Nigdy nie myślałam, że ta słodka blondynka kreowana na kolejną idealną kobietę w ciąży, a następnie matkę zrobi coś tak genialnego. We wczorajszym „Show” wyznała, że po euforii związanej z pojawieniem się dziecka na świecie, przychodzi czas na ciężką pracę i czasem szarą rzeczywistość. I kocham ją za to i dziękuję! Wreszcie znana osoba przemówiła ludzkim głosem prawdziwych matek, a nie tych idealnych wystylizowanych w różowe tiulowe pompony. Macierzyństwo to nie bajka. A przynajmniej nie tylko bajka.

Gdybyśmy w Polsce miały takich więcej aktorek, piosenkarek czy innych znanych twarzy, które szczerze wyznają, że bycie mamą to nie tylko słodko-pierdzące zdjęcia na facebooku czy instagramie (wiem, sama takich wiele wrzucam, ale też nie raz narzekam na moje słodkie i śliczne maleństwa), przyjęcia, balony i spacery na łonie natury, matki-Polki byłyby znacznie mniej sfrustrowane. Bycie mamą pracującą, to też wyrzeczenia, wyrzuty sumienia, walka z czasem i logistyką. Jak wyznała Socha w „Show”, powinna tak mieć na drugie imię, bo organizacja czasu, przestrzeni i ogarnianie domu, dzieci i męża to dziś jej specjalność.

Twierdzi, że nie warto dać się zwariować z odchudzaniem po urodzeniu dziecka – popieram w stu procentach. Że nie jest matką idealną – a kto jest? Ja z pewnością nie! I że jej dzieci też nie są ideałami – brawo. Naprawdę to w moim przekonaniu przełom w polskich mediach. Nie opowiada, że dwie córki natchnęły ją do projektowania słodkich ciuszków i że dzięki nim jej życie nabrało sensu. Wiadomo, że nabrało. To oczywiste. Jeśli zdecydowała się na dzieci powyżej trzydziestki, z mężem, z którym jest już bardzo długo (i który jest skromnym gościem spoza branży), to znaczy, że wiedziała co robi i nie miała zaćmy czy chwilowej „nieświadomki”.

Małgosia Socha mówi dużo mądrych rzeczy, które powinnyśmy jako matki wbić sobie do głowy i porzucić te wszystkie cukierkowo-lukrowe słodko-mdlące wyznania o rozpływaniu się nad pastelowymi mebelkami i ubrankami i planowaniu jak to z kilkumiesięczną córeczką za parę lat pójdziemy na zakupy. Aktorka oficjalnie mówi, że macierzyństwo zmienia życie bezpowrotnie. Bo zmienia. Jest to bilet w jedną stronę. Żegnaj egoizmie, egocentryzmie (zdrowy bądź niezdrowy), witaj instynkcie. Kiedy rodzisz dziecko, ktoś inny niż ty staje się dla ciebie najważniejszy. Jest twoim numerem jeden i dla niej czy dla niego jesteś w stanie poświęcić wiele. Nie tylko swoją figurę, piersi czy spotkania towarzyskie, ale i rozwój kariery i całą resztę. Co z tego, że Małgosia Socha wróciła do pracy ultra szybko, bo już trzy miesiące po urodzeniu drugiej córki? Dla matki i tak jej światem rządzą już dzieci i tak pozostanie. Dla nich będzie się zarzynać, według ich potrzeb planować wyjścia, wyjazdy, remonty i całą resztę. Z nimi będzie chcieć spędzać każdą wolną chwilę.

I to jest clue tego artykułu. I clue mojego wpisu. Macierzyństwo jest piękne. Dzieci są wspaniałe. Ale wiąże się z ich posiadaniem wiele wyrzeczeń, poświęceń, wysiłku i pracy. Mydlenie nam oczu pudrowo-różowymi gadżetami czy ubrankami jest grubą przesadą i biciem piany. Każda matka o tym wie, a te, które udają, że jest idealnie mają coś nie tak z głową. Chyba, że rodzą lalki, które nie smarkają, nie rzygają, nie robią trzech kup dziennie, nie wydają dźwięków w nocy i zawsze mają dobry humor. Podobno zdarzają się takie dzieci. Ja takiego nigdy jeszcze nie spotkałam, ale może za krótko żyję i za mało widziałam i słyszałam.

Ale wracam do pozytywnego przesłania, które niesie ambasadorka matczynej normalności, Małgosia Socha (naprawdę nie jestem ani jej psychofanką, ani do tej pory nie byłam nawet fanką). Matko – Polko, wyluzuj! Żadna mama nie jest idealna, żadne dziecko nie jest idealne. Kochaj swoje dzieci, ale i samą siebie. Porzuć wyrzuty sumienia, jeśli czasem nie masz siły pięćdziesiąty raz czytać tej samej książeczki o bardzo głodnej gąsienicy, albo biegać po parku i wyciągać dziecka z błota. Nie wyrzucaj sobie, jeśli twój syn czy córka nigdy nie mają czystych ubranek, jak wszystkie dzieci idealnych celebrytek czy koleżanek, bo zawsze się czymś wysmarują czy coś się do nich przyklei. Dzieci dzielą się na czyste i szczęśliwe – możliwe, że twoje należy/należą do tej drugiej grupy (moje zawsze wyglądają, jak wyciągnięte z błota i już przymykam na to oko). A matki dzielą się na sfrustrowane byciem jak spod igły i wyluzowane i pozbawione „ciśnienia”. Warto być w tej drugiej grupie. Oszczędzisz sobie siwych włosów i ścisku żołądka. Mam nadzieję, że po wyznaniu Sochy (na świecie najgłośniej było o szczerych wyznaniach Olivii Wilde, która otwarcie mówiła, że bycie matką jest przeje….) odezwie się jeszcze kilka innych normalnych lasek znanych medialnie. To przyniosłoby dużą ulgę i oszczędziło Polkom mnóstwo nerwów.

Pamiętaj, że dzieci któregoś dnia dorosną, zapomną o tym czy były w tiulach, markowych ciuchach czy bawełnie z H&M za 20 zł i możliwe, że wybiorą zupełnie inny styl życia niż ten, który próbowałaś im wpoić. To naprawdę jest bez znaczenia. Najważniejsze to nie dać się zwariować, nie starać się być chodzącym ideałem i perfekcyjną matką-Polką. Ani ci nikt za to nie podziękuje, ani nie pogratuluje, ani sama nic z tego nie będziesz mieć – chyba, że odczuwasz satysfakcję właśnie wtedy kiedy twoje dzieci, mąż, Ty i dom jesteście dopięci na ostatni guzik. To już kwestia charakteru i potrzeb. Ale nie warto narzucać sobie zbyt wiele, bo matka i tak ma na głowie osiemdziesiąt razy więcej niż nie-matka. Bądź dla siebie dobra. Jesteś super. Właśnie taka nie-perfekcyjna!

Comments are closed.