Viagra pentru femei, cunoscută și sub numele de "flibanserin", reprezintă o descoperire revoluționară în domeniul medical, adresându-se problemelor de disfuncție sexuală la femei. Acest medicament a fost dezvoltat inițial pentru tratarea tulburărilor de dorință sexuală hipoactivă la femei, cunoscută și sub numele de HSDD (hipoactive sexual desire disorder). Principalul ingredient activ al Viagra pentru femei - https://unetxea.org/i/female-viagra-online-fara-reteta-ro.html, flibanserinul, acționează asupra neurotransmițătorilor din creier, în special a serotonină și a dopamină. Acest lucru ajută la creșterea dorinței sexuale la femei care experimentează scăderea libidoului. Utilizarea Viagra pentru femei este destul de diferită față de cea a Viagra pentru bărbați. Trebuie administrată zilnic, pe termen lung, pentru a obține beneficii semnificative, în timp ce Viagra pentru bărbați este administrată pe bază de nevoie, înainte de activitatea sexuală. Este important ca pacientele să fie conștiente de acest lucru și să urmeze cu strictețe recomandările medicului. Cu toate acestea, există anumite precauții și efecte secundare asociate cu utilizarea Viagra pentru femei, incluzând somnolență, amețeli și scăderea tensiunii arteriale. De aceea, este esențial ca pacientele să discute cu medicul lor despre toate riscurile și beneficiile potențiale înainte de a începe tratamentul. În concluzie, Viagra pentru femei reprezintă o opțiune terapeutică importantă pentru femeile care se confruntă cu disfuncții sexuale, oferindu-le posibilitatea de a-și recăpăta plăcerea și satisfacția în viața lor sexuală. Cu toate acestea, consultarea cu un medic este crucială pentru a asigura utilizarea corectă și sigură a acestui medicament.

Kawał ze mnie upartej bestii lub jak kto woli cholery o wyjątkowo silnej woli. Jak sobie coś wymyślę, to nie ma takiej siły, żeby mnie od tego odwiodła. Ma to oczywiście swoje dobre, jak i złe strony. Te dobre doceniłam rzucając palenie i kilka platonicznie patologicznych miłości (chłopaki, pozdrowienia, wiecie, że właśnie Was mam na myśli), o tych złych przekonuję się na co dzień sama. Kiedy padam już ze zmęczenia, ale wymyślę, że trzeba wyjść z dziećmi na sanki, wyprasować milion ubranek czy posprzątać. Zachowam się inaczej – natręctwa i inne cechy doprowadzą mnie do szału. I i tak będę musiała wrócić do swoich wcześniejszych planów/założeń/celów (niepotrzebne skreślić).

Kiedy więc zobaczyłam na facebooku akcję, pt. 100 dni bez słodyczy, pomyślałam, że jest skierowana właśnie do mnie. Stworzona dla mnie. Dla dziewczyny, która przez większość życia stawiała ogórki kiszone, ser pleśniowy czy kabanosy nad serniki, a w pierwszej ciąży coś jej się odmieniło i pokochała słodkie. No, może stało się to ciut wcześniej, kiedy wraz z Martą, z którą pracowałam w Elle kupowałyśmy codziennie croissanty z Vincenta, a później z Grześkiem (też z Elle) – pączki z Chmielnej. Ale wtedy miałam dwadzieścia kilka lat i skutków ubocznych na figurze nie zauważyłam. Szwankowała moja cera, ale do tego doszłam i z nałogu rogalowo-pączkowego zrezygnowałam.

Zadzwoniłam więc do mojej dietetycznej guru, Magdaleny Jarzynki-Jendrzejewskiej z Dietosfery, z którą uwielbiam rozmawiać jak z psychologiem i zadałam kilka pytań. Poniżej nasza rozmowa. Bez ulepszaczy smakowych i słodzenia.

Maria Kowalczyk: Pani Magdo, czy takie akcje jak wspomniane 100 dni bez słodyczy na facebooku cokolwiek zmieniają w zachowaniu ludzi? Zauważyła Pani, że jest więcej pacjentów, czy że podejmują wyzwanie czy to pic na wodę?

Magdalena Jarzynka-Jendrzejewska: Według mnie nie do końca ma to jakikolwiek wpływ na zachowanie ludzi, którym zależy na lepszej, zdrowszej diecie. Bardziej taka akcja kojarzy mi się z postanowieniami noworocznymi niż z poważnym wzięciem się za siebie. Ale oczywiście wszystko zależy od silnej woli lub jej braku. Podejrzewam, że chodzi o wizerunek w mediach społecznościowych, pewną modę. O to, aby dobrze wypaść na tle swoich 400 czy 300 znajomych, jako ta czy ten, który podjął takie wyzwanie niż o rzeczywiste zaprzestanie jedzenia słodyczy. 

Racja. Od samego kliknięcia nie przestanę kupować batonów czekoladowych czy bezy i ptysiów w cukierni…

Jeśli ktoś sfotografuje się w stroju sportowym, wcale nie musi to świadczyć o tym, że w rzeczywistości ten sport uprawia.

Wizerunek przede wszystkim, hahaha. Zdjęcie w ciuchach do biegania i kurs do cukierni po croissanta, widzę to! Ale powiedzmy trafiło na taką upartą bestię jak ja, która może nie kliknie, nie będzie się afiszować na facebooku – chyba, że w celach opisania tego doświadczenia tutaj – i podejmie to wyzwanie. Czy takie zaprzestanie jedzenia czegokolwiek z listy słodyczy powinno również wiązać się z wycofaniem cukru w ogóle?

Jeżeli podchodzimy do tego na serio, to powinniśmy wycofać każde źródło cukru prostego, niezależnie od tego czy to pączek czy słodzona herbata lub kawa. Niezależnie od tego czy pieczemy ciasta sami, czy kupujemy świeżo upieczone z naturalnych, ekologicznych składników, czy pijemy dosładzany koktajl. Tam też jest cukier, nie ma się co oszukiwać!

A co robić z produktami o wysokim indeksie glikemicznym jak pieczone warzywa korzeniowe (marchewka, korzeń pietruszki, pasternak, burak) czy słodkimi owocami? Też zaprzestać ich jedzenia?

Nie wygłupiajmy się z takimi ograniczeniami! Tak drastyczne cięcia robi się jedynie w przypadku problemów zdrowotnych i podczas przechodzenia na dietę cukrzycową. Wówczas rzeczywiście obróbka termiczna niektórych warzyw czy sama obecność niektórych owoców w jadłospisie podlega ograniczeniu. Ale takie na siłę doszukiwanie się cukru wszędzie jest pozbawione sensu. Przypomina mi to gros osób, które wymyślają sobie nietolerancję glutenu – niczym nie potwierdzoną, żadnymi badaniami, testami, czymkolwiek – które szukają na półkach w sklepach jedynie produktów z przekreślonym kłosem. Co innego jeśli rzeczywiście cierpią na celiakię… 

Czy brązowy cukier to mniejsze zło? Czy jest mniej słodki, mniej uzależnia, mniej tuczy?

Jedyne co można powiedzieć na korzyść brązowego cukru to to, że ma więcej składników mineralnych, pod warunkiem, że jest to cukier nierafinowany i temu zawdzięcza ciemniejszy kolor, a nie jest zabarwiony karmelem. Poddany całkowitej obróbce i oczyszczony cukier biały nie zawiera nic poza sacharozą. Ale to czy jest zrobiony z buraka czy trzciny, brązowy czy biały – nie zmienia faktu, że to cały czas… ten sam cukier prosty. 

A miód? Jest bardzo zdrowy i w okresie zimowym taka herbatka z imbirem, miodem i cytryną działa lepiej niż wszystkie leki na przeziębienie razem wzięte.

Pomaga na przeziębienie, o ile jest dobrej jakości. A nie z nieoznaczonej pasieki, z nieokreślonego terenu, kupiony w supermarkecie. Może to być miód sztuczny. Zawsze warto czytać etykiety. Natomiast niezależnie od tego jaki to miód by nie był, jest bardzo słodki i bardziej kaloryczny niż cukier! Ponieważ łyżeczka miodu jest cięższa niż łyżeczka cukru. Także to taka mała słodka pułapka. I skoro już jesteśmy w temacie przeziębień i wirusów, warto też uważać na sok czy syrop z malin. Jego właściwości rozgrzewające są rzeczywiście wtedy, jeśli sobie prawdziwe maliny zasypiemy cukrem i zamkniemy w słoiku. Natomiast kupując przezroczysty sok z malin w pięknym kolorze, prawdopodobnie mamy do czynienia z syropem glukozowo-fruktozowym. Słowem: woda z cukrem i… aromatem malinowym oraz nikłym procentem malin.

Zatem uważamy na miody, syropy malinowe – nie będą już naszą zimową wymówką, żeby uzupełnić niedobory cukru, nie czarujemy się że ten brązowy cukier jest znacznie zdrowszy, ale czy są jakiekolwiek zdrowe zamienniki o słodkim smaku? Ja po prostu nie potrafię wypić gorzkiej kawy. Smakuje kwasem…

Słodziki mogą być zdrowe, ale i niezdrowe. Niezdrowe to te z aspartamem i acesulfamem K na czele. Mają postać pastylek lub są sypkie. Wygodne do noszenia w torebce, niskokaloryczne, ale… jak się okazuje niezbyt zdrowe a czasem nawet rakotwórcze. Niektórych z tych syntetycznych słodzików nie wolno poddawać wysokim temperaturom, bo są szkodliwe dla zdrowia lub po prostu tracą swoje właściwości. Najczęściej w ten sposób słodzone są napoje z napisem light lub zero. Owszem, nie zawierają cukru, ale nie wiem czy nie są gorsze od samej sacharozy. Na szczęście to nie jest jedyna alternatywa dla cukru. Dziś można korzystać ze słodzików pochodzenia roślinnego np. tagatozy (nazwa substancji czynnej, przyp. red.), stewii, syropu z agawy, lukumy czy ksylitolu. Tagatozę znajdziemy w różnych słodzikach sypkich lub płynnych. Stewia to roślinka o słodkich liściach, którą można hodować samemu. Jest wielokrotnie słodsza niż cukier, więc niskokaloryczna, a do tego bezpieczna nawet dla cukrzyków i dzieci. Natomiast trzeba dokładnie czytać etykiety! W wielu produktach o nazwie stewia 90-98 proc. zawartości stanowi np. maltodekstryna (cukier prosty). Także nawet w tym przypadku mogą się pojawić pułapki. Najlepszy z tego zestawu jest ksylitol, pod warunkiem, że pochodzi z soku z brzozy, a nie łupin kukurydzy czy innych roślin (taki dodawany jest do gum bezcukrowych i past do zębów). Ksylitol jest bardzo podobny w smaku do cukru, wygląda niemal identycznie jak biały cukier, a ma znacznie niższy indeks glikemiczny, jest mniej kaloryczny i po prostu zdrowszy.

Zrezygnowałam z cukru. Po jakim czasie nie ciągnie mnie w ogóle do słodyczy? Czy sto dni wystarczy, a może nawet mniej?

Im dłużej nie jemy cukru, tym lepiej wyczuwamy inne smaki (naturalne smaki każdego produktu czy przyprawy; podobnie jest kiedy ograniczymy ilość soli dodawaną do potraw) i tym mniej ciągnie nas do słodyczy. Natomiast nie ma takich badań po jakim czasie przestajemy go potrzebować. To pewnie jest sprawa osobnicza. Jeśli mamy świadomość, że w naszym przypadku z jedzeniem cukru jest jak u palacza z papierosami (czyi jeśli nie potrafimy bez niego żyć), podchodzimy do sprawy nieco inaczej. Nie dla każdego jest od razu całkowite jego wykluczenie. Lepiej sprawdzi się stopniowe odzwyczajanie od cukru. Jeśli słodzimy herbatę, to zamiast w ogóle jej nie słodzić, dodajemy jedną, a nie dwie łyżeczki cukru. Albo sięgamy po zdrowe substancje słodzące. Czyli do cukiernicy sypiemy ksylitol i nim słodzimy.

To znaczy, że jeśli okaże się, że tęsknię za słodyczami, mogę dać sobie jeden dzień wolnego podczas tej bezcukrowej studniówki?

Mam takie pacjentki, które nie ma siły – muszą zjeść coś słodkiego, kiedy mają PMS. I wtedy oszukiwanie się, że tym razem będzie inaczej, może wręcz zadziałać na takie osoby negatywnie. Skoro po 20 dniach bez jedzenia jakiegokolwiek cukru złamią się i kupią batonik, ciastko czy czekoladę i będą mieć wyrzuty sumienia, mam dla nich lepszą metodę.

Umieram z ciekawości: jaką?!? Najeść się zdrowych ciastek?

No właśnie nie. Lepsze niż upieczenie zdrowego brownie z buraka czy marchewki o ograniczonej zawartości mąki, masła i cukru i bez czekolady, jest w takim przypadku bez sensu. Ponieważ kiedy się upiecze taką blachę ciasta, prawdopodobnie na jednym kawałku się nie skończy. Nie mówię, że od razu zjemy całą blachę, ale powiedzmy: przez kilka kolejnych dni. Lepszym pomysłem jest pójście do megaluksusowej cukierni, kupienie pięknego ciastka, niech będzie czekoladowe, pozłacane, wysadzane czekoladowymi diamentami, jakie sobie tylko można wymarzyć, i zjedzenie go ze smakiem. To wówczas jest jedno ciastko, a nie blacha ciasta – choćby było najzdrowsze, to taka blacha jest z pewnością bardziej kaloryczna – można się nim nasycić i mieć święty spokój. Ważne jest również to, aby nie mieć przy tym wyrzutów sumienia.

Popieram! Lepiej mieć ciastko i zjeść ciastko, niż o nim marzyć i śnić i budzić się ze ślinotokiem i mieć poczucie winy. A co w z tymi wspomnianymi zdrowymi słodyczami? 

Są zdrowe batony z suszonych owoców i ziaren. Są zdrowe ciastka, np. słodzone suszonymi daktylami. Natomiast one wciąż zawierają cukier, więc nie można się nimi objadać, bo skutek będzie podobny, jak po zwykłych słodyczach. Niektórym moim pacjentom, którzy nie potrafią bez słodkiego wytrzymać radzę kupować właśnie takie produkty lub jeść suszone owoce.

Ale suszone owoce również zawierają masę cukru. Czy to nie jest kolejna pułapka?

Może to być pułapka ze względu właśnie na to, że wiele osób nie widzi różnicy pomiędzy kandyzowanymi a suszonymi owocami (najlepszą opcją są te liofilizowane, bo poddawane są obróbce – suszeniu w obniżonej temperaturze i nie tracą tyle wartości odżywczych). Lepiej nam smakują te dosładzane, jak chociażby żurawina. Większość z nas nie zjadłaby suszonej bez cukru – byłaby zbyt kwaśna. Suszone owoce są w dodatku lżejsze od tych świeżych (a świeże jeść warto, bo zawierają błonnik i witaminy), więc zanim poczujemy nasycenie nimi zjadamy dużo więcej niż powinniśmy. Kolejna rzecz z nimi związana to to, aby nie były siarkowane. Te w pięknych kolorach są konserwowane dwutlenkiem siarki, jeśli chcemy więc jeść te zdrowe, warto je kupować w sklepach lub na stoiskach ekologicznych. 

Czy uzależnienie od cukru jest gorsze niż od narkotyków czy alkoholu?

Na pewno bardziej powszechne, więc globalnie dotyczy większej grupy osób, w tym dzieci. Cukier można winić za powstawanie próchnicy i problemy z nadwagą i otyłością. A otyłość jest szkodliwa dla zdrowia i może być przyczyną cukrzycy typu II, chorób krążenia i serca. Nie można więc cukru bagatelizować i śmiać się z tego „nałogu”. 

Jak więc powinno wyglądać pożegnanie ze słodyczami?

Jeśli nasze postępowanie nie wynika ze względów zdrowotnych, takich jak cukrzyca czy cukrzyca ciążowa lub inne choroby i jest związane z podjęciem wyzwania, proponuję wykluczyć ten naprawdę zbędny cukier. Nie pić słodkich napojów (gazowanych i niegazowanych), nie słodzić kawy czy herbaty, nie dodawać cukru do potraw. Niech wskazówką, że warto to zrobić będzie nie tylko ładniejsza skóra czy sylwetka, ale i względy naszego przyszłego stanu zdrowia. WHO (Światowa Organizacja Zdrowia), która do tej pory jako dopuszczalne normy spożywania cukru podawała 10 łyżeczek dziennie, niedawno zmieniła je na 5 łyżeczek. Między innymi dlatego, że duże ilości wypijamy lub zjadamy nieświadomie (sosy, pieczywo, ketchup, potrawy, itp.).

W takim razie na deser zapytam, ile kalorii zawierają: czekolada mleczna, pączek czy sernik? 

Czekolada mleczna to 20 kcal na kostkę, pączek 300 kcal, a sernik 305. Ale to pączek jest najbardziej zdradliwy, bo to tuczące połączenie cukru i tłuszczu.  

Czyli dwukrotnie niemal przekraczamy dopuszczalne dzienne spożycie cukru. To robi wrażenie. Dobrze, że nie opublikuję tego w Tłusty Czwartek. Dzięki za rozmowę!

Comments are closed.