Gdybym miała zamknąć we flakonie proces zakochiwania się z pewnością byłby daleki od banału. Wybuchowy, ale lekki. Soczysty i welurowy. Perfumy Izia la Nuit Sisley zaskakują kadzidlanym woalem charakterystycznym dla zapachów orientalnych i lekkością kompozycji kwiatowych. Oddają ten stan perfekcyjnie.
Nowy klasyk?
Marka Sisley nieodłącznie kojarzy mi się z kultowymi orientalnymi perfumami Eau du Soir, liśćmi pomidora i świeżo skoszoną trawą Eau de Campagne oraz totalnie różaną – Izia. Perfumy Eau du Soir są mroczne, ciężkie, nieznośnie piękne i wybitnie zapamiętywalne. Pozostające w otoczeniu dłużej niż osoba, która je nosi i otwierające wszystkie drzwi i okna. To jedne z najbardziej trwałych i seksownych zapachów jakie znam.
Eau de Campagne, obecnie narkotyzuję się odpalając lub nawet wąchając zgaszoną świecę, której olejki eteryczne przywodzą wspomnienie soczyście zielonego lata. Porannej rosy pod bosymi stopami, na ciepłym trawniku. Natomiast Izia to spacer w rosarium w pełni rozkwitu. W czerwcu, który jest miesiącem kwitnienia róż. I otwierając granatowe pudełko z Izia la Nuit, spodziewałam się nieco mocniejszej eksplozji róż, a poczułam bardziej klimat Eau du Soir. I choć Izia la Nuit bardziej oddaje emocję nocy niż nadaje się do noszenia wyłącznie na noc. Nie jest też zapachem do poduszki, chyba, że chcesz być scałowana przez partnera (co wcale nie jest takim złym pomysłem na wieczór).
Welurowa kompozycja
Perfumy Izia la Nuit zaskakują od pierwszej chwili prezentując bogactwo, które porównałabym tylko do Eau du Soir, choć momentalnie czuć, że są bardziej soczyste. To zapach, który łączy trzy różne żywioły: soczyste i cierpkie owoce, zmysłowe kwiaty i orientalne przyprawy. W kompozycji znajdują się: czarna porzeczka – razem z łodygami i całym spektrum zieleni wyciśniętym do ostatniej kropli, kwaśne mandarynka i bergamotka.
Sercem Izia la Nuit są nuty róży charakterystycznej dla rodziny Izia (słynna róża z Łańcuta), a także wiosenne frezja i magnolia, których zapach roztacza na skórze, włosach i ubraniach aksamitnie zmysłowe doznanie. A na dodatek w Izia la Nuit jest też wanilia i kardamon, którym towarzyszą labdanum, paczula i mech dębowy. Mogłabym się kłócić z opiniami o tym, czy to oznacza szypr – strukturalnie pewnie tak – ale po co? Dla mnie to kompozycja kwiatowo-orientalna. Żywiczne labdanum i zielono-ziołowa paczula dodają mu obłędnej głębi. A przy tym – nie traci ani odrobiny świeżości, co jest zaskakujące jak stan zakochania.
Flakon jak rzeźba
W nazwie i opakowaniu perfum widać gwiazdy, księżyc i głębię kolorów wieczornego nieba: czerń na flakonie, granat na kartoniku. Ale pierwsze skrzypce w oprawie Izia la Nuit gra światło. Flakon wyrzeźbiony przez Bronisława Krzysztofa jest zabawą pomiędzy światłem a cieniem. Nieprzepuszczająca czerń lakieru łączy się z transparentnymi, błyszczącymi na złoto krągłymi zagłębieniami, które na dodatek idealnie pasują do kobiecej dłoni. Małe dzieło sztuki wieńczy przezroczysty, kryształowy korek. A butelkę zdobi ręcznie napisane przez hrabinę Isabelle d’Ornano zdrobnienie jej imienia – Izia.
Zachwycające też jest opakowanie zewnętrzne i oprawa, którą stanowi surrealistyczny kolaż wykonany przez brytyjską artystkę Quentin Jones. Czy te oczy mogą kłamać? Zdecydowanie mogą nawiązywać do przezierności flakonu i jego kobiecej tajemniczości. Wieńczą dzieło Bronisława Krzysztofa w sposób bliski perfekcji, choć daleki od klasyki i banału.
Zakochanie w zapachu
Dlaczego w pierwszych wierszach mojego wpisu o perfumach Izia la Nuit Sisley nawiązałam do stanu zakochania? Wydaje mi się, że w perfumach zakochuję się częściej niż w życiu (koniecznie przeczytaj Perfumy w stylu retro. Musc Invisible Juliette Has a Gun). I nie potrafię być monogamistką. Natomiast tym razem ze spokojnym sumieniem przyznaję, że ta kompozycja jest tak zaskakująca jak stan zakochania. Jest w nich ekscytacja i pełen zachwyt. Wybuch uczuć i emocji. Następnie eksplozja szczęścia i spełnienie, które przechodzą w wieczność. Bo kiedy się kocha naprawdę, ten stan pozostaje na zawsze.
Jeśli miałabym porównać perfumy Izia la Nuit do materiału, byłby to ciemny welur. Granatowy, prawie czarny, albo w odcieniu butelkowej zieleni czy czerwonego wina. Gdybym miała je nazwać kreacją, byłaby to długa suknia. A jeśli miałabym nazwać porą roku – pogubiłabym się. Nie jest to zapach typowo letni. Ma w sobie świeżość i delikatność wiosny, ale także rozkwit lata. Orientalne ciepło i kadzidlane otulenie, które mogłyby być jesienią. Dla mnie to kompozycja daleka od zimy – możliwe, że dlatego, że tak bardzo mnie urzekła. A zakochanie i zima jakoś się nie łączą;)
Comments are closed.