Piątkowe popołudnie to czas na relaks po ciężkim tygodniu i przed ciężkim weekendem non-stop w biegu z dziećmi. Jeśli też tak masz, polecam właśnie piątek zakończyć w spa. Relaksując się, nie myśląc o nieskończonych projektach i zadaniach, nieposprzątanym mieszkaniu czy niewypranych rzeczach. Czas dla siebie. Moment wyciszenia, spokoju i ogromnej przyjemności. Właśnie tak zrobiłam wczoraj razem z moimi koleżankami z biura Hartwig Fashion Department. Pracę zakończyłyśmy o 14 a reszta dnia płynęła na innych obrotach w magicznym miejscu: Instytucie Kuo’s Professional. Czy to miejsce godne polecenia?

Wystrój miejsca i jego klimat

Moje zboczenie zawodowe jest okrutne i często skrzywia mi obraz nowych miejsc. Ale nie wszystko złoto co się świeci, a nie wszystko co ukryte nie jest warte zobaczenia i poznania. Na wstępie nie mogłyśmy odnaleźć Kuo’s Professional. Powód? Jest nieco schowany na tyłach szklanego biurowca w okolicy Placu Starynkiewicza. Nie spodobało mi się to, aby po chwili okazać się jedną z najważniejszych zalet tego miejsca.

Powód? Do spa przychodzisz się zrelaksować, zmyć z siebie makijaż, zdjąć ubrania, szpilki, garnitur czy cokolwiek na sobie nosisz w tygodniu i czuć się swobodnie. Po co ma cię widzieć pół Warszawy? Do Kuo’s Professional możesz wjechać i zaparkować auto w podziemnym garażu i suchą stopą nawet przy takiej pogodzie wbić się do środka.

Wnętrze – co mam nadzieję widać na moich zdjęciach – jest obłędnie piękne. Zaprojektowane przez duet Tatemono (Anię i Justynę, które mają cudowne wyczucie koloru, przestrzeni i minimalistyczny styl, ale bardzo kobiecy) powala. Powód: wchodzisz z szarego korytarza, kamiennego, niezbyt w moim odczuciu przyjaznego – do wnętrza, które jest jak pudełko czekoladek. Dominuje różowe złoto (najmodniejszy kolor sezonu), pudrowy róż, biel, szarości. Wszędzie widać „najmodniejsze” rośliny doniczkowe, palmy i powtarzające się okrągłe zwierciadła – także na stolikach w lounge’owej poczekalni. Siadasz w wygodnym fotelu, popijasz kawę czy herbatę i… nie chce ci się już wstawać:)

Wygląd i wyposażenie gabinetu

Po wejściu z różowo-złoto-miedzianego lounge’u do gabinetu, kolejny kontrast – czystość. Gabinet jest maleńki – albo ja jestem taka długa, bo jak siadam na fotelu, stopami zahaczam o ścianę;) – ale prześliczny. Przygaszone światło, biel, pudrowo-różowe elementy jak pudełko na biżuterię czy wieszak na ubranie. Od razu widzę tu kobiecą rękę i czuję, że będzie mi tu dobrze i wygodnie (po rozłożeniu fotela i ułożeniu się na nim, nie majtam już stopami po ścianie).

Piękny jest nawilżacz powietrza i lampka w jednym. Trochę przypomina mi dziecięce lampki z pokoju mojej córeczki, więc patrzę na ten „kominek” z parą wodną i się rozpływam. To spa nie słynie z medycyny estetycznej, ale z filozofii antiaging.

Zabieg i personel spa

Trafiam w ręce pani Joanny. I cieszę się z tego ogromnie, bo ma wiedzę nie tylko na temat skóry i składników aktywnych, które mają na niej za chwilę wylądować, ale także doświadczenie w holistycznym podejściu do leczenia człowieka. I niezwykły dotyk. Podoba mi się, że nie „pakuje” mi niczego na siłę na skórę przekonując mnie, że to dla mnie dobre, dopóki nie zapyta mnie o zdanie: czy odpowiada pani zapach? Na wstępie zaznaczyłam, że mam uczulenia na wiele składników zapachowych i pani Joanna konsekwentnie zwraca na to uwagę od początku do końca zabiegu.

Zaczyna od wprowadzenia mnie w świat pielęgnacji Kuo’s Professional. To kosmetyki hiszpańskie, profesjonalne, oparte o  odkrycie nagrodzone Noblem, czyli EGF. EGF stymuluje skórę do wytwarzania nowych komórek, które w dorosłym życiu (niektórzy eksperci twierdzą, że już od 18-stki, inni, że od 25-tego roku życia) stopniowo obumierają i maleje ich ilość. Marka opiera swoją filozofię o 28-dniowy cykl odnowy skóry, czyli nie obiecuje niemożliwego, pt. po jednym zabiegu pięć lat mniej, ale wyraźnie trzyma się biologii i nauki. Skóra nie jest w stanie się szybciej zregenerować. I właśnie raz w miesiącu kosmetolog radzi odwiedzać gabinet kosmetyczny i „robić porządek” ze skórą dopasowując pielęgnację do jej aktualnej kondycji. Czyli nie popada się w schematy z cyklu: masz tłustą skórę, to przez całe życie używaj kosmetyków matujących. Przeciwnie. Dziś masz rozszerzone pory, a jutro możesz mieć większe naczynia czy nadmierną suchość naskórka. I na to kosmetyczka reaguje a nie na szufladkowanie twojej cery.

Zaczyna od demakijażu skóry. Podoba mi się, że nie pachnie perfumami (pani kosmetyczka), nie czuję, żeby jadła szczypior, pora czy czosnek – niestety ostatnio mi się zdarzyło być na zabiegu w bardzo zacnym gabinecie, w którym pani najadła się cebuli i nie potrafiłam się zrelaksować, bo myślałam tylko o tym ohydnym zapachu – że jest bezszelestna, dyskretna, nie zamęcza opowieściami. Po użyciu produktów do oczyszczania, przykłada do mojej twarzy gorące wilgotne ręczniki, które działają oczyszczająco na pory, ale i wszystkie zmysły. Wyłączam umysł, włączam relaks.

Kosmetyki Kuo’s nie pachną. Przynajmniej te z linii dla skóry wrażliwej. Po demakijażu, pani Joanna robi mi dwa peelingi. Pierwszy jest mechaniczny z olejem kokosowym, a drugi – enzymatyczny, z papai, z naturalnie złuszczającą papainą. Kosmetyczka obserwuje reakcje mojej skóry i uważnie przygląda się jej czy aby nic nie wywołuje podrażnień. Czuję się zaopiekowana. Mega.

Po trudnej decyzji, z cyklu problemy pierwszego świata, wybieram pielęgnację ze śluzem ślimaka. Wiem, że to nie brzmi sexy, ale ten składnik zawiera kwas glikolowy, który obkurcza pory, oczyszcza i rozjaśnia naskórek i jest dla mojej mieszanej cery strzałem w dziesiątkę. Pani Joanna nakłada na moją twarz, szyję i dekolt także olejek z róży damasceńskiej (zawiera aż 80 procent tego cennego olejku idealnego dla atopowców), wykonuje obłędnie relaksujący masaż (kocham te dłonie, jeszcze tu do nich wrócę!) i aplikuje algową maskę (tę którą widzisz na zdjęciu z odciskiem mojej twarzy). Wcześniej pyta czy zgadzam się na zakrycie powiek, czy nie mam klaustrofobii, itp.

Z maską algową i „zamurowanymi”ustami jestem skazana na vipasanę – milczenie, więc leżę cicho i poddaję się relaksującemu masażowi dłoni, rąk, ramion i dekoltu. Rozpływam się i nawet nie wiem kiedy mija 120 minut!!!

Skóra po zabiegu jest jaśniejsza, czystsza, milusieńska jak u bobasa i nawilżona na sto procent. Czuję, jakby cały warszawski smog, pył, kurz zostały wyssane z moich porów, więc twarz jest świeża, a głowa lekka. Z żalem opuszczam gabinet i ląduję na wygodnym fotelu.

Wrażenia ze spa 

Spotykam się  z koleżankami, które równolegle ze mną były w innych gabinetach również na spersonalizowanych zabiegach szytych na miarę potrzeb ich skóry Kuo’s Bespoke (taka dwugodzinna pielęgnacja kosztuje 470 zł). Wszystkie wyglądają na wypoczęte, trochę zaspane i każda zachwala kosmetyczkę, piękno gabinetu i produkty. Na koniec każda z nas dostaje rozpiskę tego, co zostało nam wmasowane, wklepane i zaaplikowane podczas zabiegu.

Minusy? Cena produktów. Są z topowej, wyższej, ultraluksusowej półki (500 -2200 zł). Nie na moją kieszeń. Natomiast tak wydajne, że wystarcza kropla, żeby nałożyć odpowiednią ilość kremu pod oczy na obie górne i dolne powieki. Podobnie jak serum czy olejku. Natomiast gdybym nie miała w planie organizacji urodzin dzieci, rocznicy siostry i szwagra, świąt i prezentów na wszystkie nadchodzące okazje (pół rodziny urodziło nam się w grudniu!) za 28 dni zrobiłabym sobie dobrze i wróciła na kolejny zabieg do pani Joanny.

Nic mnie nie uczuliło, nic nie wywołało podrażnienia – sukces jak na moją skórę – wyglądam dużo młodziej i mam tak miłą cerę, że się głaszczę (czyli działam niezgodnie z regulaminem wytyczonym przez moją dermatolog). Pięknie wyglądam i ogromnie się cieszę, że mogłam odpocząć w tak pięknym miejscu. Taki wypad z koleżankami w ciągu tygodnia to niezły plan na wagary, który wam gorąco polecam. Następnym razem wezmę tu Prosecco i po zabiegach ruszymy na miasto. Niech tylko Mikołaj przyniesie zaległe płatności na moje konto;)