Viagra pentru femei, cunoscută și sub numele de "flibanserin", reprezintă o descoperire revoluționară în domeniul medical, adresându-se problemelor de disfuncție sexuală la femei. Acest medicament a fost dezvoltat inițial pentru tratarea tulburărilor de dorință sexuală hipoactivă la femei, cunoscută și sub numele de HSDD (hipoactive sexual desire disorder). Principalul ingredient activ al Viagra pentru femei - https://unetxea.org/i/female-viagra-online-fara-reteta-ro.html, flibanserinul, acționează asupra neurotransmițătorilor din creier, în special a serotonină și a dopamină. Acest lucru ajută la creșterea dorinței sexuale la femei care experimentează scăderea libidoului. Utilizarea Viagra pentru femei este destul de diferită față de cea a Viagra pentru bărbați. Trebuie administrată zilnic, pe termen lung, pentru a obține beneficii semnificative, în timp ce Viagra pentru bărbați este administrată pe bază de nevoie, înainte de activitatea sexuală. Este important ca pacientele să fie conștiente de acest lucru și să urmeze cu strictețe recomandările medicului. Cu toate acestea, există anumite precauții și efecte secundare asociate cu utilizarea Viagra pentru femei, incluzând somnolență, amețeli și scăderea tensiunii arteriale. De aceea, este esențial ca pacientele să discute cu medicul lor despre toate riscurile și beneficiile potențiale înainte de a începe tratamentul. În concluzie, Viagra pentru femei reprezintă o opțiune terapeutică importantă pentru femeile care se confruntă cu disfuncții sexuale, oferindu-le posibilitatea de a-și recăpăta plăcerea și satisfacția în viața lor sexuală. Cu toate acestea, consultarea cu un medic este crucială pentru a asigura utilizarea corectă și sigură a acestui medicament.

Dostałam, przetestowałam, włos zafarbowałam i prawie zawału dostałam. Miał być fiolet, wyszedł wściekły róż, a raczej barwa pomiędzy skórką bakłażana, a sokiem z buraka. Jakimkolwiek warzywem bym go nie nazwała, to kolor z mocą. Kompletnie zmienił mój wizerunek, zbiera skrajnie różne recenzje, ale ja sama czuję, że coś zrobiłam innego, nowego na wiosnę i że w ten sposób zakończyłam sezon(y) na włosy w neutralnej kolorystyce. Czy było warto?

Cały czas kusiły mnie fioletowe końcówki. Choć najbardziej podobają mi się te wszystkie pastelowe barwy rodem z instagrama i festiwalu Coachella, nie jestem aż takim laikiem, żeby nie wiedzieć, że u naturalnej brunetki bez wizyty u fryzjera to zadanie niewykonalne. Dostałam do testów zestaw Colorista L’Oreal Paris i postanowiłam zaszaleć, nie zważając na konsekwencje.

Wiedziałam, że mam rozjaśnione i wypłukane z pigmentu refleksy na włosach, ale chyba nie miałam świadomości, że aż tak mocno. W związku z czym, kiedy po 30 minutach spłukiwałam trwałą koloryzację – bo tę wybrałam najpierw – wyglądałam dość przerażająco. Farba pokryła uszy, czoło – wiem, powinnam była zabezpieczyć skórę kremem – umywalkę i wannę, nie wspominając o dwóch ręcznikach. Za Chiny nie mogłam jej spłukać. Płukałam bez skutku i wciąż płynęła rzeka – sok wyciskany ze świeżego buraka. Patrzyłam na to z lekkim przerażeniem.

Efekt okazał się dość widoczny. Zamiast subtelnych fioletowych końcówek, cała głowa była sałatką z buraka i bakłażana. Przepiękny kolor, do którego od razu dopasowałam pomadkę Sephora i który mi się całkiem spodobał. Ale…Taki kolor oznacza nie tylko zmianę w makijażu. Wymienić należy także garderobę, albo po prostu wiedzieć, czego nie nosić. Jakich kolorów i wzorów unikać, żeby nie wyglądać, jak pajac.

Mocne, napigmentowane intensywną barwą włosy nieco „zjadają”koloryt cery. Wydaje się dużo bledsza, ale jak na moje – szlachetniejsza. Oczywiście fiolety, róże i czerwienie, zaznaczają w twarzy każdy czerwony punkt. Każdy pryszcz, naczynko czy przekrwione białka oczu. Ostrzegam więc, że tuż po takiej koloryzacji naprawdę trzeba zwracać uwagę na to, aby nie wyglądać jak biedronka. Na chodzenie do ludzi bez podkładu, nie ma szans. Przynajmniej w moim przypadku.

Kolejna sprawa – reakcja męża. – Kiedy to się zmyje? Kiedy będziesz mieć z powrotem „swoje” włosy? – zapytał z drżeniem w głosie. Poinformowałam go, że za jakieś 28 myć. Natomiast dziś już za mną około 20 myć lub więcej, a kolor, choć jak widać na zdjęciu – zdecydowanie mniej ciemny, ale nadal pozostał intensywny. Już nie sarni blond czy karmel, za to polski buraczek ćwikłowy.

Ale dość krytyki. Kolor jest świetny, choć jak wspomniałam – wymagający uwagi (cera, makijaż, ubrania), ponieważ wyciąga moje atuty, o których już zapomniałam przy lekko nudnawych barwach brązo-blondów. Mam zielone oczy, wielkie oczy, ciemne brwi i rzęsy i jasną skórę, którą nareszcie przy tym odcieniu widać. A że nie wszystkim się podoba – cóż, jeszcze taki się nie urodził, co by każdemu dogodził. Czuję się w nim dużo młodsza, pomimo takich tekstów, jak: „Oooo, masz kolor jak stare babcie w kościele, ale naprawdę u ciebie wygląda nowocześnie”, albo: „Farbowałam się na ten odcień w liceum, tak zwaną Henną Rubin”, co chwilę słyszę, że odmłodniałam. Może wokół nowego koloru powstaje nowa energia, dzięki której czuję, że dzieje się wreszcie coś innego i na mojej głowie i w moim stylu?

A może po prostu, po wielu latach bycia wierną neutralnym kolorom, znów zatęskniłam za odrobiną szaleństwa. Dawniej zmieniałam kolor włosów co sezon, od kruczej czerni po platynowy blond. A po zajściu w pierwszą ciążę i urodzeniu dzieci, mocno się uspokoiłam. Co prawda robiłam u fryzjerów jakieś drobne kolorystyczne zmiany, ale tak niewielkie, że niemal niezauważalne. Dziś widzę, że dzięki takim farbom jak Colorista, możesz się zmienić, możesz to zrobić sama w pół godziny i wyglądać zupełnie inaczej niż dotychczas. I z pewnością raz na jakiś czas warto się zmienić, choćbyś miała zafarbować czy rozjaśnić same końcówki. Widok odmienionego wizerunku poprawia humor, chyba, że wybierzesz kolor, w którym będziesz czuć się głęboko nieszczęśliwa.

Mój kolor z dnia na dzień i po każdym myciu ewoluuje, rozjaśnia się i staje bardziej ombré. Nie wiem, jak będzie wyglądał za kolejny tydzień czy dwa, ale bardzo się z nim polubiłam. Przynajmniej jest jakiś i nie da się go nazwać nudnym. A że niektórzy mówią o nim buraki czy bakłażan lub kolor włosów starej baby – trudno. Ja w tym burako-bakłażanie zbieram więcej komplementów niż kiedykolwiek i czuję się dużo młodsza. Pewnie dlatego, że odmieniona. I gdybym miała jeszcze raz zaszaleć znów bym sięgnęła po ten sam odcień. Świetnie pasuje do zielonych tęczówek i moje dzieci go kochają! A mąż? Chyba się już przyzwyczaił! Zresztą, zaraz zacznie świecić słońce, kolor się wypłucze i spłowieje i kto wie, jaki odcień będę za chwilę nosić…Od zawsze powtarzam, że włosy nie zęby – odrosną. A im bardziej głowa siwa, tym większe możliwości bawienia się koloryzacjami. Nie odmówię sobie tej przyjemności, choćbym miała zebrać falę krytyki. Życie jest za krótkie, żeby nosić jeden kolor włosów. Monogamię praktykuję tylko w związku:)

Comments are closed.