona, napięta, gładka, pełna blasku, która genialnie wygląda bez makijażu, to niemal standard po zabiegu na bazie dobrych produktów, przeprowadzonego przez profesjonalnie przeszkoloną kosmetolożkę. Natomiast czy efekt z gabinetu jest możliwy do odtworzenia w domowej pielęgnacji? Postanowiłam sprawdzić testując kosmetyki ProXN z ksantohumolem.
Polskie odkrycie w polskich kosmetykach
Po raz pierwszy z produktami ProXN miałam kontakt w gabinecie kosmetycznym w Elektrowni Powiśle. Niezwykle uprzejma i kompetentna kosmetolożka nakładała mi kolejne etapy pielęgnacji z antyoksydantami i cząsteczkami, o których wcześniej nie słyszałam. Gwiazdą wśród nich jest Ksantohumol, który był trudny w dostarczeniu do skóry w postaci aktywnej. Do momentu, kiedy polscy naukowcy z UMK w Toruniu, Dr Mariusz Bosiak i Prof. Andrzej Wolan opatentowali syntezę tej substancji i jej przechowywanie w kompleksie z cyklodekstryną. Efekt? Ksantohumol jest 30 razy skuteczniejszy w odmładzaniu od witaminy C i ma wyższy potencjał antyoksydacyjny od witaminy E i polifenolu 60. Co jeszcze warto o nim wiedzieć? Ksantohumol jest antyoksydantem, działa przeciwzapalnie, opóźnia procesy starzenia i fotostarzenia, wykazuje właściwości bakteriobójcze – co przydaje się w leczeniu trądzika pospolitego a także różowatego, rozjaśnia koloryt naskórka i zmniejsza zaczerwienienia, pobudza mikrokrążenie i regeneruje skórę. Jego właściwości postanowiły wykorzystać dwie kobiety: Aneta Czaplicka i Paulina Stopczyk i tak powstała marka ProXN. To kosmetyki profesjonalne, po których z gabinetu wyszłam ze skórą wizualnie 10 lat młodszą. Po skończeniu ampułki, której kosmetolożka nie wykorzystała w całości, postanowiłam się odezwać do PR menedżerki marki i poprosić o przetestowanie kosmetyków do użytku domowego na własnej skórze. A to moje wrażenia.
Spójny koncept
Jak na osobę, która w kosmetykach „siedzi” od dwóch dekad, aktywnie je testując, dosłownie uderzyła mnie prostota opakowań. Są białe, z czarnym logiem ProXN, które nawiązuje do cząsteczki ksantohumolu, która jest gwiazdą wszystkich preparatów pielęgnacyjnych marki. Oprócz tego składnika, na każdym wypisane są najważniejsze substancje aktywne. Jest minimalistycznie, konkretnie, niemal chemicznie. Bez zbędnych poezji, czy filozofii. A już na pewno – bez żadnych obietnic, bo nauka i jej osiągnięcia – bronią się same.
Oczywiście już w gabinecie, podczas wspomnianego we wstępie zabiegu, zaczęłam głośno zastanawiać się czy i jak moja skóra zniesie taką ilość dość mocnych składników aktywnych? Czy nie ulegnie podrażnieniu? Nie będzie wyglądać jak po peelingu dermatologicznym? A może skończy się, jak to u mnie bywa – ostrym stanem zapalnym? Jednak oprócz delikatnej, bardzo drobnej maceracji naskórka jak po peelingu, żadnych z powyższych objawów nie zauważyłam. Nie ufam obietnicom. W kosmetykach i ich składach, wierzę nauce i osiągnięciom chemii. A odmładzająca cząsteczka wyjątkowo wwierciła się w moje myśli. Tym bardziej, że pomimo, że pół życia mieszkam już w Warszawie, sercem wciąż jestem torunianką. Tam się urodziłam i wychowałam. Dlatego cząsteczka opatentowana przez toruńskich naukowców zaciekawiła mnie mocniej niż doniesienia o odkryciach NASA (chyba włączył mi się patriotyzm lokalny, choć nigdy nie byłam np. fanką pierników:))
Łagodne oczyszczanie
Na początek do testów sięgnęłam po Recovery Cleansing Oil ProXN. To kosmetyk dość nietypowy jak na produkt do mycia i demakijażu skóry. Oczywiście założyłam, że to nie będzie mój ulubieniec ze względu na problemy z łojotokiem i nadmiernym przetłuszczaniem się skóry. Żelowy olejek dzięki zawartości skwalanu, estru masła shea oraz kompleksu ksantohumolu, pielęgnuje skórę już w trakcie oczyszczania. Sprawdza się zarówno do mycia skóry suchej, bardzo suchej, atopowej, podrażnionej, jak i mieszanej – jak moja. Wymaga spłukania wodą i lubię używać go dwukrotnie, wykonując dwustopniowy demakijaż, albo pojedynczo, o poranku. Łagodzi, wycisza i zapobiega odwodnieniu skóry.
Aktywna mgiełka
Krokiem numer dwa w pielęgnacji ProXN jest Prime Mist, czyli kosmetyk w rodzaju toniku z kwasami, który przygotowuje skórę do kolejnych zabiegów pielęgnacyjnych. Mgiełka ma postać spreju i dość charakterystyczny zapach, którego na początku nie lubię, ale z czasem się przyzwyczajam. W jej składzie znajdują się: kwas laktobionowy, glukonolakton i niacynamid. Z jednej strony to kosmetyk o działaniu delikatnie złuszczającym jak peeling, a z drugiej, dzięki takiej formule Prime Mist zapobiega odwodnieniu skóry i dba o odpowiedni poziom nawilżenia naskórka. Obniżając pH skóry, ułatwia penetrację składników aktywnych z kolejnego kroku (porannego lub wieczornego).
Moc antyoksydantów
Ten, kto jest tutaj ze mną dłużej – wie, że rzadko moja skóra współpracuje z witaminą C. Większość kosmetyków z nią w roli głównej działa na mnie drażniąco i kończy się krostkami przypominającymi trądzik pospolity, a momentami wyprysk kontaktowy (prawdopodobnie zależy to od „towarzystwa” kwasu askorbinowego i jego formy). Do Antioxidant Therapy ProXN podeszłam więc z dystansem. Ale w formule tego kosmetyku nie ma kwasu akorbinowego. Za to są Ksantohumol Kompleks, Artemisia Ferment Oil, Skwalan, Stoechiol, Probiotyk. Konsystencją przypomina olejek, więc można nim z powodzeniem wykonać poranny masaż. Kosmetyk ma wbudowaną pompeczkę z pipetą i to jest porcja, która wystarcza na aplikację na twarz i szyję. Ale ja uparcie „odmładzam” dekolt, więc nakładam po porannym oczyszczeniu i mgiełce 2 pompki. Produkt stosuję już drugi miesiąc dzień w dzień i widzę poprawę kolorytu i wygładzenie skóry. Cera jest gładsza, zwłaszcza na dekolcie. Ale zdaję sobie sprawę, że to skutek kompleksowego działania kwasów, antyoksydantów, retinoidów i ochrony przeciwsłonecznej.
Parasol ochronny
Na serum za antyoksydantami, aplikuję Sun Barier, czyli krem z filtrem o wysokim spektrum ochrony SPF 50. To krem, który jest dość gęsty, więc dobrze kryje, co wychodzi na jaw podczas badania skóry specjalną aparaturą (zbiegiem okoliczności jest fakt, że okazuje się podczas konferencji innej marki, że po 6 godzinach wciąż w niektórych miejscach dokładnie pokrywał skórę, bez reaplikacji). Natomiast dla mojej tłustej cery ten krem nie jest najlepszym wyborem. To zdecydowanie formuła dla skóry suchej lub normalnej. Nie można jednak mu odjąć skuteczności w jej zabezpieczeniu – na badaniu byłam niemal cała fioletowa (biały krem + ultrafiolet lampy). Natomiast przy tak silnych substancjach aktywnych, które mogą wykazać eksfoliację naskóra (nawet mikrozłuszczanie), ochrona przed słońcem jest niezbędna.
Kuracja wyrównująca koloryt
Kosmetyki z retinoidami to oczywiście hit niezastąpiony w odmładzaniu i działaniu rozjaśniającym przebarwienia. Natomiast te „retinoidy” mają nietypową formułę. W Bright Up Therapy ProXN znajdują się ekstrakty roślinne z korzenia prawoślazu, otrębów ryżowych i korzenia lukrecji, butylrezorcynol, Kompleksem Ksantohumolu i nowatorski retinoid, czyli ester kwasu retinowego. Serum aplikuję zgodnie z poleceniem kosmetolożki codziennie na noc, aby rozjaśnić przebarwienia i ujednolicić koloryt. Jednak dla mojej skóry to dawka zbyt intensywna. Widząc mikrozłuszczanie, sięgam po retinoidy 3 razy w tygodniu, a w pozostałe dni używam kosmetyku z antyoksydantami. Efekt? Cera jest gładsza i napięta, jej koloryt bardziej jednolity. Wygląda na świeżą, niezależnie od tego jak długo spałam i ile godzin spędziłam przed komputerem.
Jak oceniam kosmetyki do pielęgnacji domowej ProXN? Mają wyjątkowe składy, super przyjemne konsystencje i co widzę po dwóch miesiącach stosowania – genialne działanie. Nie ma w nich niczego niepotrzebnego. Cała używana przeze mnie gama jest kompletna i komplementarna. Skóra jest bardziej jędrna i elastyczna, a przebarwienia znacznie mniej widoczne. Komu mogłabym polecić te kosmetyki? Każdej osobie, która chce długo wyglądać i czuć się w formie. ProXN zawierają czołówkę składników aktywnych zwaną złotym standardem pielęgnacji.
Artykuł powstał we współpracy reklamowej z marką ProXN
Fot. Helena Ludkiewicz
Comments are closed.