Od kilku tygodni każdego dnia na facebooku pojawia się reklama czarnej maski Blask Mask Plus, która ma działanie niemal magiczne. Przykleja się idealnie do skóry, wchodzi w każdy jej por i otwór i dosłownie wyrywa wągry – zaskórniki z „korzeniami”. Ja mam deja vu… Internet szaleje! Genialna maska, muszę ją mieć, wreszcie ktoś pomyślał i wymyślił, jak skutecznie pozbyć się zaskórników. Z drugiej strony – pojawia się fala krytyki, że jeśli ta maska rzeczywiście działa to dlaczego wciąż ludzie cierpią z powodu nawracających objawów trądziku.
Przyglądając się reklamie czarnej maski mam wrażenie, że gdzieś już to widziałam. Ale nie była czarna, tylko brązowa. I nie kupiłam jej w internecie, tylko zrobiłam własnoręcznie kilka miesięcy temu testując tzw. Nutellę wg przepisu znanej blogerki Habiby @makeupholic_moon. Całość przeżycia opisałam na moim fb i na wp.pl. W skład tzw. Nutelli wchodzi kakao, miód, mleko i żelatyna. I ta ostatnia zamienia strukturę maseczki w sztywny pancerz, który ma zadanie wyrwać wszelkie „czarne łebki”. A moim zdaniem działa po prostu jak depilacja. I spokojnie takiej mikstury można by użyć do wydepilowania pach czy pachwin. Odrywa więc z powierzchni skóry wszystko, co wystaje. I w moim przypadku – podrażnia ją na kilka dni.
Kiedy więc spojrzałam, jak perfekcyjnie „wychodzą” wągry po użyciu maski, zamieniając jej powierzchnię w tłustego jeża, pomyślałam – to nie dla mnie. Skutkiem ubocznym użycia „nutelli” – czego nie mogłam stwierdzić tuż po użyciu – był tzw. efekt odbicia. Skóra po kilku dniach była podobnie, albo i dwukrotnie bardziej zanieczyszczona niż przed Nutellą. Nie zdziwiło mnie to wcale…
Skoro ktoś lub coś wyrywa z rozszerzonych porów ich zawartość i pozostają pootwierane – nic dziwnego, że się równie szybko co oczyszczają, na powrót zanieczyszczają. Natomiast na reklamie czarnej maski Black Mask Plus wyraźnie widać schemat budowy skóry, usuwanie przez maskę zaskórników, a następnie samoistne zamykanie porów. Ściema – pomyślałam.
Pisze do mnie na messengerze któregoś dnia mój przyjaciel: Mary, muszę ją sobie kupić, a może ty powinnaś ją przetestować i opisać na nostressbeauty – wygląda na super skuteczną. Na co ja ze stoickim spokojem: -Tomek, a jak myślisz, co się dzieje z pootwieranymi porami? Zamykają się w magiczny sposób? A może na nowo zanieczyszczają?
Kilka dni później wraca do mnie odpowiedź – czytam komentarze użytkowników czarnej maski – ściema, kit, chwyt marketingowy, działa jak depilacja i wyrywa tylko włosy ze skóry, a zaskórników jest tyle ile było przed użyciem albo dwa razy więcej. I tak dalej. Czy jestem zdziwiona reakcją ludzi, którzy ją przetestowali i się rozczarowali – nie. Mieli i mają podobne spostrzeżenia, jakie ja miałam po użyciu „Nutelli”. Mają prawo jednak czuć się wściekli i oszukani. Nie dziwię się więc, że pod czarną maską i czarnymi wągrami pojawia się jeszcze czarniejszy – niemal jak smoła – pr tego produktu.
Bo wiesz, co jest najgorsze? Im dłużej trafia do mnie ta reklama, a trafia kilka razy w tygodniu, tym bardziej chcę ją mieć. Nie dla czarnego koloru maseczki, nie dla zrobienia sobie śmiesznego selfie na bloga (jak widzicie mam tego całkiem sporo;)), ale dla tego magicznego efektu wyrywania zaskórników i domykania porów i gładkiej jak aksamit skóry. Rozsądek mówi mi, że to jakaś bzdura, ale karmiona widokiem tych wstrętnych wągrów ich unicestwiania i zamykania skóry na gładko, jestem wręcz podniecona marzeniem, że tak mogłoby stać się i w moim przypadku.
Ale się nie stanie. Bo nie kupię. Bo wiem, że mechaniczne „wyrywanie”czegoś, co siedzi w skórze wiąże się z różnymi konsekwencjami (czego doświadczyłam po nutelli).
Mało tego, zapewniam was, że jednak można zmniejszyć ilość i wielkość zaskórników i szerokość porów. Ale nie tak spektakularnie, nie z efektem urywania d…. z wrażenia, że nagle z pryszczatej i pokrytej zaskórnikami skóra zamieniła się w przeciągniętą przez instagramowy filtr i gładką. Natomiast można i moje wczorajsze zabiegi są tego dowodem. Nie chcę, żeby to zabrzmiało, jak reklama tej maseczki, natomiast uważam, że genialny i zasługujący na podpatrzenie lub zainspirowanie się jest jej koncept. Najpierw, do oczyszczania używasz czarnej maski z pyłem węglowym, którą nakładasz na twarz. Rozpulchnia, rozgrzewa skórę i otwiera pory, a ponieważ zawiera pilingujące drobinki – usuwa z niej nadmiar sebum i zanieczyszczenia. Trzymasz ją przez 15 minut na twarzy, czujesz się, jak w saunie lub łaźni parowej. Zmywasz zimną wodą (co już działa domykająco na pory), osuszasz ręcznikiem, a następnie – nakładasz maskę numer dwa, z białej glinki i wody z lodowca. Ta działa na skórę kojąco. Domyka pory, ochładza rozgrzaną skórę i koi. Premium Hot & Cool Pore Pack Duo Where is Pore? Caolion (dostępny w Sephora) zasługuje na oklaski. Mam czystszą, niezwykle gładką skórę zarówno wieczorem po kąpieli, kiedy je nakładałam, jak i o poranku. W ciągu dnia skóra mniej się świeci, a pory są znacznie mniej widoczne.
Ale nie będę zmyślać, że wszystkie zniknęły, że nie mam śladu po rozszerzonych porach i ani jednego zaskórnika. To byłaby kolejna opowieść marketingowa. Na moim blogu nie ma na takie miejsca. Porównam więc sprawiedliwie działanie maski z działaniem zwykłej białej glinki. Dają dość podobny efekt, ale zdecydowanie ta podwójna z węglem i pilingiem mocniej i dokładniej oczyszcza skórę. Natomiast kiedy skończy mi się Caolion, możliwe, że będę używać czarnej maski Bielenda Carbo Detox i łączyć ją z maseczką z białej ginki. To wersja ekonomiczna zabiegu, ale warto, jeśli planujesz oczyścić dokładnie pory – pomyśleć o działaniu na dwa fronty.
Do idealnej, nieskazitelnie gładkiej skóry mojej jeszcze daleko, ale wiem, że mądre wybieranie produktów, niekoniecznie obiecujących gruszki na wierzbie i wieczną młodość – jest kluczowe w utrzymaniu jej w stabilnej i dobrej kondycji. Czego i tobie życzę! A czarnego pr-u czarnej masce robić nie muszę. Sama sobie go zgotowała obiecując niemożliwe…
Comments are closed.