Viagra pentru femei, cunoscută și sub numele de "flibanserin", reprezintă o descoperire revoluționară în domeniul medical, adresându-se problemelor de disfuncție sexuală la femei. Acest medicament a fost dezvoltat inițial pentru tratarea tulburărilor de dorință sexuală hipoactivă la femei, cunoscută și sub numele de HSDD (hipoactive sexual desire disorder). Principalul ingredient activ al Viagra pentru femei - https://unetxea.org/i/female-viagra-online-fara-reteta-ro.html, flibanserinul, acționează asupra neurotransmițătorilor din creier, în special a serotonină și a dopamină. Acest lucru ajută la creșterea dorinței sexuale la femei care experimentează scăderea libidoului. Utilizarea Viagra pentru femei este destul de diferită față de cea a Viagra pentru bărbați. Trebuie administrată zilnic, pe termen lung, pentru a obține beneficii semnificative, în timp ce Viagra pentru bărbați este administrată pe bază de nevoie, înainte de activitatea sexuală. Este important ca pacientele să fie conștiente de acest lucru și să urmeze cu strictețe recomandările medicului. Cu toate acestea, există anumite precauții și efecte secundare asociate cu utilizarea Viagra pentru femei, incluzând somnolență, amețeli și scăderea tensiunii arteriale. De aceea, este esențial ca pacientele să discute cu medicul lor despre toate riscurile și beneficiile potențiale înainte de a începe tratamentul. În concluzie, Viagra pentru femei reprezintă o opțiune terapeutică importantă pentru femeile care se confruntă cu disfuncții sexuale, oferindu-le posibilitatea de a-și recăpăta plăcerea și satisfacția în viața lor sexuală. Cu toate acestea, consultarea cu un medic este crucială pentru a asigura utilizarea corectă și sigură a acestui medicament.

Kocham mojego męża takim, jaki jest i nie zmieniłabym w nim nic. No prawie nic, poza…dbałością o szczegóły, w tym: dbałością o siebie. Jesteśmy razem już ponad 10 lat, tematem dbania o urodę zajmuję się dłużej, więc naprawdę kosmetyków i porad kosmetyczno-dermatologicznych pod naszym dachem jeszcze nigdy nie zabrakło. Ale kiedy już myślałam, że brakuje mi cierpliwości i ręce opadają na jego zaniedbanie, chyba znalazłam pewien sposób na najbardziej oporny i odporny na urodę przypadek. I z chęcią się nim podzielę!

Michał jest wysokim, ciepłym blondynem o mega twardym i ostrym zaroście w trzech kolorach od blondu poprzez rudości po głęboką czerń, a przy tym – wrażliwej i delikatnej skórze. Ma iście jedwabistą, miłą jak jedwab skórę ciała – czego mu wybitnie zazdroszczę jako szorstki atopik – skłonną do podrażnień i alergii. Słowem: jest idealnym materiałem na stałego pacjenta gabinetów dermatologicznych! No i oczywiście mojego męża!

Od wspomnianej dekady, uczę go, jak dbać o skórę, wręczam kremy, żele, sera i tak dalej, ale jest nieugięty i jedyne, czego naprawdę używa, to mydła w kostce i perfum (zwykle tych samych, co ja). Podejmowałam wiele prób, chodziłam z nim po gabinetach dermatologicznych, wysyłałam do spa, kupowałam kosmetyki, udając, że dostałam je do testów, żeby tylko spróbował na własnej skórze i żebym mogła to „opisać”. Wszystko bez sensu.

Ale ostatnio coś tąpnęło i zobaczyłam światło w tunelu zaniedbania mojego męża. Ponieważ przez lata powtarzałam, że ma twardy zarost, który rani moją skórę i nie przynosiło to żadnych efektów, do momentu, kiedy odsuwałam się, gdy próbował mnie pocałować drapiąc kłującą brodą i wąsami – nie cierpię brody drwala, trzydniowych zarostów i całej reszty, przy mojej wrażliwej jak pupcia niemowlaka twarzy to naprawdę zabójczy trend. Aż w końcu stałam się jak ten kwiat lotosu, bez emocji patrząc na majtającą się o szyję brodę i nie zwracając zupełnie uwagi czy ją goli, czy też nie goli. Za to zachwalając zadbanych facetów. W tym mojego przyjaciela geja, któremu uwielbiam dawać kosmetyki i godzinami o tym rozprawiać, co prawdopodobnie Michała doprowadza do szału…

Nagle Michałowi samemu zaczęło przeszkadzać jego zaniedbanie. Możliwe, że zaczął porównywać się do zadbanych kumpli, którzy poświęcają sporo czasu i uwagi swojemu wyglądowi i co tu dużo mówić – naprawdę to widać. Możliwe, że przy warunkach, jakie ma Brad Pitt wystarczy używać mydło i wodę, żeby wyglądać zawsze świetnie, choć nawet na nim broda wydawała mi się dość obleśna (niestety, od razu mam wizję tego, co w niej skacze, tańczy i mam wrażenie, że za chwilę będę mogła odczytać z niej wczorajsze menu). Ale Michał Bradem nie jest, bo gdyby był, z pewnością znalazłby swoją Angelinę, do której, nie mam złudzeń – baaaaardzo mi daleko!

Zaczęło się więc niewinnie. Paliłam świece, leżąc w wannie i robiąc obłędny piling z soli z Morza Martwego The Body Shop (skóra jest po nim mięciutka jak skóra naszej rocznej córeczki!) – Michał zaczął pakować się do tej wanny z kieliszkiem czerwonego wina i pod pretekstem rozmowy. Podsuwałam więc pod nos kolejne rzeczy, w tym wspomniany piling i… haczyk został połknięty. Przez wspólne spędzanie czasu, pieszczoty (nie mam na myśli erotycznych, ale bardzo zmysłowe i czułe) podczas pilingowania ciała, wmasowywania w nie olejków, relaksowania się, zaczęliśmy robić sobie randki we własnym domu. Przyjemność z takich małych, wspólnych drobiazgów zamieniła się w coraz częstsze rytuały – nie, nie do tego stopnia, żebym musiała mu robić demakijaż, bo nadal pozostał twardo zarośniętym Fredem Flintstonem, hahaha;)

Okazało się, że można razem zadbać o oczyszczanie skóry – robiąc czarną, a następnie białą glinkową maskę Caolin. Tak, faceci też miewają zaskórniki i też lepiej i bardziej świeżo czują się i wyglądają bez nich na nosie, czole czy policzkach. Maseczka, którą już tu opisywałam – sprawdza się również na skórze męskiej. Doskonale radzi sobie i z oczyszczeniem porów i z ich domknięciem i spłyceniem. Cera Michała wygląda po jej użyciu na młodszą – co może u faceta nie jest aż tak ważne – a naskórek nabrał równej, nieposzarpanej powierzchni. Co u kogoś, kto używa kremu nawilżającego raz w miesiącu, jest ogromnym sukcesem.

Okazało się również, że mogę mu robić małe przyjemności, jak relaksującą kąpiel spa dla stóp z solą Balnea Foot pachnącą zieloną herbatą i cytrusami z olejem z awokado – nawet kiedy pracuje wieczorem przed komputerem. To genialny pretekst do zadbania o siebie bez większego zaangażowania w trudne do zrobienia poza wanną zabiegi. Sól dosłownie wyciąga z niego stres i zmęczenie, więc nie wymaga ode mnie wirtuozerii w przekonywaniu męża, aby dał się namówić.

Albo, że mogę go też przekonać do założenia butów Smurfa ze złuszczającymi twardy, zrogowaciały naskórek z pięt, kwasami (mlekowym, glikolowym, salicylowym). Z tymi butami wyglądał tak śmiesznie, że zrobiłam mu zdjęcie i dostałam ataku śmiechu, ale przyznaję, że skarpety Dr Pomoc zdają egzamin. Co prawda nie dają efektu natychmiastowego, tylko działają dopiero po kilku dniach. Skóra robi się najpierw ultra szorstka i drapiąca, a następnie kawałek po kawałeczku odpada pozostając na pościeli czy w bawełnianych skarpetkach. Wiem, to mało kusząca perspektywa, za to efekt gładkiej, równiutkiej i miękkiej skóry, nawet u Michała, który mógłby na własnych piętach ostrzyć noże, jest wart poświęcenia.

Doszłam więc do dosyć oczywistych wniosków, których wcześniej nie umiałam lub nie chciałam zrozumieć. Jeżeli otworzysz się na faceta i jego potrzeby, przyjemności związane z dbaniem o siebie i swoją urodę, prawdopodobnie coś znajdziesz, czym możesz go przekonać. Oczywiście pod warunkiem, że zależy ci na tym, żeby o siebie bardziej zadbał. Bo jeśli nie jesteś w stanie go wyciągnąć z łazienki, w której codziennie odstawia koreańskie rytuały dbania o urodę i siedmiostopniowe oczyszczania cery pilingiem z mangostanu i olejkiem z wyciągiem z węgla aktywnego, prawdopodobnie nie powinnaś mieć kłopotu z namówieniem go do zdarcia twardej skóry z pięt czy ogoleniu zarostu. I takie przypadki się zdarzają, choć ja takich znam naprawdę niewiele! Nie mniej, uwielbiam zadbanych facetów. Pod jednym warunkiem: że nie wyglądają lepiej od własnej kobiety.

Comments are closed.