Znasz to uczucie, kiedy wąchasz piękny zapach, a później nie możesz przestać o nim myśleć? Kojarzy ci się z czymś znajomym, bo twój nos ma genialną pamięć, a wspomnienia węchowe są skrzętnie chowane w przysadce mózgowej i dają o sobie znać w zupełnie nieoczekiwanych momentach. Tak właśnie mam z perfumami Jose Eisenberg, zwłaszcza z kolekcją Secret…

Perfumy z pazurem

Co przypominają mi perfumy Secret Eisenberg? Cudowną podróż do Maroka. Zamykam oczy i widzę te kolory, czuję przyprawy, kwiaty, nawet kurz na ulicach. Wącham po kolei każdą kompozycję. Pierwsza, czyli Secret I Rose Talisman to kwaśne czarne porzeczki, soczyste maliny przyprawione szafranem i baaaaardzo intensywna róża wzbogacona nutami jaśminu i irysa. W tle czuć szlachetne drzewa, jak cedr, palisander i sandałowiec. A także słodki bób tonkę, paczulę, wanilię i ambrę. Idealnie pasowałby do Agaty – mamy mojego szwagra, na której różane zapachy genialnie iskrzą, a nie duszą. Na mojej skórze to niestety skucha.

Na drugi ogień biorę Secret II Eisenberg Jardins de Sens. Orzeźwiające początkowe nuty grejpfruta, mandarynki, śliwki, maliny i czerwonego pieprzu przypominają mi wizyty na marokańskim suku. W sercu dominuje jaśmin, róża, paczula i cedr otulone słonecznymi nutami. Jestem w Agadirze i zmierzam na plażę (oczywiście niestety tylko w myślach, w realu w przemoczonych od topniejącego śniegu butach grzeję się przy kaloryferze na warszawskiej Pradze), mijam ryneczek i targ z pamiątkami. Czuć drzewo sandałowe, wanilię, bób tonkę, ambrę i piżmo. A na koniec szlachetne żywice – benzoes. Jest bosko. Nie chcę wracać!

Ale mój nos – jak na prawdziwego ćpuna perfumowego przystało – błaga o więcej! Ciekawość mojego zmysłu powonienia jest silniejsza niż cokolwiek. Sięgam po Secret III Voile de Chypre Eisenberg. I jestem w Marrakeszu przy placu Jemma el Fna. Odwiedzam berberyjską „aptekę”, czyli sklep z mazidłami, olejami, aromatycznymi pachnidłami, gdzie kupuję czarne mydło, czarnuszkę i olej arganowy. A Voile de Chypre pachnie soczystymi bergamotką, cytryną, grejpfrutem, brzoskwinią, rabarbarem i ostrymi czerwonym i czarnym pieprzem. A następnie czuć piękne róże, jaśmin i fiołek – duuuużo fiołka w otoczeniu paczuli i ambry. I niesamowitego mchu, czystka, cedru i piżma. Zakochuję się i zostaję przy nim. Jest najpiękniejszy. Mój. Choć do powąchania mam jeszcze trzy inne z kolekcji damskich sekretów…

Secret IV Rituel d’Orient Eisenberg ma tę moc, którą nie każda skóra udźwignie. Jest typowo orientalnym zapachem, który kojarzy mi się z arabskimi aromatami i kadzidłami i olejkami w bliskowschodnich perfumeriach. Orientalny Secret IV pachnie najpierw bergamotką i cytryną, ale następnie jego moc się zwiększa i na prowadzenie wychodzi ciężkie drewno agarowe wspomagane różą i jaśminem. Dołącza do nich drewno gwajakowe z paczulą (duet powiedziałabym dość męski i wytrawny, jak na kobiecy zapach), a na deser ambra, wanilia i piżmo. Użyjesz „czwórki” a nikt nie przejdzie obok ciebie obojętnie.

Secret V Eisenberg Ambre d’Orient Eisenberg to wizyta na stoisku z marokańskimi przyprawami, szlachetnymi drewnami, kadzidłem i olejami. Zdecydowanie zmysłowy, wieczorowy zapach dla kobiet, które nie lubią być tłem, tylko grać pierwsze skrzypce. Czym pachnie? Cynamonem, czerwonym pieprzem, jaśminem i różą. Jego „serce” jest zielone, bo czuć cypriol, paczulę, cedr, wetiwerię. A na końcu orgazm dla wytrawnych znawczyń tematu: mirra, kadzidłowiec, benzoes – czyli klasyczne ciężkie orientalne nuty w połączeniu ze słodkimi i zmysłowymi tonką, ambrą i wanilią. Uczta dla zmysłów.

No i się doigrałam. Tak jak mnie powalił Secret III, zakochuję się w Secret VI Cuir d’Orient Eisenberg. Albo jestem pazerna na zapachy, albo jak wielokrotnie powtarzałam monogamię uprawiam tylko w życiu, a w świecie perfum czy kosmetyków jestem poligamiczna i kocham się w wielu;) Wącham zapach orientalnej skóry (nie patrząc nawet na nazwę) i przenoszę się do Fezu – marokańskiej Częstochowy, gdzie przychodzą pielgrzymi się pomodlić. Średniowiecznego miasta, w którym niewiele się od XIII wieku zmieniło, a na wąskich uliczkach zamiast riksz czy taksówek jeżdżą osiołki. To właśnie tam, w Fezie produkuje się cudowne, ręcznie robione skórzane torebki i akcesoria. A w Secret VI, czuć czarną porzeczkę, malinę, pieprz, szafran (do tej pory moja torebka, którą kupiłam 9 lat temu w Fezie pachnie szafranem!). A następnie pachnie miłością moją największą czyli akordami skórzanymi. Oraz kadzidłem, fiołkiem, różą, jaśminem – ma więc wiele podobieństw z szyprową III, która tak mi się podoba. Natomiast na koniec czuć w niej przepiękne drewno palisandrowe, drzewo sandałowe, ambrę, czystek, pralinę i piżmo. Szóstka też jest moja i pasuje do mnie jak ulał!

Męskie sekrety zapachowe

Czy perfumy mają płeć? To trochę sztucznie narzucona reguła. W większości powinny być jednak uniseks, bo na każdej skórze pachną inaczej, o czym pisałam we fragmencie dotyczącym perfum Woody Mood Olfactive Studio, we wpisie pod tym linkiem. Pomimo, że to zapach bez płci i pomimo, że jestem w nich zakochana po uszy, na skórze mężczyzny, w dodatku niepalącego (niestety ale palacze mają tę wadę i zaletę, że ich skóra przez nikotynę, albo nikotyna przechodząca przez skórę,  zniekształca akordy zapachowe – ma to swój urok, ale bywa, że perfumy wydają się kwaśne lub przydymione – sorry jeśli komuś wyrządziłam właśnie przykrość, ale mój nos się nie myli, zwłaszcza, że kilka lat sama paliłam dużo), mojego Michała – jest znacznie ciekawszy. Michał ma w skórze ten męski ciężarek, który dodaje Woody Mood mocy. Na mojej skórze stają się one zbyt słodkie…

Ale wracam na ziemię, na której skądinąd ledwo stoję, bo jestem już na niezłym haju zapachowym. Eisenberg, żeby jeszcze utrudnić wybór, zapodał sześć kompozycji męskich, o tej samej nazwie. Secret I dla niego z La Collection Home, to Palissandre Noir Eisenberg. Przepiękny drzewno-orientalny z drewnem palisandrowym, cedrowym, sandałowym i paczulą. Okraszonym pieprzem, szafranem, kwiatem pomarańczy. Cudo! Jak na moje także dla kobiet. Trochę jak luksusowy orientalny apartament z drewnianą podłogą i meblami.

Secret II Bois Precieux zawiera przepiękny miks cedru, wetiweru, tabaki i żywicy. Jest bardzo męski, ale znam kilka dziewczyn, które by go uniosły z wdziękiem!

Secret III Patchouli Noble, jest genialny! Oprócz paczuli zawiera miks moich ukochanych przypraw: cynamonu, kardamonu, goździków, pieprzu i gałki muszkatołowej. A także dwie obłędne nuty ziołowe, czyli szałwię i lawendę i kilka żywic na sam deser. To jak na moje seks we flakonie. Nie mam pytań. Jest bezkonkurencyjny i dla niej i dla niego!

Secret IV Rituel d’Orient bardzo przypomina mi jego wersję dla niej. Bardziej wytrawny, z większą mocą drewna agarowego i gwajakowego, a mniejszą ilością nut kwiatowych. Piękny, ale daleki od moich ulubieńców.

Secret V Ambre d’Orient z kolekcji dla niego, pomimo, że nawiązuje do zapachu dla niej jest rasowym facetem. Cynamon, paczula, cedr, wetiwer i mirra robią swoje. Facet pełną gębą. Ale taki z klasą i fantazją. Lubię to. Bardzo!

Secret VI Cuir d’Orient to jakiś obłęd. Gdybym miała wybrać jeden jedyny zapach z obu kolekcji, prawdopodobnie byłby nim właśnie ten. Męska „szóstka” pachnie moją najulubieńszą skórą (akordami skórzanymi), ale nie jestem tym razem w marokańskim Fezie, tylko w sienneńskim sklepie z toskańskimi wyrobami skórzanymi. Zapach totalny. Najpiękniejszy! Poza skórą czuć w nim jeszcze drzewo palisandrowe, szafran, sandał, piżmo i pieprz. Jest bardziej wytrawną wersją kobiecego skórzanego zapachu o tym samym numerze i chyba lubię go nawet bardziej!

Po dłuższej rozkminie i obwąchiwaniu całych przedramion, przegubów i nadgarstków, wybieram dwa najpiękniejsze zapachy (no, trzy, ale skoro muszą być po jednym z każdej kolekcji…). Wygrywa – przynajmniej na mojej skórze – kobiecy Secret III Voile de Chypre – przepiękny – oraz męski Secret VI Cuir d’Orient Eisenberg. Natomiast przyznaję, że wyboru dokonywałam z bólem serca, a męska paczula i kobieca skóra śnią mi się po nocach…Ale co mam opowiadać, warto odwiedzić Sephora i obwąchać całą kolekcję na własnej skórze. A jak zakręci ci się w głowie, to dobra rada: wsadź nos w swoje zgięcie łokcia i zaciągnij się zapachem swojej skóry. To oczyszcza nos i możesz wąchać kolejne perfumy (choć polecam do 7 na raz, nie więcej, żeby w ogóle jeszcze coś czuć). Pięknego weekendu!