Viagra pentru femei, cunoscută și sub numele de "flibanserin", reprezintă o descoperire revoluționară în domeniul medical, adresându-se problemelor de disfuncție sexuală la femei. Acest medicament a fost dezvoltat inițial pentru tratarea tulburărilor de dorință sexuală hipoactivă la femei, cunoscută și sub numele de HSDD (hipoactive sexual desire disorder). Principalul ingredient activ al Viagra pentru femei - https://unetxea.org/i/female-viagra-online-fara-reteta-ro.html, flibanserinul, acționează asupra neurotransmițătorilor din creier, în special a serotonină și a dopamină. Acest lucru ajută la creșterea dorinței sexuale la femei care experimentează scăderea libidoului. Utilizarea Viagra pentru femei este destul de diferită față de cea a Viagra pentru bărbați. Trebuie administrată zilnic, pe termen lung, pentru a obține beneficii semnificative, în timp ce Viagra pentru bărbați este administrată pe bază de nevoie, înainte de activitatea sexuală. Este important ca pacientele să fie conștiente de acest lucru și să urmeze cu strictețe recomandările medicului. Cu toate acestea, există anumite precauții și efecte secundare asociate cu utilizarea Viagra pentru femei, incluzând somnolență, amețeli și scăderea tensiunii arteriale. De aceea, este esențial ca pacientele să discute cu medicul lor despre toate riscurile și beneficiile potențiale înainte de a începe tratamentul. În concluzie, Viagra pentru femei reprezintă o opțiune terapeutică importantă pentru femeile care se confruntă cu disfuncții sexuale, oferindu-le posibilitatea de a-și recăpăta plăcerea și satisfacția în viața lor sexuală. Cu toate acestea, consultarea cu un medic este crucială pentru a asigura utilizarea corectă și sigură a acestui medicament.

–Dziś trzeba uważać, bo jest piątek trzynastego. A w poniedziałek jeszcze gorzej. W radiu już zapowiadali, że jest Black Monday – wpadła jak bomba z odpalonym zapłonem moja mama w miniony piątek (13-stego oczywiście).

–Chyba Blue Monday mamo. Black Monday, albo Black Tuesday jest wtedy, jak się za mocno przez weekend eksperymentuje z narkotykami… Uśmiechnęłam się do niej. Ale to już nie miało znaczenia. Nastawiła się tak na NIE, że nic nie było wstanie odczarować feralnego piątku i poniedziałku. Klasyczne WSZYSTKO ŹLE. A że mam część tych właśnie genów, łyknęłam te wieści jak ciepłą, aromatyczną kawę o poranku.

Jasne, że źle. Smog – niby przeszedł, ale doszliśmy do wniosku, że w ogóle istnieje nie tylko w Pekinie czy Krakowie, ale i u nas na Kamionku. Zima – wiadomo, zima zawsze niesie doła. Ja przynajmniej dopóki nie wyjadę w góry, albo nie ma tyle śniegu, żeby wyjść na sanki, nie przepadam za tą porą roku.

– Zobacz jakie marnotrawstwo: pada śnieg, który się roztapia. Mogłyby dzieciaczki pojeździć na sankach, ulepić bałwana, a tak to wszystko szlag trafi. I po co komu ta zima – dobiła mnie do reszty mama. Rzeczywiście śnieg padał i topniał. Przede mną była cała Warszawa do przejechania po świadectwo pracy z naTemat. Chciałam tam wejść z uśmiechem, ale skóra zaczęła mi schodzić po pilingu, a po drodze wywinęłam na śniegu klasycznego orła. Ale może ten orzeł wcale nie był taki zły, bo przynajmniej się uśmiechnęłam. A raczej uśmiałam i nie mogłam z tej głupawy podnieść się do góry. Z moim laptopem, kablem, kalendarzem, odpadającą skórą i mokrymi butami rozjeżdżałam się jak blondynka na szpilkach, pomimo, że to płaskie, ale na pewno nie śniegowe botki…

Dojechałam do byłej pracy po godzinie, przywitałam się z zupełnie nową redakcją (poza 5 osobami, a może 6-oma), wzięłam świstek na wieczną pamiątkę i ruszyłam w drogę powrotną. Żadnych łez, wzruszeń, przemyśleń. Trochę jakbym odwiedziła nowe miejsce, które coś mi przypomina, ale coś tak odległego jak zeszłoroczny śnieg… I chyba tak ma być, bo jakbym zobaczyła tam ekipę bliską mojemu sercu, z którą niejedną kawę wypiłam i niejedną k… rzuciłam, prawdopodobnie miałabym stan przeddepresyjny.

Pierogi ruskie mamy już nie były dołujące, wizyta męża mojej siostry, który pomógł mi od strony technicznej zbudować tę stronę – również nie. Dzieci włażące z obu stron na kolana – też nie bardzo. W sobotę i niedzielę ciężko było wstać, bo właśnie wtedy dzieci chcą obudzić się najwcześniej i ruszyć do zabawy. Weekend był tak intensywny i obfity w spotkania z ludźmi, że mieliśmy wrażenie, że trwał 4 dni. Wydeptywałam z synkiem ślady tyranozaurów i ornitomimów na śniegu, jeździliśmy na sankach, byliśmy w genialnej izraelskiej knajpie Shipudei Berek, przy Jasnej. Widzieliśmy się z ekipą sąsiadów. Żyć, nie umierać! Ale wisiał nade mną cień tego nadchodzącego niebieskiego poniedziałku.

Oprócz tego, że mało kto lubi poniedziałki w ogóle, te Blue – tym bardziej. Mama wpadła oznajmiając, że ma już swój Blue Monday, bo stuknął jej w zderzak nieprzytomny taksówkarz.

– Wiedziałam, że mnie rozbije. Po prostu wiedziałam – narzekała. Zamówiła – to dostała. Wysłuchałyśmy w DDTVN gadających głów, które tłumaczyły skąd się wziął Blue Monday i z czym się to w ogóle je.

Pewnie wiesz, że chodzi o brak kasy na koncie (bzdura, u mnie rok zaczął się obficie), perspektywę odległości do następnego Bożego Narodzenia (serio? ja jeszcze po tym nie zdążyłam wałeczka zrzucić z brzucha) czy chociażby letnich wakacji (większość ludzi, którzy tak cierpią w zimę w Polsce, pakuje się i wyjeżdża do ciepłych krajów i z tego co słyszałam jest tam taniej niż nad polskim morzem w lipcu czy sierpniu) oraz brak światła słonecznego (można zamontować więcej lampek w domu, albo nie chować tych świątecznych, z resztą dziś jest jasno i biało od śniegu, więc wydaje się przyjemniej niż w zeszły piątek) i last but not least: nie dotrzymanie postanowień noworocznych.

I ten ostatni argument odeprzeć muszę. Pomimo, że sama nie spełniłam jeszcze wszystkich z moich – chociażby wymienionych tu postanowień – nie będę się zarzynać, żeby je zrealizować koniecznie w styczniu! Rok ma 12 miesięcy i masz czas, podobnie jak ja. Po raz pierwszy na wymienioną w postanowieniach jogę poszłam w ubiegłą sobotę. Było dwa razy więcej osób niż zwykle. W tym trzech facetów 190-cm, co jest bardzo budujące. Wreszcie został odczarowany mit, że joga to gimnastyka dla mięczaków i bab, które nie mają siły na siłkę. Jest wręcz przeciwnie. Kto nie wierzy, niech ruszy na jedne zajęcia z astangi, a pozostanie po nim mokra plama i tyle.

Nad postanowieniami pracujemy każdego dnia. A tylko dlatego, że ktoś wyliczył, że dziś jest zły dzień i wszystko jest razem wzięte do dupy, ty wcale nie musisz tak myśleć. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Można łyknąć Blue Monday i sobie wkręcić, że kawa była za gorzka. Ale można do tego podejść od drugiej strony: dziś pierwszy dzień, od którego przestaję słodzić kawę. Chcę ograniczyć cukier, bo wcale mnie nie krzepi. Nie byłeś na siłowni, ale przez pół weekendu biegałeś po parku za psem, który oszalał na widok czegoś białego i mokrego, albo za dzieckiem, które uparcie chciało zjeżdżać i zjeżdżać pomimo gila wiszącego do brody. Czyli: ruszyłeś tyłek z kanapy, a to już coś.

Nie ruszyłeś? To zaplanuj, że dziś ruszysz. Póki jest biało (nie niebiesko) warto pójść na sanki czy spacer po parku. I się nie mazgaić, nie użalać i nie obwiniać. My Polacy uwielbiamy się nad sobą rozczulać, jacy biedni i nieszczęśliwi jesteśmy. A mamy naprawdę dużo. I mamy, o ile go w sobie znajdziemy – dystans do różnych rzeczy i poczucie humoru. Warto z tego skorzystać.

Comments are closed.