Po czterech ciążach, urodzeniu dwójki dzieci, wykarmieniu ich przez 22 miesiące (w sumie), moje piersi przypominały na początku tego roku dwa wiszące naleśniki z rodzynkami. Po raz pierwszy w życiu zaczęłam ostro zastanawiać się nad korektą chirurgiczną biustu. Z pomocą przyszedł zabieg SPM z Elite Centrum Laseroterapii. Zapisałam się na sesję 10 zabiegów, poświęciłam na nie mnóstwo czasu, ale dziś wiem, że naprawdę było warto.

Już pisałam na moim blogu, że biust matki karmiącej, kiedy zakończy proces karmienia ani nie rośnie, jak głoszą mity cioć i koleżanek (przyjrzyjcie się czy przypadkiem nie poszły pod skalpel wymyślając super historyjkę o rosnących od karmienia piersiach), ani z pewnością nie zaokrągla się. Jest pusty, bo pozbawiony „winogronek” z mlekiem, od których pęczniał, kiedy karmiłaś dziecko, a także – rozciągnięty od ciągłej zmiany wielkości (zarówno tej w ciąży, jak i tej podczas karmienia). W moim przypadku, ponieważ bardzo schudłam po urodzeniu każdego dziecka, w kość dostała jędrność skóry. A biust czy raczej wspomnienie po nim uległ prawu grawitacji ze zdwojoną siłą.

Z początku myślałam, że to kwestia czasu. Że na pewno wróci, podniesie się i zaokrągli. Niestety – tym razem tak nie było. Nie pomogły kremy, sera i inne ustrojstwa wymyślone do ujędrniania piersi, ani fakt, że męczyłam się zarówno w ciąży, jak i podczas karmienia i chodziłam 24 godziny na dobę w staniku. Cyc wisiał płaski i przerażający, jak fałd niepotrzebnej skóry. Raz poszłam na jogę w samej obcisłej koszulce i czułam się jak facet, który stracił dużo na wadze i coś mu wisi na klatce piersiowej…

Zaczęłam więc chodzić, za namową koleżanki (Marta, dzięki, jesteś najlepsza i niezastąpiona!!!) na zabiegi SPM do Elite. Mogłaś o nich przeczytać tu, ale jeśli nie czytałaś, to opiszę je w bardzo dużym skrócie. Każdy zabieg zaczyna się od pilingu lub nałożenia serum i olejku na dekolt i biust, po czym kosmetolog specjalną malutką głowicą zasysa skórę na biuście raz przy razie do momentu, aż skóra się zaróżowi na obu piersiach. Następnie nakłada okropnie zimny żel wokół piersi i zakłada na nie plastikowy stanik (jak na zdjęciu), który podciśnieniem zasysa twoje piersi (kosmetolog konsultuje z tobą stopień natężenia ssania; nie ma boleć, ale masz czuć, że piersi pracują) i je z powrotem wypuszcza. I tak przez 20-40 minut. W zależności od potrzeby twoich piersi i jędrności skóry. Czujesz, jakby twój biust podnosił ciężary! Podobno niektóre kobiety podczas tego procesu zasypiają, ale ja sobie nie wyobrażam, co musiałoby się ze mną stać, żeby się to wydarzyło. Czujesz napinanie się mięśnia piersiowego i według mnie ciężko wtedy zasnąć.

Ale przyznaję, że z czasem zabieg jest relaksujący. Po każdym kolejnym zabiegu SPM widziałam różnicę. Natomiast po serii 10 jędrność piersi jest nieporównywalna (nie będę tu zamieszczać nagich zdjęć, to nie w moim stylu –  musisz mi uwierzyć). Przede wszystkim – zaokrągliły się i wyglądają znów jak piersi! Nie są rozmiaru DD, tylko B – kiedyś miałam C lub D, ale to było dawno temu przed dziećmi – ale najważniejsze dla mnie jest to, że wyglądają jak piersi. Nie wiszą, dobrze się układają, momentalnie proporcje sylwetki są odmienione – nie jestem idealną klepsydrą, ale już trochę mniej przypominam wieszak. I czuję się z powrotem bardziej kobieco.

Zabieg nie bez powodu najbardziej uwielbiają mamy, które zakończyły karmienie piersią, ale także dziewczyny i kobiety o dużych, pozbawionych jędrności biustach. Przynosi widoczne efekty (już seria 10, a można zrobić 15 zabiegów), nie jest bolesny, nie wymaga obecności chirurga, cięcia czy rekonwalescencji i też – co cenię najbardziej – nie obiecuje niemożliwego. Nikt tu nie wciska kitu, że nagle twoje piersi będą wyglądać jak silikonowe rodem z „Żon Hollywood”. 10 zabiegów kosztuje 1300 zł, 15 – 1800 zł i jeśli masz takie pieniądze, żeby na siebie wydać, to polecam. Oczywiście młoda mama każdy grosz chce przeznaczyć na dziecko, ale jeśli korzystasz z masaży, kupujesz drogie sera i kremy na biust i wykonujesz mnóstwo pracy, która nie przynosi żadnych efektów, to znacznie bardziej opłacalna jest seria SPM.

Czy nadal myślę o powiększeniu biustu? Póki co mój mi w zupełności wystarcza. Czy żałuję, że karmiłam Teo 10, a Biankę 12 miesięcy? Nie! To najmądrzejsze, najlepiej rozwijające się dzieci na świecie i gdybym wiedziała wtedy, kiedy karmiłam je piersią, że ucierpi na tym wygląd mojego ciała i tak bym to robiła. Są piękne i zdrowe i nie mają problemów z jedzeniem, alergiami i całą resztą. Możliwe, że gdyby były „na butli” byłoby tak samo, ale nie mam tego jak sprawdzić. Natomiast każdą matkę karmiącą podziwiam. I tak zostanie. A co ma wisieć nie utonie, albo jak u mnie – się podniesie. Pod warunkiem, że zainwestujesz w to trochę energii i niestety – pieniędzy.