Dostałam zaproszenie na zabieg Microblading w Klinice Urody na Saskiej i na początku się ucieszyłam, a jak już się znalazłam na fotelu – zwątpiłam. Zaczęłam zastanawiać się, wertować w głowie obrazy i zadawać sobie pytanie: czy znam choćby jedną osobę, która ma dobrze wykonany makijaż permanentny brwi? Odpowiedź brzmiała: nie bardzo. I prawie z tego fotela uciekłam. Na szczęście, jak to u mnie zwykle bywa – ciekawość zawodowa zdominowała strach i dziś nie żałuję ani kreseczki wykonanej przez Katarzynę von Engel.

Najpierw przekonywałam panią Kasię, że może jednak to kiepski pomysł. Za kilka dni wylatuję na wakacje na Sardynię, tam będzie ostre słońce, w sumie to mam dość ciemne brwi i mogę sobie je delikatnie wzmacniać makijażem i… tak się zamotałam, że pani Kasia musiała mieć ze mnie niezły ubaw. Spojrzałam na jej brwi i na brwi dziewczyn, które pracują w Klinice Urody na Saskiej. Wszystkie wyglądają pięknie, super naturalnie i naprawdę z klasą.

– Ale ja jednak poproszę najjaśniejszy kolor, żadnych łuków i mew i żeby nie były też zbyt krzaczaste jakbym miała wąsy na czole – poprosiłam Katarzynę von Engel – właścicielkę salonu i dziś stwierdzam, bez żadnej kokieterii – mistrzynię w dziedzinie microbladingu.

– Pani Mario, jeżeli ma pani takie obawy zrobię pani brwi naprawdę naturalne, trochę je optycznie zagęszczę, minimalnie wyrównam ich wysokość, grubość, żeby naprostować asymetrię. Ale nie mogę zrobić dwóch identycznie wyglądających brwi, bo będzie wyglądać to sztucznie. Obiecuję, że będzie pani zadowolona. Kolor wybiorę dla blondynek i dodam tylko szczyptę ciemniejszego pigmentu, żeby nie były zbyt jasne – uspokoiła mnie pani Kasia.

Zaufałam. Dyskutowałyśmy o kolorze, o brwiach, o atopowym zapaleniu skóry i innych schorzeniach dermatologicznych, a znieczulenie na moich łukach już powoli zaczynało działać. Następnie pani Kasia zrobiła rysunek moich nowych brwi. Precyzja, pomiary, linijki, jak na projektach architektonicznych Michała – mojego męża:) Ale kiedy spojrzałam na gotowy rysunek, uznałam, że są dużo za duże.

– Spokojnie, one się znajdą pomiędzy tymi zaznaczonymi kreskami – wyjaśniła pani Kasia.

Musiałam sobie zrobić kilka selfie, bo wyglądało to tak:

Następnie pani Kasia zaczęła golarką przycinać te włoski, które wystawały poza obręb rysunku. A kolejnym krokiem był „tatuaż”na łuku brwiowym nowych włosków naśladujących moje własne – nawet pod kątem, pod którym rosną, ostrym nożykiem umoczonym w pigmencie. Ból jest do wytrzymania. Na prawej brwi niemal nic nie czułam. Natomiast przy lewej, kichnęłam tak, że aż się podniosłam! Ale to u mnie normalne nawet podczas używania zwykłej pęsety. Lewa strona jest u mnie wrażliwsza i tu odczuwałam nieco dyskomfortu. Natomiast dało się wytrzymać. I gdyby nie łzawiło mi oko i nie kichałabym z pewnością poszłoby nam szybciej. Zabieg trwał około godziny i aż byłam zdziwiona, że się już skończył. Szybciej niż depilacja nóg i bikini woskiem!

Poniżej filmik krok po kroku jak wygląda przebieg tego zabiegu.

Uczucie, gdy przejrzałam się w lustrze po zakończeniu zabiegu (widziałam się wcześniej w telefonie, którym pani Kasia nagrywała filmik) było szczęściem pomieszanym z ulgą. Odetchnęłam, bo na video, kiedy pani Kasia rozmazała pigment – wyglądałam naprawdę jak z wąsami na czole…Okazało się, że dotrzymała obietnicy, jest genialna w wykonywaniu tego zabiegu i w dopasowywaniu brwi do rysów twarzy.

Brwi są piękne! Przez pierwsze dwa tygodnie, kiedy pojawiały się strupki, pigment się stabilizował w skórze – wydawały mi się zbyt mocne, ciemne i dominujące. Szczególnie na wyjeździe, gdzie nie malowałam rzęs ze względu na filtry w kremach podrażniające moje powieki (o tym będzie kolejny wpis). Brwi były wielkie i ciemne. Ale dziś, po równym miesiącu czuję się pięknie. Nie muszę się malować, żeby mieć rysy twarzy, nie muszę używać maskary, podkładu, czegokolwiek, żeby czuć się pięknie. Mogę iść popływać na basenie, w morzu czy pobiegać z dziećmi po parku i nie czuję się jak ameba czy meduza chociaż jestem totalnie bez grama makijażu. Mam moje brwi i jestem szczęśliwa.

A do Kliniki Urody na Saskiej muszę iść na korektę, którą wykonuje się właśnie po 30 dniach (kilka włosków trzeba poprawić, bo się wyłuszczyły). Polecam to miejsce i Kasię von Engel oraz jej utalentowane dłonie i oczy. To zabieg, który jest idealny dla aktywnych kobiet, które nie mają czasu na codzienny makijaż, mają dość henny, kredek, pomad i całej reszty, a chcą wyglądać pięknie na co dzień a nie tylko od święta. Ja jestem zachwycona i już namówiłam kilka bliskich mi kobiet na microblading.

Comments are closed.