Viagra pentru femei, cunoscută și sub numele de "flibanserin", reprezintă o descoperire revoluționară în domeniul medical, adresându-se problemelor de disfuncție sexuală la femei. Acest medicament a fost dezvoltat inițial pentru tratarea tulburărilor de dorință sexuală hipoactivă la femei, cunoscută și sub numele de HSDD (hipoactive sexual desire disorder). Principalul ingredient activ al Viagra pentru femei - https://unetxea.org/i/female-viagra-online-fara-reteta-ro.html, flibanserinul, acționează asupra neurotransmițătorilor din creier, în special a serotonină și a dopamină. Acest lucru ajută la creșterea dorinței sexuale la femei care experimentează scăderea libidoului. Utilizarea Viagra pentru femei este destul de diferită față de cea a Viagra pentru bărbați. Trebuie administrată zilnic, pe termen lung, pentru a obține beneficii semnificative, în timp ce Viagra pentru bărbați este administrată pe bază de nevoie, înainte de activitatea sexuală. Este important ca pacientele să fie conștiente de acest lucru și să urmeze cu strictețe recomandările medicului. Cu toate acestea, există anumite precauții și efecte secundare asociate cu utilizarea Viagra pentru femei, incluzând somnolență, amețeli și scăderea tensiunii arteriale. De aceea, este esențial ca pacientele să discute cu medicul lor despre toate riscurile și beneficiile potențiale înainte de a începe tratamentul. În concluzie, Viagra pentru femei reprezintă o opțiune terapeutică importantă pentru femeile care se confruntă cu disfuncții sexuale, oferindu-le posibilitatea de a-și recăpăta plăcerea și satisfacția în viața lor sexuală. Cu toate acestea, consultarea cu un medic este crucială pentru a asigura utilizarea corectă și sigură a acestui medicament.

Pamiętacie mamy smarujące nasze twarze znienawidzonym tłustym Dermosanem lub kremem Nivea w granatowym pudełku? Ja pamiętam. I zapach i to uczucie klajstru na twarzy. I przylepione do niej włosy lub wełnę od czapki czy szalika. Coś okropnego! W kategorii najmniej przyjemne rytuały z dzieciństwa, to mój numer jeden ex aequo z podciąganiem rajstop wraz z podnoszeniem całej mnie (ostatnio tak dla śmiechu zrobiłam mojemu synkowi i bardzo mnie poprosił, żeby to było ostatni raz – obiecałam, że to się więcej nie powtórzy).

Ale te Dermosany i Nivee takie głupie wcale nie były. Tłuste ulepki, co prawda się do wszystkiego przyklejały, natomiast chroniły cienką, młodą, delikatną skórę przed mrozem, śniegiem i wiatrem. A Dermosan dodatkowo zawierał filtry przeciwsłoneczne, co w górach okazywało się zbawienne. Czy wiecie, że to właśnie śnieg odbija najbardziej światło słoneczne? Stąd słynne powiedzenie: opalenizna na narciarza (spalone nosy i opalone okulary słoneczne lub gogle).

Do zimowego niezbędnika poza oczywistymi filtrami SPF, warto dorzucić kosmetyk z tzw. cold cream. To właśnie zimowe zabezpieczenie skóry przed wspomnianymi mrozem, śniegiem i wiatrem lub tak zwana formuła norweska czyli patent Neutrogeny zgapiony u norweskich rybaków. Ich sekretem są supergładkie dłonie pomimo pracy w ekstremalnie niskich temperaturach i warunkach okołobiegunowych. Powód? Rybi tłuszcz, bogaty w kwasy omega. Te warto dostarczać ciału od zewnątrz, ale przede wszystkim od środka. Nie zachęcam do picia tranu, choć sama daję go dzieciom, nie jestem w stanie go przełknąć, nie mniej warto wzbogacić dietę o te składniki.

Natomiast zimą twarze zwykle mamy wysmarowane niemal na biało, ale często zapominamy o innych częściach, które są narażone na mróz, śnieg, wiatr. Czy używasz cold cream do rąk? To jakby pierwsze rękawiczki, które każdy z nas, niezależnie od płci (kto lubi szorstką skórę dłoni nawet u mężczyzny?) powinien używać przed każdym wyjściem. Smartfona rękawiczką nie odbierzesz, więc ściągasz za każdym razem, kiedy chcesz porozmawiać przez telefon lub wysłać wiadomość. A skóra jest tylko skórą, więc wychładza się, zaczerwienia i pęka.

Podobnie wygląda cienka skóra na ustach. Niestety one pierwsze świadczą o odwodnieniu organizmu, ale i o działaniu wiatru czy mrozu. Tu warto używać czegoś bardziej tłustego niż krem do twarzy, stąd, sprawdzą się bogatsze w lipidy balsamy.

Swoją drogą po ostatnim wywiadzie z dr Joanną Suseł z WellDerm, który ukazał się na wp.pl, jestem głęboko przekonana, że takie kremy na zimę przydadzą się wszędzie. Niezależnie od tego czy wybierasz się na sanki, narty czy czekasz na tramwaj na przystanku w Krakowie. Bowiem zanieczyszczenia osłabiają płaszcz ochronny skóry, przez co staje się podatna na wnikanie szkodliwych substancji. Warto je więc odbudować i skórę wzmocnić w tym trudnym okresie (ogrzewanie w domach i pracy czy samochodzie też potwornie wysusza skórę). Co wybrać zarówno podczas zimy w mieście, a co na wyjazd w góry? Podpowiadam!

Zamiast kominiarki

  1. Krem ochronny dla dzieci Lawenda & Rumianek Iossi. Alternatywa dla aptecznych kremów z punktu 2 i 3, czyli w 100 proc. naturalny, a w 94 proc. organiczny krem. Ma konsystencję twardego masła, więc wystarczy nanieść na skórę odrobinę i mocno wmasować produkt, żeby się podobnie jak masło – rozpuścił. Jest polecany dla dzieci o wrażliwej skórze, choć uważałabym z atopikami. Krem zawiera olejki eteryczne: lawendowy, rumiankowy i z drzewa różanego. Ale jego baza jest zachwycająca: masło shea, olej konopny, olej jojoba, masło kakaowe, olej rydzowy, winogronowy i witamina E. Przyznaję, że jeszcze nie odważyłam się nałożyć go na skórę moich dzieci, ale testuję już drugi dzień na swojej atopowej skórze i póki co jest bardzo dobrze. Poczekam jeszcze jeden dzień  jeśli się nic nie wydarzy będę chwalić pod niebiosa. Krem pozostawia przyjemną „olejkową” formułę, którą bardzo lubię.
  2.  Krem ochronny z lipidami na zimę Sensitia Iwostin. Zawiera Phytowax, olej macadamia i filtry ochronne przed UVB SPF 15 oraz przed UVA SPF 8. Z początku jego bogata konsystencja wydaje się najtłustsza spośród tej pierwszej trójki kremów, natomiast po wmasowaniu w skórę nie pozostawia w ogóle lepkiego tłustego filmu. Mogą go używać nawet maluszki – ma pozytywną opinię Instytutu Matki i Dziecka. I moją;) Smaruję nim delikatną atopową skórę Bianki przed każdym spacerem. Poprawa kondycji o 100 proc. w stosunku do Musteli (świetna firma, ale niestety zawiera zbyt dużą ilość pachnących olejków, które podrażniają skórę obojga moich dzieci; wyjątkiem jest balsam Stelatopia)
  3. Krem Ochronny na Wiatr i Mróz Emolium. Zawiera kompleks lipidowy, co czuję na własnej skórze (w dodatku po pilingu i podczas intensywnych opadów śniegu), mocznik, trójglicerydy i filtr SPF 20. Skóra jest mocno natłuszczona, zabezpieczona przed wiatrem i podrażnieniami. Krem wytwarza na niej film, który chroni płaszcz hydro-lipidowy. Jak dla mnie Emolium to świetna marka rodzinna, której mogą używać nawet maleńkie dzieci, więc warto taki krem zapakować do torby na wyjazd w góry. Albo stosować jako osobistą kurację antysmogową w mieście.
  4. Odżywczy Krem na Zimę Lirene. Zawiera mrozoodporną formułę z wyciągiem z Echinacei i witaminę E oraz olej z passiflory i SPF 20. czyli nadaje się na narty w Polsce czy na Słowacji (w Alpy zabrałabym nieco wyższy filtr przeciwsłoneczny). Ale Lirene jest doskonałą formułą dla cer tłustych i mieszanych, bo zostawia lżejszy film niż Emolium i śmiało można go nakładać pod makijaż. Jest wodoodporny, więc trzyma się na skórze pomimo śnieżycy.

Drugie rękawiczki

  1. Cold Cream Concentrated hand cream Avène. „Najboskszy” jakby to powiedziała moja przyjaciółka Marta, spośród wszystkich kremów do rąk jakich kiedykolwiek używałam. Ja, czyli mistrzyni poharatanych dłoni z atopowymi wypryskami myślałam, że nie ma takiego kremu, który by sprostał ich trudnej naturze. I wtedy pojawił się on, cały na biało i zaczarował moją skórę wdziewając na nią kremowe ochronne rękawiczki swojej magicznej formuły Cold Cream (z resztą od Avène właśnie zaczęto nazywać tak zimową formułę kremów) i dłonie przestały mnie szczypać i być spierzchnięte po każdym zdjęciu rękawiczki na dworze czy umyciu rąk. To jest jego przewaga, że nie musisz go nakładać sto razy dziennie. Mam wrażenie, że film ochronny pozostaje na dłoniach na wiele godzin. I działa!!! Uwielbiam.
  2. Odmładzający krem do rąk z kompleksem witamin Barwa Naturalna. Zawiera łagodzącą prowitaminę B5, alantoinę i glicerynę. Jest bardzo przyjemny, głęboko nawilża, ale według mnie jest bardziej kremem do stosowania podczas pracy przy komputerze – zero lepkości, tłustego nalotu czy klejenia się do klawiatury. Natomiast przy polskich mrozach i suchej, popękanej skórze dłoni, to według mnie za mało. Ale uwielbiam jego działanie na co dzień i mam jedną tubkę tego kremu zawsze tuż obok mydła w mojej łazience.
  3. Regenerująco-Odżywcze serum do rąk i paznokci SOS Ratunek Lirene. Zawiera formułę Intense Repair z 10 proc. składnikiem HydroUrea. Mocno nawilża i regeneruje, szybko się wchłania i nie lepi. Ale ja bym stosowała na niego dodatkowo krem pozostawiający na skórze film ochronny – po to aby moje dłonie nie ucierpiały na mrozie. Natomiast świetnie się sprawdza jako formuła odżywcza na noc (pod bawełniane rękawiczki).

Bezpieczne całusy

  1. Balsam do ust Rêve de Miel Nuxe. Balsam, który możnaby jeść łyżkami tak smakowicie pachnie. Ma konsystencję twardego gęstego miodu i taki sam zapach (w połączeniu z obłędnym olejkiem z pomarańczy). Jest gęsty więc wystarczy odrobina, żeby dobrze nawilżyć usta i by były miękkie i zabezpieczone przed wiatrem, mrozem i całą resztą zimowych przyjemności. Ale można się od niego uzależnić i stosować niezależnie od pogody, jeśli wiecie co mam na myśli… Uwielbiam!
  2. Balsam do ust Sensitia Iwostin. Zawiera kompleks regenerujący spierzchnięte ust, kwasy omega, masło shea i filtr SPF 20. Ma formułę bezbarwną i bezzapachową, więc obok kremu z tej serii można go potraktować jako kosmetyk rodzinny i niezbędnik wyjazdowy na narty. Albo typowy bazowy produkt, który warto nosić w torebce. Zawsze się przydaje, nawet jeśli na co dzień nosisz na ustach burgundy czy karminy – warto czasem taki balsam nałożyć nawet na wierzch, na pomadkę, żeby poprawić kondycję skóry warg.
  3. Balsam do ust Guma Balonowa Bielenda. Coś do czego każda z nas się uśmiechnie i będzie używać, choćby z tęsknoty za gumą balonową Hubba Bubba. Smakowity, z kroplą żywego różu balsam, przypomina trochę błyszczyk. Ale fajnie zmiękcza i nawilża usta. I podnosi kąciki i poziom endorfin. Nie mogę przestać się uśmiechać:)) genialny smak i zapach dzieciństwa!

Comments are closed.