Viagra pentru femei, cunoscută și sub numele de "flibanserin", reprezintă o descoperire revoluționară în domeniul medical, adresându-se problemelor de disfuncție sexuală la femei. Acest medicament a fost dezvoltat inițial pentru tratarea tulburărilor de dorință sexuală hipoactivă la femei, cunoscută și sub numele de HSDD (hipoactive sexual desire disorder). Principalul ingredient activ al Viagra pentru femei - https://unetxea.org/i/female-viagra-online-fara-reteta-ro.html, flibanserinul, acționează asupra neurotransmițătorilor din creier, în special a serotonină și a dopamină. Acest lucru ajută la creșterea dorinței sexuale la femei care experimentează scăderea libidoului. Utilizarea Viagra pentru femei este destul de diferită față de cea a Viagra pentru bărbați. Trebuie administrată zilnic, pe termen lung, pentru a obține beneficii semnificative, în timp ce Viagra pentru bărbați este administrată pe bază de nevoie, înainte de activitatea sexuală. Este important ca pacientele să fie conștiente de acest lucru și să urmeze cu strictețe recomandările medicului. Cu toate acestea, există anumite precauții și efecte secundare asociate cu utilizarea Viagra pentru femei, incluzând somnolență, amețeli și scăderea tensiunii arteriale. De aceea, este esențial ca pacientele să discute cu medicul lor despre toate riscurile și beneficiile potențiale înainte de a începe tratamentul. În concluzie, Viagra pentru femei reprezintă o opțiune terapeutică importantă pentru femeile care se confruntă cu disfuncții sexuale, oferindu-le posibilitatea de a-și recăpăta plăcerea și satisfacția în viața lor sexuală. Cu toate acestea, consultarea cu un medic este crucială pentru a asigura utilizarea corectă și sigură a acestui medicament.

Na weganizm, wegetarianizm lub kuchnię roślinną przeszła większość moich przyjaciółek, siostra i koledzy. Produkty spożywcze z metką bio lub organic sama chętnie kupuję – pod warunkiem, że nie wydają mi się ściemnione. Ale wegańskie kosmetyki? Mam przeżywać fakt, że pszczoła płakała, jak jej zabierano miód, który jest w składzie mojego ulubionego balsamu do ust? Co właściwie oznacza termin: wegański kosmetyk? A które z kosmetyków, które uznajemy za eko, naturalne lub bio tak naprawdę zawierają śladowe ilości składników naturalnych? Pobawiłam się w Sherlocka Holmesa z Mińskiej i sprawdziłam.

Co z tego, że jest naturalne czy organiczne. To nie znaczy, że jest dobre dla twojej skóry. Najlepsze i najsilniejsze trucizny też pochodzą z natury – powiedziała mi kiedyś jedna z najznamienitszych polskich dermatolożek, dr Ewa Chlebus. Powiedziała i miała rację, bo większość moich testów produktów naturalnych lub organicznych kończyła się jedną wielką alergią kontaktową na twarzy i ciele. Nabrałam więc do nich nie to, że uprzedzenia, ale pewnego dystansu, którego wolałam nie przekraczać.

Alergik zwykle podświadomie wie, co mu szkodzi, choć nie każdy ma taką intuicję i taki nos. Mój jest w tej materii niezawodny. Jeśli przeszkadza mi zapach kosmetyku, z pewnością mnie po jego użyciu wysypie. A jeśli raz mnie wysypie, to kolejne produkty – nawet te o dobrym dla mojej skóry składzie – nie pomogą.

Ale to nie artykuł o alergiach, które od kilku tygodni mnie chcą wykończyć, tylko o kosmetykach wegańskich, naturalnych, bio, eko, organicznych. Zasada w ich rozróżnieniu jest analogiczna jak ta, która dotyczy wszystkich innych produktów (żywności, środków czystości czy ubrań).

Wegańskie kosmetyki (a także jedzenie, ubrania, środki czystości), to takie

  • nie testowane na zwierzętach
  • pozbawione odzwierzęcych składników (jak lanolina, miód, mleko, wosk pszczeli i np. wydzieliny zwierząt: jad żmii, śluz ślimaka, jedwab, nić pajęcza, itd.)
  • mogą zawierać składniki chemiczne
  • mogą zawierać konserwanty

Takie produkty mają specjalne znaczki i muszą spełniać odpowiednie standardy, które oznacza się certyfikatami. Ale wegański nie oznacza, że kosmetyk, produkt, przedmiot nie może zawierać chemii. Może być złożony z większości roślinnych składników, ale i chemicznych lub mineralnych komponentów. Kosmetykiem wegańskim jest wspominany i używany przeze mnie poniżej w teście dezodorant i krem marki CD.

Naturalne kosmetyki (lub inne produkty) to w większości produkty wykonane:

  • z naturalnych komponentów, czyli składników roślinnych, zwierzęcych lub mineralnych
  • ich pozyskanie odbywa się z uszanowaniem środowiska naturalnego
  • mogą zawierać składniki chemiczne
  • mogą zawierać konserwanty

Kosmetyki naturalne, to na przykład produkty genialnej polskiej marki Ministerstwo Dobrego Mydła czy Iossi. Są stworzone z naturalnych składników, ale nie wszystkie z nich są wegańskie, bo zawierają np. wosk pszczeli czy mleko.

Kosmetyki organiczne/bio, to już zupełnie inna para kaloszy:

  • są niemal w stu procentach stworzone z naturalnych komponentów
  • ich składniki pochodzą z certyfikowanych upraw
  • posiadają certyfikaty typu Ecocert, Cosmebio oraz inne
  • nie zawierają konserwantów

To najrzadsza i najdroższa grupa kosmetyków (lub innych produktów), ponieważ aby spełnić wymagania takiego produktu, każdy składnik musi być nie tylko naturalny (produkty naturalne mogą powstawać na uprawach, na których używa się regularnych, zwykłych nawozów), ale w większości wypadków – organiczny. Zdarzają się też hybrydy, kiedy kosmetyk jest naturalny, nie jest organiczny, ale zawiera olejek czy masło roślinne pochodzące z certyfikowanej bio uprawy. Przykład: szampony i odżywki Urtekram w 99 proc. organiczne.

Odpowiadając na drugą część lidu: czy te produkty/kosmetyki działają i czy rzeczywiście warto nimi zastąpić zwykłą, chemiczną pielęgnację, polecam mój test (w podpisach pod zdjęciami, wystarczy kliknąć na zdjęcie, żeby przeczytać informację). Ale w dużym skrócie, poza ewidentnymi produktami nie dla mnie (czyli nie dla alergika), jak mocno pachnące masło czy peeling do ciała (aktualnie mam zmiany atopowe na całych ramionach i rękach), mogę używać ich wszystkich.

A czy polecam? Bardzo. Co prawda nikt jeszcze nie zdołał mnie przekonać do używania pasty organicznej do zębów – tę Urtekram pokochały moje dzieci, które dosłownie zjadają pasty do zębów, a z ich myciem bywa różnie. Ale ja czuję, że moja zębina wymaga czystej żywej chemii, żeby się oczyścić;)

Wszelkie mydła, żele pod prysznic (Hempz, Ministerstwo Dobrego Mydła, CD) moim zdaniem są znacznie przyjemniejsze w stosowaniu niż tradycyjne kosmetyki. Nie wysuszają tak skóry, więc nie podrażniają naskórka nawet osoby o bardzo suchej skórze ciała. Zawsze miałam problem z szamponami organicznymi, bo się nie pieniły i nie domywały moich włosów i przetłuszczającej się tłustej skóry głowy, ale po użyciu (kilkukrotnym) szamponu i odżywki z aloesem Urtekram jestem pod dużym wrażeniem. Mam superczyste włosy, bez sztucznego zapachu, który przyprawiałby mnie o zawroty głowy i wydaje mi się, że skóra po jego użyciu oddycha.

Nie znalazłam jeszcze odpowiedniego organicznego lub naturalnego produktu do mycia i oczyszczania twarzy. Póki co Olejek Różany Bielenda pozostaje bezkonkurencyjny. Olejek do demakijażu i oczyszczania twarzy i oczu Neem i Pianka Kantola marki Orientana są przyjemne w użyciu, ale pachną zbyt mocno i podrażniają moją reaktywną skórę. Wydaje mi się, że produkt do oczyszczania twarzy powinien jednak mieć łagodniejszy zapach. Za to maseczka ze śluzem ślimaka tej samej marki – Orientana, przepięknie złuszcza i odświeża koloryt cery! Podobno ślimak nie płakał, kiedy wydzielał ten śluz, tylko chodził jak zwykle i zostawiał po sobie śliskie ślady;) (tak, wiem, brzmi hardkorowo, ale działa na skórę).

Zakochałam się po uszy w pielęgnacji na bazie organicznego aloesu Santa Verde. Używam go już kilka tygodni i skóra na twarzy jest w coraz lepszej kondycji. Aloes wycisza wszelkie podrażnienia, a skład kosmetyków (stosuję tonik, żel aloesowy i krem z aloesem) nie powoduje powstawania naskórników – co momentalnie w przypadku innych produktów widać u mnie gołym okiem.

Hitem jest dla mnie maska z różowej glinki Arbonne. Genialnie oczyszcza skórę, wyciąga z niej całe „zło”, pory są czyściutkie, domknięte, ilość czarnych i białych „łebków”znacznie mniejsza.

Absolutnym must-have dla każdej fanki olejków lub osób z bardzo suchą skórą, jest natomiast Olej z pestek śliwki z Ministerstwa Dobrego Mydła. Zawiera witaminę E i olej z wiesiołka, który koi skórę i genialnie wyrównuje poszarpany, popękany naskórek (sorry za dosłowność, ale mam na dłoniach rany i naprawdę niewiele rzeczy jest mi w stanie pomóc, a ten olejek działa jak kompres i łagodzi egzemę).

Minusy takiej pielęgnacji? Poza ceną i jak wspomniałam – w niektórych przypadkach – zbyt intensywnymi zapachami, które mogą podrażniać skórę alergika, innych nie widzę. Czy działają? Oczywiście, że tak. Jestem żywym dowodem na to, że im mniej chemii, tym mniej problemów z cerą. Polecam więc zastąpić na początku żel czy mydło i stopniowo, tak jak ja – dać się oczarować produktom naturalnym.

Comments are closed.