Viagra pentru femei, cunoscută și sub numele de "flibanserin", reprezintă o descoperire revoluționară în domeniul medical, adresându-se problemelor de disfuncție sexuală la femei. Acest medicament a fost dezvoltat inițial pentru tratarea tulburărilor de dorință sexuală hipoactivă la femei, cunoscută și sub numele de HSDD (hipoactive sexual desire disorder). Principalul ingredient activ al Viagra pentru femei - https://unetxea.org/i/female-viagra-online-fara-reteta-ro.html, flibanserinul, acționează asupra neurotransmițătorilor din creier, în special a serotonină și a dopamină. Acest lucru ajută la creșterea dorinței sexuale la femei care experimentează scăderea libidoului. Utilizarea Viagra pentru femei este destul de diferită față de cea a Viagra pentru bărbați. Trebuie administrată zilnic, pe termen lung, pentru a obține beneficii semnificative, în timp ce Viagra pentru bărbați este administrată pe bază de nevoie, înainte de activitatea sexuală. Este important ca pacientele să fie conștiente de acest lucru și să urmeze cu strictețe recomandările medicului. Cu toate acestea, există anumite precauții și efecte secundare asociate cu utilizarea Viagra pentru femei, incluzând somnolență, amețeli și scăderea tensiunii arteriale. De aceea, este esențial ca pacientele să discute cu medicul lor despre toate riscurile și beneficiile potențiale înainte de a începe tratamentul. În concluzie, Viagra pentru femei reprezintă o opțiune terapeutică importantă pentru femeile care se confruntă cu disfuncții sexuale, oferindu-le posibilitatea de a-și recăpăta plăcerea și satisfacția în viața lor sexuală. Cu toate acestea, consultarea cu un medic este crucială pentru a asigura utilizarea corectă și sigură a acestui medicament.

Dziecko siostry lub szwagierki jest podobno najlepszym środkiem antykoncepcyjnym. Pomimo, że wydaje ci się, że zasypujesz świat, a przede wszystkim bliskich pięknymi zdjęciami, dumą z każdego wypowiedzianego słowa, wyrośniętego zęba i kolejnych nowych umiejętności swoich latorośli – odbiór jest zupełnie inny. Powód: jesteś szczera do bólu i nie udajesz, że się wysypiasz, godzinami leżysz w spa i masz czas na wszystkie przyjemności i własne potrzeby, na jakie miałaś wcześniej. Ocena jest więc szybka, a wnioski jeszcze szybsze niż zmiana frontu w przekonaniach naszych polityków. Dzieci, zdaniem twoich bliskich dziewczyn i kobiet w rodzinie – to zło, które odbiera ci wolność, a ty cały czas narzekasz. Czy na pewno?

Zawsze powtarzam, że matki lub rodzice dzielą się na dwa obozy. Pierwszy bije pianę i twierdzi, że wszystko w ich życiu jest idealne, od związku, poprzez seks, na dzieciach kończąc. Tak się składa, że w moim otoczeniu nie mam takich ludzi, bo zemdliłoby mnie od słuchania takich dyrdymałów. Drugi obóz, to ludzie, którzy są dosyć szczerzy ze swoim otoczeniem i szczerzy przed samymi sobą. Nie kryją, że się kłócą, mają różne kryzysy i problemy dnia codziennego w związkach, nie opisują swoich sypialnianych przeżyć z detalami – prawdopodobnie, tak jak my, sypialnię dzielą z dziećmi, więc o orgazmach pod sufitem – nie ma raczej mowy. Nie udają też, że dzieci to sama radość i uśmiech, ale przy tym nie wyobrażają sobie świata bez nich. Jest też trzeci obóz, którego nie chcę opisywać, bo mało znam takich osób, o ile w ogóle znam – ludzie, którzy twierdzą, że dzieci złamały im życie. To dla mnie jednak już za duży kaliber, więc nie będę rozkminiać ich powodów prokreacji. Nie moja bajka.

W mojej bajce nie jest jak w bajce. Kocham dzieciaki do szaleństwa. Uważam, że są moim największym powodem do dumy i życiowym sukcesem. Rozpływam się, kiedy Bianka, która nie ma nawet 1,5 roku (tyle skończy w połowie czerwca), sama liczy do 10 i buduje zdania z orzeczeniami i poprawną odmianą czasowników. Widać jest świetną słuchaczką i przez cały swój rozwój kodowała każde nasze słowo (niestety bluzgi również, a ja mam dość szewski język, ale staram się go poskromić). Pękam z dumy, kiedy Teodor wymienia wszystkie owady świata z krocionogami, rohatyńcami i pływakami żółtobrzeżkami i zachwyca się porostami na drzewach, kiedy snujemy się po parku. Wydawało mi się, że opowiadanie o nich, chwalenie się ich osiągnięciami, małymi sukcesami jest dla innych osób – w tym bezdzietnych przyjaciółek i sióstr – dość mdlące. Że ja, matka rzygająca tęczą, że ma takie mądre (no i ładne!) dzieci musi być cholernie męcząca, a tu niespodzianka…

Usłyszałam ostatnio od mojej siostry, że ciągle narzekam, za dużo opowiadam o trudach macierzyństwa i skutecznie od lat zniechęcam ją do posiadania własnych dzieci, jak to z resztą wcześniej robiła również moja mama. Szczerość jest u nas dziedziczna i przekazywana w genach, więc nie będę udawać, że nie widzę w tym podobieństwa. Wiem, że dużo opowiadam, ale robię to z automatu. Nie twierdzę, że dzieci to nieszczęście, ból i cierpienie. Nigdy tak nie powiedziałam i nawet nie pomyślałam. Kiedy mam wolny dzień bez dzieci (nie pamiętam, żeby taki był, ale powiedzmy, bez jednego dziecka), to nie bardzo wiem co ze sobą i własnym czasem zrobić!

Rodzic: matka czy ojciec, kiedy pojawia się jego pierwsze dziecko zmienia swoje myślenie. Reorganizuje czas i przestrzeń. A przede wszystkim skupia energię na kimś mniejszym, kto tego bardzo wymaga i potrzebuje. Choć jak twierdzą mądrzy myśliciele, rodzic powinien najpierw myśleć o sobie, a dopiero później o dziecku. Teoria swoje, a życie swoje…

To, co moim zdaniem jest najwspanialsze w posiadaniu dziecka/dzieci, to fakt, że wydobywają się z ciebie, ze środka, od samych palców stóp – pokłady miłości. Kochamy tak, jak nigdy nie kochaliśmy do tej pory. Wariujemy ze szczęścia, wypracowując od uśmiechów kolejne zmarszczki mimiczne (na szczęście są kremy i mezoterapia ;)). Padamy ze zmęczenia, ale idziemy pograć w piłkę, pobiegać za hulajnogą czy popływać na basenie, żeby zrobić tym małym ludzikom przyjemność. A w gruncie rzeczy sobie! Bo przecież w naszych dzieciach jest duża porcja nas samych. Nie muszą mieć naszych nosów, lubić salami i nie cierpieć zapachu octu, żeby widzieć, że jest w nich dużo podobieństwa do nas. I widząc to podobieństwo, i ja i Michał, nabieramy ogromnej dozy cierpliwości, o jaką byśmy siebie wcześniej nie podejrzewali. Ale tylko do własnych dzieci.

Dla mnie urodzenie dziecka, niewiele zmieniło w tolerancji innych dzieci. Jak widzę i słyszę rozwydrzonego bachora, nie będę go głaskać i godzić się na jego psucie moich bębenków w uszach. Nie zachwyci mnie każde dziecko mijane pod domem czy w parku, tylko dlatego, że jest małe. Instynkt instynktem, ale żeby polubić lub pokochać dziecko, trzeba czuć z nim jakąś więź. I właśnie taką więź czują moje siostry z moimi dziećmi.

Podobają nam się podobieństwa do nas samych. Pewne cechy charakteru czy nawet urody, które mają z nami wspólny mianownik. Albo wręcz przeciwnie. Egzotyka i bardzo dziwne cechy kompletnie nam obce. Ale czy widok, zapach i dotyk obcego ślicznego lub niezwykle bystrego dziecka może wpłynąć na decyzję o posiadaniu dzieci? Na mnie widok i przebywanie z miesięczną Zuzią, córką mojej przyjaciółki Justyny tak zadziałał, że tego samego dnia zaszłam w ciążę. Przypadek? Nie sądzę. Po prostu zegar biologiczny zbiegł się w czasie z zapachem karmelu na główce małej Zuzi (efekt karmienia piersią) i to zadziałało wręcz narkotycznie. Ale żeby widok i dźwięk histerii innego dziecka miał mnie odstręczyć od zachodzenia w ciążę? To raczej niemożliwe.

Z obserwacji mamy dwójki, w życiu każdego malucha jest czas na lepsze i gorsze momenty. Śmiech i łzy, wycie i smarki, histerie i głupawki, świetną zabawę i focha. Nie ma dzieci idealnych. I nie ma ludzi idealnych. My też mamy lepsze i gorsze momenty.

Dziś nie spałam całą noc, bo Bianka po mnie chodziła i czegoś się bała. A może znów niekończące się i niewychodzące zęby dały o sobie znać? Nie wiem. Jestem po drugiej kawie i żyję. Czy użalam się nad sobą i swoim zmęczeniem pisząc to? Raczej dzielę się tym. Z niektórymi osobami po to, żeby je pocieszyć, że u nas też nie zawsze jest jak w nibylandii. A z innymi po to, żeby mówić na głos: dzieci nie są idealne i jeśli chcesz być rodzicem to musisz się z tym pogodzić. Za kilka lat wyrosną z nieprzespanych nocy, a za kilka kolejnych to ja nie będę sypiać, trzęsąc się ze strachu czy wrócą w całości z imprezy. Na tym polega życie rodzica i na tym polega myślenie o drugim człowieku. Ale czy to znaczy, że cierpię i narzekam jak mi źle? Ani ja, ani inne matki i ojcowie, których znam tak tego nie odbierają.

Każdy rodzic, a przede wszystkim każda matka, która wychowała dziecko, jest dla mnie świętą. I gdyby macierzyństwo i rodzicielstwo były aż takim koszmarem, to ludzkość dawno by zginęła, a nie rosła w siłę. Posiadanie dzieci jest mega błogosławieństwem, ale nawet błogosławieństwo może wiązać się z wyrzeczeniami. Nie pójdziesz do kina, bo usypiasz dzieci, nie pójdziesz na wesele, bo jedno akurat przeżywa lęk separacyjny czy inny i musi mieć ciebie w promieniu 10 centymetrów obok, inaczej się zawyje aż straci głos. Nie popracujesz, bo masz czytać książeczki o pieskach czy kotkach, albo zwierzętach dżungli amazońskiej, i nie pójdziesz na jogę, bo jedno czy dwoje mają właśnie gile i trzeba spędzić z nimi cały dzień w domu.

Czy warto udawać, że tak nie jest i twierdzić, że po urodzeniu dzieci nic się nie zmienia? Jeśli ktoś ma potrzebę to proszę bardzo! Skoro niektórzy potrzebują filtrować swoje zdjęcia na Instagramie, czy stylizować wnętrze, żeby było odpowiednio modne, albo meldować się w najmodniejszych knajpach, hotelach i kurortach, możliwe, że muszą też dopasowywać rzeczywistość rodzicielską do potrzeb innych osób. Kolorować ją i ubierać w same idealne obrazki. Czy mi to przeszkadza? Ani trochę! Po prostu w moim niezbyt idealnym otoczeniu i życiu nie ma na takie rzeczy i ludzi miejsca. Ale właśnie dzięki temu, że zostałam matką na więcej rzeczy mam odwagę i na mówienie na głos pewnych rzeczy mnie stać. Nie muszę przed nikim niczego udawać. A jeżeli komuś to przeszkadza, to wystarczy nie czytać, nie słuchać, nie oglądać. Jest tyle innych osób, które myślą zupełnie inaczej niż ja, że dla każdego znajdzie się miejsce.

A moje dzieci to największy skarb i szczęście jakie mam i będę się nimi chwalić tak długo, jak mi sił wystarczy. Natomiast namawiać do macierzyństwa czy tacierzyństwa – nie mam zamiaru. Każdy zna siebie, własne potrzeby i pragnienia i powinien działać w zgodzie ze sobą, a nie sugerować się zdaniem innych. A zmuszanie się do posiadania dziecka, bo wypada już je mieć jest bez sensu i takim myśleniem można dziecko bardzo unieszczęśliwić. Ale to też nie moja sprawa. Nie zamieniłabym mojego życia matki na moje poprzednie życie bez Bianki i Teodora. Miłość daje mi siłę i jako mama mogę śmiało powiedzieć, że nie ma drugiej takiej miłości, jak miłość do swoich dzieci. To uczucie, które nadaje życiu sens. A cała reszta jest tak naprawdę bez znaczenia. Kto ma, ten wie!

Comments are closed.