Tym wpisem rozpoczynam ranking najgorszych usług i miejsc. W dodatku nie tylko tych, do których ja trafiłam osobiście, ale proszę Was o pomoc i podpowiedzi. Razem możemy zrobić więcej i przestrzec nasze koleżanki, kolegów, mamy, siostry i przyjaciół przed wydawaniem pieniędzy na złe usługi i narażaniem się na nieprzyjemne sytuacje. Zaczynam od najbardziej powszechnego wydawałoby się zabiegu jakim jest henna brwi, na który wybrała się ostatnio moja koleżanka. Aż mi ciarki przechodzą po plecach, jak to czytam. Oto jej historia.
„To, co wczoraj zobaczyłam i przeżyłam w salonie Frank Provost przy Nowym Świecie jest niebywałe. Wybrałam się na hennę brwi, w centrum miasta. Pierwsze zdziwienie i szok to miejsce, w którym zabieg się odbywa. To kanciapa w takim stanie sanitarnym, w której z trudem staną dwie osoby, że powinien wejść tam sanepid i albo zażądać zapłacenia kary, albo to miejsce zamknąć. Właściwie sam wygląd zwiastował poziom wykonania usługi…ale to co było później….to była istna tragedia kosmetyczna.
Zanim zdążyłam usiąść i otworzyć usta, aby powiedzieć, że preferuję brwi w kolorze naturalnego brązu przełamanego czernią lub grafitem, tleniona kobieta stwierdziła z uśmiechem, że już zdążyła wszystko dla mnie przygotować. Zdziwiłam się, ale ok. A później było już tylko gorzej…
Pani zaczyna od użycia produktu, przypominającego niebieski zmywacz do paznokci z pompką, który jest dostępny w każdej drogerii. Czuję aceton. Milczę. Ale wymiękam.
– Czy Pani używa zmywacza?- pytam.
– Nie, skąd. Odtłuszczacza – odpowiada. (Choć to także preparat do paznokci…)
Mówię, że pierwszy raz się z tym spotykam podczas zabiegu henny brwi, który robię od 10 lat. Milknę. Pani po odtłuszczaczu, nakłada – jak mi się wydaje – hennę na brwi. Po chwili ją zmywa i żartuje, że musi mi zrobić brwi jeszcze raz, chyba, że chcę mieć żółte?? Patrzę w lustro i nie wierzę!! Mam żółte brwi w kolorze piór kurczaka wielkanocnego. Cała się trzęsę, a Pani ze stoickim spokojem i uśmiechem stwierdza, że koleżanki musiały jej pomieszać tubki, więc zrobi jeszcze raz. Dodaje, że już tak raz zrobiła klientce, wiec jej ten efekt nie dziwi – w przeciwieństwie do mnie.
Sama nie wiem czy uciekać z żółtymi brwiami, czy dać jej dokończyć zadanie? Zostaję. Zmywa znów jakimś spirytusem czy acetonem. Skóra na powiekach i łukach brwiowych szczypie i czuję ostry, nieprzyjemny zapach. Blondynka pyta, czy podoba mi się kształt? Mówię, że trochę u góry za dużo henny jest na skórze.
„Kosmetyczka” ściera, ale kolor schodzi z dużym trudem… Proszę ją o wacik z płynem do demakijażu, żebym mogła sama zetrzeć nadmiar koloru.
– Wie pani, tak łatwo to on nie zejdzie i lepiej jeśli ja to zrobię… – wyznaje pani kosmetyczka.
– A to nie jest henna? – pytam się ze zdziwieniem.
– Nie, to farba – odpowiada zadowolona.
Ręce mi opadają. Bluźnię w myślach, ale staram się zachować kulturę osobistą. To się nie dzieje naprawdę. Kolor na brwiach mam. Widać, że są ciemniejsze, ale czy ładne? Kształt jest dziwny, bo są zbyt obszerne, ale to i tak sukces po tym, co było z nimi dosłownie chwilę temu. Jestem wściekła, ale zachowuję zimną krew.
Stoję przed ladą recepcjonistki i słyszę 35 zł.
– Za hennę 35 zł? Trochę dużo – komentuję.
Słyszę, że za hennę i depilację. Ciekawe, bo pani powiedziała, że wyrwie mi pęsetą tylko kilka włosków. Chyba, że depilację będę mieć za kilka dni, jak wypadną mi wszystkie, które prawdopodobnie potraktowała rozjaśniaczem i porządnie zniszczyła.
– Ale ja miałam tylko hennę i przez cały czas rozmawiałam z panią kosmetyczką, że nie wyrywam włosków, tylko kładę na nie odżywki i rzadko farbuję, bo są dość słabe. I pani wyrwała tylko kilka…
Recepcjonistka idzie do tlenionej pani i wraca z informacją, że jej zdaniem depilacja była przeprowadzona. Wtedy grzecznie proszę, żeby podeszła i powiedziała to samo w mojej obecności.
Tleniona pani z rzęsami doklejonymi, które kończą się na wysokości jej brwi – a mówią, żeby nie oceniać człowieka po wyglądzie – nie patrząc mi nawet w oczy i bez wypowiadania jednego słowa koryguje rachunek na 20 zł…
Zapłaciłam. Wyszłam i nie mogłam uwierzyć, że coś takiego zdarzyło się w znanym salonie fryzjerskim przy Nowym Świecie. Byłam tu pierwszy i ostatni raz. Straszne doświadczenie!
Po tej wizycie żałowałam nawet wydanych 20 złotych, żałowałam też, że nikt mnie nie ostrzegł przed tym miejscem.”
Opowiada mi na facebooku Iwona, z którą znamy się ze wspólnych studiów. I prosi, żebym opisała to miejsce i wprowadziła na nostressbeauty.com taki ranking najgorszych usług i najgorszych miejsc na mapie (nie tylko Warszawy!).
Ja więc ostrzegam! Nie chodźcie tam, do wspomnianego salonu na żaden zabieg i nie ufajcie innym miejscom, w których jest brudno, ciasno i używa się produktów, które od razu wydają się wam podejrzane. I niestety, możliwe, że nie szata zdobi człowieka, ale kiedy chcesz mieć dobrze zrobione brwi, to najpierw przyjrzyj się osobie, która będzie je farbować. Jeśli wygląda nieestetycznie, podziękuj, powiedz, że się rozmyśliłaś i wyjdź. Lepiej kiedy ona się zezłości na ciebie niż ty masz stracić kilkadziesiąt złotych i mieć zniszczone brwi, włosy, paznokcie czy skórę!
Zapraszam do przysyłania podobnych historii i doświadczeń, niezależnie od tego czy były u fryzjera, kosmetyczki czy dermatologa. Pomagajmy sobie nawzajem i przestrzegajmy się przed słabymi usługami. Mamy do tego prawo, a dzięki takim nośnikom jak mój blog – jest na to przestrzeń.
Piszcie do mnie na mejla: mary@nostressbeauty.com, albo w wiadomości na fb. Im więcej takich historii, tym mniej nerwów stracimy.
Comments are closed.