Viagra pentru femei, cunoscută și sub numele de "flibanserin", reprezintă o descoperire revoluționară în domeniul medical, adresându-se problemelor de disfuncție sexuală la femei. Acest medicament a fost dezvoltat inițial pentru tratarea tulburărilor de dorință sexuală hipoactivă la femei, cunoscută și sub numele de HSDD (hipoactive sexual desire disorder). Principalul ingredient activ al Viagra pentru femei - https://unetxea.org/i/female-viagra-online-fara-reteta-ro.html, flibanserinul, acționează asupra neurotransmițătorilor din creier, în special a serotonină și a dopamină. Acest lucru ajută la creșterea dorinței sexuale la femei care experimentează scăderea libidoului. Utilizarea Viagra pentru femei este destul de diferită față de cea a Viagra pentru bărbați. Trebuie administrată zilnic, pe termen lung, pentru a obține beneficii semnificative, în timp ce Viagra pentru bărbați este administrată pe bază de nevoie, înainte de activitatea sexuală. Este important ca pacientele să fie conștiente de acest lucru și să urmeze cu strictețe recomandările medicului. Cu toate acestea, există anumite precauții și efecte secundare asociate cu utilizarea Viagra pentru femei, incluzând somnolență, amețeli și scăderea tensiunii arteriale. De aceea, este esențial ca pacientele să discute cu medicul lor despre toate riscurile și beneficiile potențiale înainte de a începe tratamentul. În concluzie, Viagra pentru femei reprezintă o opțiune terapeutică importantă pentru femeile care se confruntă cu disfuncții sexuale, oferindu-le posibilitatea de a-și recăpăta plăcerea și satisfacția în viața lor sexuală. Cu toate acestea, consultarea cu un medic este crucială pentru a asigura utilizarea corectă și sigură a acestui medicament.

Piękna kamienica z lat 20-stych, Stary Mokotów, dobry dojazd. Stylowe, choć surowe wnętrze z ciepłem elementów wykonanych z drewnianej sklejki. Minimalizm, ale z odrobiną ozdobnego sznytu. Miedziane rurki poprowadzone natynkowo na ścianach i miedziane akcenty wokół stanowisk fryzjerskich, sygnalizują, że właściciele wiedzą, co w designerskiej trawie piszczy.

Kaktusy i aloesy. Przestrzeń, bo pomimo 60-ciu metrów kwadratowych Charakter – być może przez wysokie stropy, być może ze względu na styl wystroju – wydaje się przestronny i wielki. Są tu dwa pokoje i megaprywatność, bo w każdym pracuje jeden z dwóch fryzjerów – współwłaścicieli miejsca. Wielkie lustro i miłe oświetlenie, biel i drewno.

Słowem: młodość, świeżość, stylowość i lekkość. Chcesz tutaj być, posiedzieć, porozmawiać. Szczególnie z Grześkiem Smoderkiem, z którym rozmowę możecie zobaczyć u mnie w dziale Ludzie.

Najważniejsze w Charakterze nie są trendy, moda, ale osobowość klientek (ich charakter). I to do niej fryzjerzy dopasowują uczesanie. Wizyta w tym salonie nie rozpoczyna się krytyką, z cyklu: „kto ci tak spier… włosy” (co bardzo często zdarza się nawet w najbardziej trendy miejscach w Warszawie), ale pytaniem: co ci się marzy, jakbyś chciała wyglądać, czy chcesz coś zmienić, czy tylko odświeżyć. Fryzjer dotyka włosów, bawi się nimi, obserwuje twoją twarz z każdej strony i rozmawia. Liczysz się ty, twoje włosy, a nie fryzura. Naturalność, a nie stylizacja. I o to chodzi. Przynajmniej ja z mojej zmiany jestem bardzo zadowolona i po kilku myciach wciąż zachwycam się formą i łatwością, z jaką włosy się układają dzięki cięciu Grzesia.

W Charakterze fryzjerzy pracują na australijskich kosmetykach Kevin Murphy. Z naturalnymi wyciągami, genialnymi zapachami i przepięknymi designerskimi opakowaniami w stylowych kolorach. Są jak małe dzieła sztuki. A włosy po ich użyciu pachną, błyszczą i są miękkie w dotyku. To ten rodzaj koloryzacji i pielęgnacji, którego nie musisz zmywać tuż po wyjściu z salonu. Produkty te nie śmierdzą, nie boli od nich głowa i nie szczypią oczy.

O grzywce Grześkowi przypomniałam pod koniec wizyty. Nigdy wcześniej mnie w niej nie widział, a znamy się już od kilku lat. Zanim ją obciął, dokładnie obejrzał jak układają się refleksy, które wcześniej namalował „z ręki” i rozświetlił nimi genialnie moją zimową, bladą cerę. Ale wcześniej przekonał mnie, żeby od skóry pozostawić mój naturalny kolor. Chłodny ciemny blondo-brąz, który dobrze wygląda w towarzystwie jaśniejszych refleksów. Grzesiek nakłada je pędzlem, naśladując operowanie światła słonecznego. Dzięki czemu wyglądają naturalnie, a nie na odrysowane od linijki. Następnie, na całą głowę nałożył toner, który ujednolicił odcień włosów.

Kolor nazwał sarnim blondem, co mi się baaaaardzo podoba (i kolor i jego romantyczna nazwa;)), a cięcie chyba nazwy nie ma. Ale w moim przekonaniu odmładza mnie co najmniej o 5 lat! Grzywka jest lepsza niż botoks, a kosztuje mniej i mniej boli. A jeśli nie masz na nią ochoty, zawsze możesz założyć opaskę, upiąć spinkami lub zaczesać do tyłu i wystylizować, tzw. wet look. Ja się w mojej nowej grzywce zakochałam i gorąco polecam takie cięcie wszystkim znudzonym tą samą fryzurą od lat.

Comments are closed.