Viagra pentru femei, cunoscută și sub numele de "flibanserin", reprezintă o descoperire revoluționară în domeniul medical, adresându-se problemelor de disfuncție sexuală la femei. Acest medicament a fost dezvoltat inițial pentru tratarea tulburărilor de dorință sexuală hipoactivă la femei, cunoscută și sub numele de HSDD (hipoactive sexual desire disorder). Principalul ingredient activ al Viagra pentru femei - https://unetxea.org/i/female-viagra-online-fara-reteta-ro.html, flibanserinul, acționează asupra neurotransmițătorilor din creier, în special a serotonină și a dopamină. Acest lucru ajută la creșterea dorinței sexuale la femei care experimentează scăderea libidoului. Utilizarea Viagra pentru femei este destul de diferită față de cea a Viagra pentru bărbați. Trebuie administrată zilnic, pe termen lung, pentru a obține beneficii semnificative, în timp ce Viagra pentru bărbați este administrată pe bază de nevoie, înainte de activitatea sexuală. Este important ca pacientele să fie conștiente de acest lucru și să urmeze cu strictețe recomandările medicului. Cu toate acestea, există anumite precauții și efecte secundare asociate cu utilizarea Viagra pentru femei, incluzând somnolență, amețeli și scăderea tensiunii arteriale. De aceea, este esențial ca pacientele să discute cu medicul lor despre toate riscurile și beneficiile potențiale înainte de a începe tratamentul. În concluzie, Viagra pentru femei reprezintă o opțiune terapeutică importantă pentru femeile care se confruntă cu disfuncții sexuale, oferindu-le posibilitatea de a-și recăpăta plăcerea și satisfacția în viața lor sexuală. Cu toate acestea, consultarea cu un medic este crucială pentru a asigura utilizarea corectă și sigură a acestui medicament.

Karmienie piersią to jeden z najbardziej naturalnych odruchów związanych z macierzyństwem. Przywilej, obowiązek, odpowiedzialność i niesamowita zdolność.

Niejednokrotnie słyszałam od przyjaciółek i koleżanek, że  w Polsce karmienie to również swego rodzaju przymus społeczny okraszony wyrzutami sumienia. Tak obcych kobiet na sali poporodowej, lekarek, pielęgniarek i położnych, jak i bliskich kobiet z naszych rodzin. Syndrom Matki Polki jest więc nieodłącznie kojarzony z karmieniem piersią lub jak kto woli – z cycem.

I przy tym cycu udało mi się trzymać moją córeczkę ponad rok. Po pierwsze dlatego, że tak chciałam. Byłam zadowolona z wykarmienia pierwszego dziecka (10 miesięcy) piersią. Z tego jaką ma odporność w porównaniu z dziećmi „na butelce”, z tego jak szybko się rozwijał, jak szybko zaczął mówić i jak jest bystry i inteligentny. Czy to wszystko jest zasługą karmienia piersią – nie wiem. Być może to pic na wodę. Nie mniej miło wspominam pierwsze pół roku z Teo przy piersi. Był do niej przywiązany jak miś koala do mamy czy jak kangurzątko do torby kangurzycy. Był wielki, bo już jak się urodził mierzył i ważył tyle co 2-miesięczny przeciętny bobas (4,5 kg i 61 cm), więc jego potrzeby energetyczne były olbrzymie. Końcówka karmienia go piersią była jednak związana ze łzami wylanymi przeze mnie i przez niego, z pobudkami co 30 minut w nocy (karmiłam go pod koniec po 7-8 razy w ciągu nocy), z worami pod oczami, ze złością z mojej strony, która zakrawała nawet o agresję. Z niemocą. Czułam, że nie mam już siły dłużej. Że jestem zniewolona. Że jestem smoczkiem, przytulanką, butelką, poduszką i że wszystkich innych kocha, a mnie po prostu potrzebuje. I z pomocą Michała, mojego męża udało nam się w 2 tygodnie Teodora odzwyczaić. Ja spałam na dole, Teo z tatą na górze (dwupiętrowe mieszkanie dawało taką możliwość). On budził się tylko raz na butlę i spał jak smok.

Karmiąc Biankę, okazało się, że karmienie piersią może sprawiać nieco więcej trudności już od samego początku. I to nie związanych ze zbyt małą ilością pokarmu czy ze złym ssaniem, ranami na sutkach – to pikuś. Najgorszym problemem były kolki i zielone kupy małej. Natomiast to temat na osobny wpis… Okazało się, że trzeba przywiązywać ogromną uwagę do tego, co się je, pije i jak się żyje. Że każdy nerw, stres i mój krzyk przełykała w mleku i następnie to odreagowywała. Że trzeba było robić dziesiątki rzeczy, których przy pierwszym dziecku nie musiałam. Podawać kropelki, spuszczać pierwsze mililitry mleka, robić masaże brzuszka i totalnie ograniczyć spożywanie cukru, nabiału i białej mąki. Co ostatecznie nie zmieniło nic, a kolki ustały wraz z końcem 3-go miesiąca życia małej.

Następnie karmienie zrobiło się naprawdę fajne. Wygodne, bo nie trzeba wyparzać, podgrzewać, mieszać, szukać mleka, butelek, przegotowanej wody o dobrej temperaturze. Cyc jest zawsze pod ręką (co jest jego największą zaletą i wadą), zawsze w odpowiedniej temperaturze, o dobrej konsystencji i o każdej porze. Ale kiedy dziecko jest chore, ząbkuje, czuje niepokój związany ze zmianą miejsca, sytuacji, itp., cyc jest uspokajaczem.

Lepszy niż smoczek i butelka razem wzięte. Najlepszy gryzak i worek treningowy dla małego człowieka. W związku z czym dla matki ten cyc przestaje być przyjemny. Nie przypomina ani jej piersi sprzed karmienia, nie odczuwa przyjemności z pieszczot partnera (wybaczcie dosłowność, ale kiedy leci biała płynna substancja z piersi, to na mnie to działa antypodniecająco), ani nie jest już jedynym co dziecko potrzebuje, aby się najeść. Skoro kilkumiesięczne niemowlę próbuje zupek, przecierów, kaszek i powinno się nimi najadać, ale co chwilę wisi na Tobie i robi to coraz częściej to możesz zrobić dwie rzeczy. Albo odstawić od razu i przestawić na butelkę, albo pójść do pediatry czy dietetyka alternatywnego, który ustawi tak dietę dziecka, że mleko modyfikowane nie będzie niezbędnym pokarmem. Albo nauczyć się odmawiać. I dawać co drugą czy co trzecią pierś.

Karmienie piersią w miejscach publicznych

Kolejną kwestią jest karmienie w miejscach publicznych. Pomijam nagonkę na matki karmiące, którą uważam za niesprawiedliwą i okrutną. Z resztą, większość mam które znam i które karmią lub karmiły w pewnym momencie naprawdę ma dość „wywalania” piersi w każdym możliwym miejscu. To staje się dla samej matki trudne i niewygodne. Oczywiście dziecko jest najważniejsze i przez ssanie cyca buduje swoje poczucie bezpieczeństwa, bo czuje się blisko mamy. Ale matka też jest ważna! Ty jesteś ważna, ja jestem ważna, twoja siostra czy przyjaciółka są ważne. I jeśli ich samopoczucie „siada” przez wyciąganie piersi na wierzch i karmienie dziecka i pojawia się złość i rezygnacja, warto przemyśleć czy w dalszym ciągu chcesz karmić piersią.

I takie myśli właśnie miałam przez ostatnie dwa, a nawet trzy miesiące. Bianka miała coraz szersze menu, próbowała coraz większej ilości potraw, piła wodę z butelki, ale mlekiem modyfikowanym pluła. Dopiero kiedy we mnie się coś zmieniło, nie wiem nawet jak to nazwać, bo przeszłam przez wszystkie możliwe fazy z histerią i załamaniem nerwowym włącznie – co zrzucam na karb permanentnego niewysypiania się – zaczęła jeść mleko wieczorem, przed snem. Ale musiałam w to zaangażować kolejny raz męża. To on trzymał butlę, a ja znikałam i opiekowałam się wtedy starszym synkiem.

Trwało to dwa tygodnie, po czym zaczęłam ograniczać dawanie jej piersi w ciągu dnia. Dostawała mleko mamy tylko w nocy, po czym od wigilii przestała rano nawoływać cyca. I całą wigilię nie jadła mojego mleka. To był przełom.

Następnie bolały mnie bardzo piersi – myślałam, że wybuchną, pomimo, że ostatnimi czasy już jadała dużo rzadziej i dużo mniej.  Do tego doszedł ból głowy i wściekłość, którą porównałabym do dnia przed okresem. Płacz, krzyk, niepokój, poczucie winy – czego tam we mnie nie było?!? Po dwóch dniach miałam wrażenie, że już zapomniała, że w ogóle kiedykolwiek była karmiona piersią. Ale trzeciego dnia okazało się, że przypomniała sobie i zaczęła się upominać o cyca. Jednak wystarczyło jedno zdanie: mama już nie ma cyca, ale może dać ci mleczko/jabłko, banana/kaszkę i to ucinało temat. Piersi nadal mnie bolały. Dwa razy musiałam użyć laktatora, żeby ściągnąć guzy z mleka, które się w nich zrobiły przez tych kilka dni. To dawało ulgę.

Dziś jest piąta doba niekarmienia. Moje piersi wróciły do swojego rozmiaru sprzed ciąży, a raczej pomniejszyły się o jeden rozmiar – są maleńkie, zniknęło uczucie ciężkości towarzyszące mi przez ostatnie 12 miesięcy i zniknęło poczucie winy, że robię krzywdę Biance. Mała tuż po odstawieniu rozwinęła się tak, że jestem pewna, że miało to związek ze zmianą w odżywianiu. Zaczęła mówić pierwsze słowa i powtarzać to, co słyszy. Jest zdrowa, silna, od dwóch miesięcy chodzi. Dałam jej ogromną ilość przeciwciał, miłości i wsparcia. I choć teraz wisi na mnie jeszcze bardziej niż przed odstawieniem, wiem, że to chwilowa faza, która minie. I wiem, że warto w pewnym momencie zawalczyć o siebie.

Nie ganię mam, które karmią dzieci nawet kilkuletnie – to ich wybór. Ja wybrałam wolność, bo w pewnym momencie czułam się niewolnicą i pojawiały się we mnie niezdrowe ataki złości i smutku, które nie powinny karmieniu kochanego dziecka towarzyszyć. Dziś już wiem, że wybrałam dobrze i nie zmieniłabym tego roku na rok z butlą. Ale nie zmieniłabym dzisiejszej butli na kolejnych kilka – kilkanaście miesięcy z piersią w roli głównej. Widocznie to dla mnie było wystarczająco długo.

Comments are closed.