Węgiel w tym sezonie jest wspominany bardzo często z dwóch powodów. Smogu, do którego przyczynia się opalanie węglem i nowości do pielęgnacji skóry, które okazują się być antidotum na zanieczyszczenie środowiska. Większość z nas w związku z szokującymi wynikami poziomu szkodliwych dla zdrowia cząstek PM ma w swoich smartfonach aplikacje do pomiaru jakości powietrza. Ale podobno na jedną cząstkę PM – widzialną gołym okiem przypada milion tych niewidzialnych, na które mieszkając w mieście codziennie jesteśmy narażeni. My i nasza skóra. Nic więc dziwnego, że coraz większe zainteresowanie wzbudzają produkty, które są na ten stan środowiska odpowiedzią.
Skóra jest największym organem w ciele człowieka. Banał? Pełni tarczę ochronną przed przenikaniem do wewnątrz szkodliwych substancji. Kolejny banał? Słysząc o smogu martwisz się o płuca i zakładasz maskę z filtrem węglowym, ale nie myślisz o tym, jakie spustoszenie wywołuje brudne powietrze w oraz na skórze. Specjaliści z marki Dermalogica nadali nawet nazwę temu zjawisku Inflammaging. To związek pomiędzy ekspozycją na zanieczyszczenie powietrza a nierównomiernym kolorytem skóry, trądzikiem, uwrażliwieniem, przebarwieniami, odwodnieniem, utratą elastyczności i przedwczesnym starzeniem się skóry. Jeśli podobnie jak ja zauważyłaś u siebie więcej niż jeden lub dwa objawy z tej listy, prawdopodobnie Inflammaging dotyczy także i Ciebie.
Można powiedzieć, że producenci kosmetyków nie wiedzą już czym nas zestresować i na każdym kroku próbują przekonać, że jedynie używając ich produktów mamy szansę wyglądać lepiej. Marketing swoje, ale moja skóra też swoje. I jak mam porównanie z tym, jak wygląda w wakacje, kiedy jestem daleko od miasta (akurat nie przepadam za wypoczynkiem w Nowym Jorku czy Londynie) a tym jak wygląda na co dzień w Warszawie – różnica jest kolosalna. W wakacje nawilżona, gładsza, mniej ściągnięta, bez zmian alergicznych. A w mieście – spierzchnięta, zaczerwieniona, podatna na podrażnienia, pokryta krostkami i zaskórnikami, które pojawiają się nie wiadomo skąd. Pozostaje więc albo zaakceptować jej miejski wygląd, albo uzbroić się w porcję kosmetycznych tarczy ochronnych i się nie poddawać, albo wyprowadzić się w Bieszczady, wypasać owce i robić z ich dobrodziejstwa swetry i sery.
Ale wróćmy na ziemię. A raczej pod ziemię. Właśnie stamtąd pochodzi genialny składnik od lat znany ze swoich zdolności oczyszczających. Mówię oczywiście o węglu, który dziadkowie dawali mi na biegunkę, kiedy byłam mała, osadzał się na zębach i powodował dziwny posmak w ustach. Dlaczego dziadkowie stosowali węgiel? Ze względu na jego zdolności oczyszczające. Z węgla robi się filtry do wody i do powietrza (o których już wspominałam), bo pochłania wszelkie zanieczyszczenia. Jakiś czas temu przeczytałam, że tym samym węglem na rozwolnienia można też oczyścić osad na zębach i usunąć z nich powierzchniowe przebarwienia.
Przeczytałam, spróbowałam i wrzuciłam na swojego fb nostressbeauty. Węgiel rzeczywiście zdjął żółtawy nalot z kawy i herbaty z zębów i wyczyścił też przestrzenie między nimi niemal jak wizyta u dentysty na zabiegu piaskowania.
Nie zdziwiłam się więc, jak tylko zobaczyłam, że po tak zwany węgiel aktywny sięgają też firmy kosmetyczne.Skoro wyłapuje wszelkie zanieczyszczenia może sprawdzić się w oczyszczaniu skóry z miejskiego jak to mawiam poetycko „syfu”, czyli: spalin, smogu, kurzu i wszelkich nieczystości, które w ciągu dnia do twarzy się przyczepiają. I to jest właśnie zupełna nowość w jego użyciu.
Aktywny węgiel znajdziesz w genialnym proszku do demakijażu i oczyszczania skóry Daily Superfoliant Dermalogica. W kontakcie z wodą po nałożeniu na skórę zmienia się w piankę, która domywa wszelkie nieczystości z twarzy. I pozostawia ją ultraświeża. Uczucie, jakbyś zrobiła piling – jest milsza, gładsza i – możliwe, że łyknęłam ten marketing – lepiej dotlenioną. Ale uwaga przy skórze suchej lub z tendencją do podrażnień, nie powinno się tego wulkanicznego (z wyglądu ma kolor sproszkowanej lawy) Superfoliantu używać za często (i to nie tylko ze względu na jego cenę!). Genialnie sprawdza się na zakończenie dnia i zdjęcie miejskiego zmęczenia z twarzy. Stosowanie go rano według mnie jest zbędne.
Uwielbiam też czarny olejek do demakijażu twarzy Black Cleansing Oil koreańskiej marki Erborian (dostępny w Sephora). Po wczorajszym, profesjonalnym makijażu, który zrobiła na mojej twarzy Anna Galińska (główna makijażystka Sephora Polska) miałam wrażenie, że sama w życiu nie pomalowałam się tak, aby przez cały dzień wyglądać dobrze. Nic do wieczora się nie rozmazało – nieco kolor z ust – więc bałam się delikatnego olejku Lipidro Tołpa, którego używam do demakijażu na co dzień, że takiej ilości makijażu nie podoła. I wypróbowałam wspominany Black Cleansing Oil Erborian. Nakłada się go na sucho na cały makijaż. Także na rzęsy i usta – o dziwo nie podrażnia oczu i nie łzawią, jak dzieje się w przypadku innych olejków. Okrężnymi ruchami rozprowadza, a następnie – ciepłą wodą – dokładnie zmywa. Twarz jest niesamowita w dotyku. Czego dowodem jest też jej świeży wygląd po wstaniu o poranku (pomimo, że dziś nie spałam, bo przeżywałam ciąg dalszy ząbkowania w odcinkach…).
Pochwały należą się też polskiej marce Bielenda. Która to nie boi się nowinek i naprawdę wie co w międzynarodowej kosmetycznej trawie piszczy. Ich Oczyszczająca Maseczka Węglowa Carbo Detox z zieloną glinką jest jedną z moich ulubionych. Używam jej najczęściej kiedy mam PMS, aby obkurczyć rozpulchnione działaniem hormonów i pracowitych gruczołów łojowych – pory. Wyciąga ze skóry wszystko co brudne, ciemne i nieciekawe i pozostawia ją gładszą i znacznie czystszą.
Kolejną nowością, tym razem z węglem z drzewa bambusowego (genialny w leczeniu tłustej cery i wyprysków) i byliny zwanej morphophallus Konjac jest gąbka do mycia ciała Sephora. Działa jak delikatny piling i moim zdaniem robi wyjątkowo dobrą robotę przetłuszczającej się skórze pleców i dekoltu po zimie. Oczyszcza, złuszcza i pozostawia gładsze ciało. Minusy? Dzieci ją uwielbiają, jak wszystkie gąbki i gąbeczki i pędzle i pędzelki, więc regularnie ląduje wraz z nimi w kąpieli, razem z wielorybami, krokodylami i krabami z kauczuku.
Na mojej „czarnej” liście z węglowymi nowościami nie mogło zabraknąć czarnej owcy. Niestety nie wszystko, co reklamuje się, że zawiera węgiel – działa. Zachwycona oczyszczającą mocą węgla na problemy żołądkowe do oczyszczania zębów, skusiłam się na szczoteczkę zawierającą węgiel (włosie jest nim nasączone, pod warunkiem, że to nie czarna farbka) marki Colgate. Możliwe, że przyzwyczajona do twardego lub średnio twardego włosia nie zrozumiałam tej miękkiej szczoteczki i nie porwała mnie jakość jej działania. Ale próbowałam robić kilka podejść i dawałam jej szansę. Moim zdaniem nie domywa zębów. Fajnie wygląda, ma naprawdę miły dla oka design – nie znoszę tych żarówiasto-białych kolorów szczotek do zębów, ale moim zdaniem nie działa nawet w 1/10 jak zabieg z węglem aktywnym. Chyba, że efekty widać dopiero w momencie kiedy czarne włoski szczoteczki zupełnie zbledną? Ale jeśli mam być szczera – tańszy i skuteczniejszy jest zabieg z węglem aktywnym z apteki nałożonym na zwykłą szczoteczkę.
Comments are closed.