Viagra pentru femei, cunoscută și sub numele de "flibanserin", reprezintă o descoperire revoluționară în domeniul medical, adresându-se problemelor de disfuncție sexuală la femei. Acest medicament a fost dezvoltat inițial pentru tratarea tulburărilor de dorință sexuală hipoactivă la femei, cunoscută și sub numele de HSDD (hipoactive sexual desire disorder). Principalul ingredient activ al Viagra pentru femei - https://unetxea.org/i/female-viagra-online-fara-reteta-ro.html, flibanserinul, acționează asupra neurotransmițătorilor din creier, în special a serotonină și a dopamină. Acest lucru ajută la creșterea dorinței sexuale la femei care experimentează scăderea libidoului. Utilizarea Viagra pentru femei este destul de diferită față de cea a Viagra pentru bărbați. Trebuie administrată zilnic, pe termen lung, pentru a obține beneficii semnificative, în timp ce Viagra pentru bărbați este administrată pe bază de nevoie, înainte de activitatea sexuală. Este important ca pacientele să fie conștiente de acest lucru și să urmeze cu strictețe recomandările medicului. Cu toate acestea, există anumite precauții și efecte secundare asociate cu utilizarea Viagra pentru femei, incluzând somnolență, amețeli și scăderea tensiunii arteriale. De aceea, este esențial ca pacientele să discute cu medicul lor despre toate riscurile și beneficiile potențiale înainte de a începe tratamentul. În concluzie, Viagra pentru femei reprezintă o opțiune terapeutică importantă pentru femeile care se confruntă cu disfuncții sexuale, oferindu-le posibilitatea de a-și recăpăta plăcerea și satisfacția în viața lor sexuală. Cu toate acestea, consultarea cu un medic este crucială pentru a asigura utilizarea corectă și sigură a acestui medicament.

60 dni do bikini, 30 dni do bikini, dwa tygodnie do bikini. To niektóre z tytułów artykułów, których dziesiątki popełniłam w swoim życiu. Złote rady, najlepsze zabiegi, najbardziej sprawdzone preparaty, diety ćwiczenia. W teorii – każda dziennikarka urodowa czy blogerka kosmetyczna jest świetna i ma stopień profesora, w praktyce większość z nas jest mniej więcej podobna. Nie licząc super wysportowanych lasek i dziewczyn o figurze i zwyczajach modelek, zwykłe kobiety przypominają sobie o tym, że odsłonią ciało dosłownie chwilę przed tą odsłoną. W tym roku ten fakt zaskoczył mnie. Po raz pierwszy z takim impetem…

Najpierw był telefon od przyjaciółki. – Mam depresję, wyglądam strasznie, nie mam piersi, za to mam wielki brzuch i rozłożyste jak sofa biodra, a do tego nogi takie nabite, a przy tym bezkształtne – narzekała. Z początku myślałam, że jest przed okresem, a po chwili rozmowy okazało się, że po prostu wpadła do kilku sklepów pomierzyć bikini. Wariatka – pomyślałam, ma ciało nastolatki – niejedna by się o takie dała pokroić i jest wobec siebie zbyt krytyczna. Ale nie myślałam, że wyląduję w tym samym miejscu i z podobnymi, jeśli nie gorszymi wnioskami na temat swojego wyglądu.

O przygotowaniach do wyjazdu na wakacje pomyślałam na trzy dni przed wyjazdem. Zbyt zapracowana, żeby cokolwiek zrobić dla siebie, zbyt pochłonięta sprawami codziennymi, żeby myśleć o bzdurnych kilku trójkątach z lycry i przeżywać, jaki wzór w tym roku będzie zdobić moje ciało na plaży. Chociaż jedna z moich koleżanek powiedziała kiedyś: jeśli nie mam myśleć o obwisłych pośladkach, rozstępach czy cellulicie kupuję sobie co roku nowe, przepiękne bikini i od razu czuję się w nim piękniejsza. I to magiczne zdanie działa jak zaklęcie. Kostium jest jak intencja, obietnica udanych wakacji. Może zupełnie nie pasować do tego, co nosisz na co dzień. Możesz być panią w garniturze a na wczasach mieć ochotę na ananasy na pupie czy palmę na biuście, prześwity, cekiny i złote ćwieki. Kostium oznacza wolność. Zrzucenie tego codziennego uniformu, szpilek i garsonki, piasek pod palcami i filtry, morze i co by tu zjeść/ przeczytać / na którym boku teraz poleżeć – myśli tak proste, że w tej prostocie piękne.

I poszłam kupić to marzenie, ten antycellulit i antyrozstęp, ten antykompleks z palmą na dupie i… zdębiałam przed lustrem. Wieeeeelkie białe cielsko, które wyłoniło się z lustra to było jakieś monstrum zupełnie niepodobne do tego, co widzę na co dzień. Przecież mam w domu lustra, noszę bieliznę, przeglądam się smarując się balsamem do ciała czy zakładając stanik – żeby go wyrównać. No nie wpadłabym na to, że wyglądam tak źle. Kolor skóry, stopień cellulitu, ilość przebarwień, zmarszczek, obwisów i innych cudowności dosłownie mnie dobił. Mierzyłam kolejne trójkąty, kwadraty i prostokąty z lycry w kwiatki, paski i z pomponami, z kutasikami i cekinami. I nic. Dramat w trzech aktach. Każdy jeden model był jak spełnienie koszmaru na temat wyjazdu na wakacje. Kaszalot przed lustrem nic dodać nic ująć.

I aż się zaczęłam zastanawiać co się do cholery stało, kiedy to się stało – bo dlaczego się stało wiem doskonale, ani nie jestem na diecie, ani nie odmawiam sobie grillików, winek i deserów, ani też nie zaiwaniam na siłownię, a częstotliwość chodzenia na jogę była ostatnio naprawdę żenująca ze względu na brak czasu na cokolwiek. Ale poszłam do innego sklepu, i kolejnego i w jeszcze kolejnym stanęłam przed lustrem jak wryta i nie mogłam uwierzyć – czy to ta sama ja?!? Jak ja pięknie w tym wyglądam! I w tym zielonym! I w niebieskim! A może pójdę w czerwone wino? Jeszcze nigdy nie miałam prostego czarnego bikini, może to dobry moment – wygląda naprawdę nieźle! Jak przystało na osobę niepewną tego, w czym mi naprawdę do twarzy trzaskałam zdjęcia i wysyłałam siostrze – projektantce mody i byłej stylistce. Surowej jak sushi.

Nati podpowiedziała co wybrać i o dziwo, po powrocie do domu, przejrzałam się we wszystkich lustrach i wyglądałam nadal ok. Może bez fajerwerków, ale też bez kalafiora, obwisów i sino-bladej skóry w ciapko-kropki. Zrozumiałam, że największym wrogiem kobiety mierzącej bieliznę lub bikini jest ciulowe oświetlenie w sklepach. Tragiczna kolorystyka wnętrza też robi swoje.

A samo bikini? Dziewczyno, nie oszukuj się. To, że na reklamach wygląda jak milion dolarów w złocie, oznacza, że zostało sfotografowane na nastolatce po liposukcji i operacji biustu. Na normalnym cycku żaden stanik tak nie leży. Uwierz mi. Przymierzyłam ich tym razem naprawdę dziesiątki. Figury promowane na wspomnianych reklamach są dodatkowo podkręcone photoshopem a skóra i ciało wyczyszczone z wszelkich niedoskonałości. I nierealne.

A rzeczywistość jest nieco odmienna. Ale myśl o ciepłym morzu, piachu i tym nowym bikini pomimo tego napawa mnie wielką radością. To czas dla mnie i moich bliskich, a to, czy mi się coś zatrzęsie czy zawiśnie czy jest zbyt kościste czy za obfite jest naprawdę nic nie znaczącą pierdołą. I kolejnym niepotrzebnym stresem. Bikini to kwitntesencja nostressbeauty : masz się w nim czuć piękna, wolna i szczęśliwa. Zawsze jest coś, co można w ciele czy twarzy poprawić i sama nie jestem na to obojętna, ale po co martwić się tym w wakacje? Lepiej napić się prosecco i cieszyć dolce vita. I taki mam zamiar! Do miłego po moim powrocie!

Comments are closed.