W ubraniach nie lubię bieli, chyba, że jestem bardzo opalona (jak teraz po wakacjach). W białym stroju można mnie było zobaczyć 7 lat temu 26 czerwca, w dniu mojego ślubu, kiedy miałam na sobie białą koronkową suknię. Natomiast i tak nie była to śnieżna biel, tylko kość słoniowa tudzież panna cota, ponieważ biel nie idzie w parze z moją sino-bladą skórą. Wyglądam w niej jak trup. We wnętrzach – też nie przepadam za białym kolorem – doceniam bardzo u innych, podobają mi się białe pokoje, salony, łazienki, ale we własnym domu, gdzie tylko mogę – tam pakuję kolor. Natomiast biel to dla mnie czystość, ład, porządek, perfekcjonizm, mleko dziecięce, dobry krem i apteka.
Dlatego dziś na ruszt wzięłam białe kosmetyki. Czy są tak ładne, jak wyglądają na zdjęciu? Czy spełniają swoje obietnice, czy po prostu mają zmyślne nazwy i opakowania?
Na początek ampułki nawilżające Rau Cosmetics z kwasem hialuronowym. Przezroczyste, ale na białych styropianowych kulkach wyglądały idealnie. Przypominają mi bakterie kwasu mlekowego, które dawałam niedawno Teodorowi, żeby go wzmocnić. Po otwarciu – zaskoczenie. Ampułka choć mała, jest tak wydajna, że po nałożeniu połowy jej objętości na twarz, szyję i dekolt (kto bogatemu zabroni?!?) wciąż pozostaje mi połowa fiolki, której użyję wieczorem, pod krem na noc. Efekt: opalona skóra dosłownie ją wypija, jest miła w dotyku i supernawilżona.
Jako drugi testuję krem pod oczy PhysioLift Avène. Przyznaję się bez bicia: to pierwszy krem pod oczy od ponad trzech miesięcy, który odważyłam się nałożyć na powieki – tak silne mam ostatnio atopowe egzemy. PhysioLIft obiecuje usuwać sińce, wygładzać skórę, zmniejszać widoczność zmarszczek. Ale to, co mogę stwierdzić po jednej aplikacji (za miesiąc powiem więcej), to niesamowite uczucie ukojenia skóry po jego nałożeniu. Krem pod oczy, który ma bogatą konsystencję, więc kiedy się uśmiecham, skóra się znacznie mniej marszczy na kształt kocich łapek. I łagodzi pieczącą i swędzącą skórę. Polecam więc wszystkim osobom o skórze wrażliwej i nadreaktywnej, które bezskutecznie poszukują kremu pod oczy. Ten zasługuje na medal w kategorii łagodności i ukojenia.
Następnie, punktowo wklepuję Aktywny Preparat Punktowy Pharmaceris, z witaminą K do uszczelniania i wzmacniania naczyń (wokół nosa mam dramatyczną ilość. Fajny patent dla osób o skórze naczynkowej, niestety nie daje natychmiastowego widocznego efektu, więc o jego skuteczności lub nie – będę informować za kilka tygodni.
Kolejny punkt białego programu: Baza pod Makijaż Lumiere Base Bielenda z rozświetlającymi perełkami. Ma żelową konsystencję, a pudrowe perełki tak operują światłem, że można jej używać i pod podkład i zamiast. Ja dziś próbuję zamiast i jest naprawdę ok. Jedyne na co warto zwrócić uwagę to na dokładne rozprowadzenie kosmetyku na skórze, żeby perła nie osadziła się w bruzdach czy zmarszczkach. Baza spełnia swoje zadanie – rozświetla, optycznie ujednolica cerę i do tego fajnie wygląda.
Zamiast podkładu, skoro dziś cała na biało – biały puder wygładzający cerę, zwężający pory i matujący czyli Silk Edition Touch -Up Bourjois. Moje zastrzeżenie nr 1: bardzo trudny produkt w aplikacji. Tępy w dotyku. Natomiast po nałożeniu na skórę – jest tak jak obiecuje. Może cery jak alabastrowy posąg czy modelka lat 15 nie mam, ale zdecydowanie jest milsza w dotyku, a pory mniej widoczne. Zobaczymy jak będzie z utrzymaniem matowego efektu.
Na usta nakładam błyszczyk powiększający usta Lip Injection Extreme Too Faced/ Sephora, który po minucie od nałożenia zaczyna mnie diabelnie drażnić. Usta lekko puchną i stają się bardziej zaróżowione, a ja mam ochotę zerwać je z powodu swędzenia. Robię selfie, żeby pokazać efekt. Na szczęście po kilku minutach szczypanie i mrowienie mija. Usta pozostają miękkie, nawilżone. Czy pełniejsze? Może tak, chociaż nie widzę różnicy poza tym, że błyszczyk wygładził spierzchnięty naskórek i są milutkie w dotyku. Podoba mi się kolor, jaki daje błyszczyk i myślę, że można go stosować jako wierzchnią warstwę na różne kolory matowych pomadek.
Oczy maluję minimalnie, bo akurat nic białego do makijażu oczu w domu nie mam poza… opakowaniem na Liner.Designer Beauty Blender / Sephora z lusterkiem. Pól dnia bawiły się nim moje dzieciaki jeżdżąc nim jak krążkiem od cymbergaja po rozsypanym w kartonie styropianie. W środku jest różowa gumeczka w kształcie łezki i z początku nie wiem co mam z nią zrobić. Ale robię zgodnie z instrukcją. Maluję kształt linii przy pomocy tej gumeczki. Nie wiem o co chodzi, ale na drugim oku maluję bez niej i wychodzi mi bardziej równa. Możliwe, że nie dla mnie takie zabawki i gadżety. Lepiej mi wyszedł eksperyment z taśmą klejącą na powiece…
Na deser coś dla paznokci. Odżywka Mega Efekt Delia Cosmetics do zniszczonych paznokci. Nabłyszcza i delikatnie wybiela płytkę. Ma fajny zapach rozpuszczonych cukierków Ice Fresh, który uwielbiam. Mam nadzieję, że paznokcie po jej użyciu będą rosły jak wściekłe – zdrowe i mocne.
Bez wybielania i dla jasności. Biały test kosmetyki zdały w większości wzorowo. Zobaczymy czy spełnią swoje długoterminowe obietnice. Efekty ich użycia widać na zdjęciach poniżej. Miłego popołudnia, wieczoru i weekendu!
Comments are closed.