Bez pomalowanych rzęs większość kobiet nie rusza się z domu. Nie wychodzi nawet do sklepu po podstawowe zakupy, bo czuje się, jakby była nieubrana. Stety lub niestety zaliczam się do tej grupy społecznej i każdą nową maskarę testuję do ostatniej kropelki i muśnięcia szczoteczką. Tym chętniej sięgnęłam po Le Volume Révolution de Chanel – maskarę, której szczoteczka całkowicie została stworzona przez drukarkę 3-D. Czy się polubiłyśmy?
Nowa technologia szczoteczki
Najważniejsze w tuszu do rzęs są dwie rzeczy: konsystencja samego produktu i szczoteczka. Nie ukrywam, że do tej pory lubiłam tylko maskary ze szczoteczką tradycyjną (więcej o różnych tuszach do rzęs przeczytasz we wpisie Test maskar bez maskarady;)), z włosia, która moje dość długie i całkiem gęste rzęsy świetnie wzmacniała, podkręcała i powiększała ich objętość. Taka była pierwsza DiorShow Dior, Effet Faux Cils YSL czy moja ukochana Velvet Noir Marca Jacobs.
Natomiast znam mnóstwo kobiet i każda tak naprawdę lubi w maskarach zupełnie inny typ szczoteczki i liczy się dla niej inny efekt makijażu rzęs. Znam fanki One Great Mascara Maybelline, która ma dla mnie zbyt krótką szczoteczkę – kompletnie niewygodną do mojej budowy oka i fanki szczoteczek silikonowych czy zbudowanych z maleńkich grzebyków. Upodobania do designu szczoteczki, wynikają zwykle z rodzaju i gęstości rzęs oraz tego, czy lubisz, żeby były rozczesane, uporządkowane i lekko ciemniejsze, czy ideałem są dla ciebie gęste i długie firanki lub rzęsy jak u lalki.
Szczoteczki wydrukowanej w drukarce 3-D nie widziałam, ani nie dotykałam nigdy wcześniej, więc z jeszcze większą euforią sięgnęłam po najnowszą Le Volume Révolution de Chanel. Nad jej patentem pracowano od 2007 roku i wreszcie, w 2018 r – się udało. We współpracy z francuską firmą Erpro 3D Factory stworzono rewolucyjną szczoteczkę, która po pierwsze: ma zupełnie inną powierzchnię ułatwiającą rozprowadzanie produktu na rzęsach. Po drugie, ma mikrorowki, które pozwalają na stopniowanie efektu krycia, a po trzecie – dzięki maleńkim, króciutkim ząbkom szczoteczki, pozwala na wyłapanie nawet najkrótszych włosków – budując w ten sposób nieprawdopodobną objętość rzęs.
Dlaczego szczoteczka rewolucyjnej maskary Chanel jest drukowana, a nie fabrycznie odlewana? Ze względu na precyzję. Dzięki drukarce 3-D, szczoteczka jest dokładnie odtwarzana według wzoru z komputera, ze specjalnie skomponowanego pudrowego polimeru, utwardzanego światłem lasera, następnie myta i oczyszczana. Każdy jeden egzemplarz tej maskary jest więc siostrą bliźniaczką pozostałych. To stawia kosmetyki kolorowe na zupełnie innym poziomie technologii. Jak z przyszłości.
A jaka jest w praktyce makijaż Le Volume Révolution de Chanel?
Test maskary
Chanel tym razem poszła na całość zarówno w designie samej szczoteczki, jak i opakowaniu. Tubka tuszu Le Volume Révolution jest żłobiona we wzór, jakby pomalowany samą maskarą (co mam nadzieję widać na moich zdjęciach). Opakowanie jest bardzo przyjemne w dotyku i tak piękne, że noszę ją codziennie w torebce.
A jaka jest sama szczoteczka podczas makijażu rzęs? Gibka i sprężysta, gumowa, pełna małych króciutkich włosków, które tworzą geometryczny wzór złożony złożony z maleńkich rombów.
Jak maluje? Dokładnie rozczesuje rzęsy i rozprowadza na nich równomiernie maskarę. Jedna warstwa produktu, jest doskonałym wyborem do makijażu dziennego. Rzęsa po rzęsie, włosek po włosku – wydłużają się, nabierają koloru i objętości. Jestem fanką dużych rzęs, które pasują do moich dużych oczu, nosa i ust, więc nakładam trzy warstwy produktu. Nadal utrzymuje się efekt oddzielenia włosków. Pomimo, że aplikuję dość dużą ilość tuszu, rzęsy nie wyglądają na obciążone.
Le Volume Révolution de Chanel jest chyba najszybszą w obsłudze maskarą, jaką kiedykolwiek miałam w rękach. Precyzyjnie, pomimo, że szybko – pozwala mi osiągnąć efekt pomalowanych rzęs, bez pandy pod okiem. Tusz jest gęsty, ale świetnie pokrywa każdy włosek – dzięki krótkim polimerowym ząbkom, także te krótkie – więc wyglądają jakby były dużo gęstsze i ciemniejsze niż w rzeczywistości. Oko pozostaje otwarte, podkreślone – nawet bez użycia eyelinera na górnej powiece.
Nie lubię malować rzęs tylko na górnej powiece bez podkreślania tych na dolnej, ponieważ wyglądam wtedy jakbym była ciężko chora, dlatego nie boję się używać Le Volume Révolution także na nieruchomej powiece. Pomimo, że szczoteczka jest dość duża, świetnie dociera do zakamarków krótszych niż na górnej powiece – włosków i doskonale je podkreśla.
Efekt WOW!
Tusz Le Volume Révolution de Chanel spisuje się na medal – testuję go od kilku tygodni, więc nie jest to jednorazowa sprawa czy zachwyt nad samym opakowaniem. Nie kruszy się nawet po całym dniu pracy przed komputerem i kiedy usypiam dzieci. Nie rozmazuje się, ani nie rozwarstwia. Natomiast zmywa się wodą micelarną (o rewelacyjnym płynie micelarnym przeczytasz we wpisie Jedyny taki płyn micelarny. Dlaczego warto używać Sensibio H2O?) . Nie wymaga dwufazowego demakijażu. Co jest dla mnie najważniejsze – nie podrażnia spojówek, ani nie uczula. Jego receptura została dokładnie przebadana alergologicznie i oftamologicznie.
Najlepsze w najnowszej, rewolucyjnej maskarze Chanel jest to, że tak naprawdę zachwyca i osoby z krótszymi i dłuższymi rzęsami. Jak to możliwe? To zasługa różnej długości włosków z drukowanej systemem 3-D polimerowej szczoteczki. Dzięki temu wyłapuje, wydłuża, przyciemnia i podkręca każdy jeden włosek – nawet te, których na co dzień nie widzisz.
Kolejną kwestią jest to, że możesz Le Volume Révolution de Chanel (a jeśli uwielbiasz tę markę, polecam wpis Makijaż nowymi błyszczykami Rouge Coco Lip Blush Chanel) stopniować efekty w makijażu. Od bardzo naturalnego, który przydaje się na co dzień, po spektakularny.
Jak go wykonać? Na oczyszczone płynem micelarnym i osuszone rzęsy, nałóż na lekko przymkniętym oku – z góry – jedną warstwę tuszu. Końcówkę włosków delikatnie podkręć nawijając na szczoteczkę – w stronę powieki. To sposób, który zadziała na rzęsy jak zalotka. Następnie od samej nasady rzęs na górnej powiece po końcówki, lekko zygzakowatym ruchem – rozczesz rzęsy, stopniowo pokrywając je czernią. I w zależności od potrzeb i tego, jaki efekt lubisz – dodaj kolejne warstwy. Rzęsy na dolnej powiece wystarczy podkreślić tylko jedną.
Ten zabieg otworzy oko, ale nie przytłoczy go ani ciężarem, ani zbyt intensywnym kolorem. Dzięki temu unikniesz efektu „rzucania” cienia pod oczy zbyt dużą warstwą maskary. I gotowe!
Comments are closed.