Hity kosmetyczne zmieniają się u mnie co miesiąc, przede wszystkim ze względu na zmieniające się potrzeby skóry. I trudne warunki pogodowe. Zima nie odpuszcza, sezon grzewczy trwa. Nic więc dziwnego, że skórze brakuje witalności i promiennego blasku. Ale tym razem znalazłam zaskakujące wsparcie, które jest naprawdę godne polecenia. I jak zwykle kilka przyjemnych perełek, które warto poznać.

Hit pielęgnacyjny

Zestaw mini wersji kosmetyków The Littles 4.0 Drunk Elephant, zawiera 7 kosmetyków, opakowanych w neonową pomarańczową kosmetyczkę. I jest genialny!  To nowa w Polsce marka, która niedawno pojawiła się w perfumeriach Sephora i już ma wielu fanów (swoją drogą miała już rzesze amatorów zanim była u nas dostępna). Nie znałam, nie testowałam wcześniej, a patrząc na przepiękne opakowania z soczystymi kolorami skuwek, byłam pewna, że będzie kolejną firmą kosmetyczną, która nie zrobi na mnie wrażenia poza tym wizualnym. Bardzo się myliłam.

Wzięłam Drunk Elephant na dwa wyjazdy i szczerze mówiąc nie mogę się od nich oderwać. Absolutnie kocham żel do mycia twarzy Jelly Cleanser, serum z kwasem glikolowym (TLC Framboos Glycolic Night Serum), krem pod oczy (C-Tango Multivitamin) i dwa kremy do twarzy (Lala Retro oraz Protini Polypeptide). Doceniam serum z kwasem hialuronowym i olejek marula, ale one nie współgrają z moim typem cery. To kosmetyki, które nie pachną – brawa dla twórczyni, nie mają barwników, za to mają bajeczne konsystencje, które pieszczą skórę. Nie zapychają porów, nie wywołują na skórze zaczerwienienia. Są naprawdę odkryciem tego miesiąca i aż mi szkoda, że mam tylko ich małe wersje. Skóra je kocha!

Kosmetyk do poduszki

Markę Slaap poznałam dzięki zeszłorocznej edycji konkursu Love Cosmetics Awards. To polska firma, o genialnym profilu. Skoncentrowana na zdrowym śnie ma w portfolio takie produkty jak jedwabne okularki, jedwabne poszewki na poduszki, okularki do spania i kosmetyki do nocnej pielęgnacji. Jestem absolutnie pod wrażeniem designu i oprawy Slaap.

Krem pod oczy na noc Night Cloud ma konsystencję masełka. W 99% naturalny, zawiera m.in. masło mango, komórki macierzyste z jabłek, bakuchiol (roślinny retinol) i olej konopny. Do niego dołączony jest metalowy masażer, który ułatwia aplikację produktu i przyjemny, relaksujący wieczorny rytuał z masażem w roli głównej. Rewelacja po całym dniu. Ulga i odprężenie dla zmęczonych oczu. Rano budzę się z gładszą okolicą oka.

Relaks jak w spa

Zen Scrub Lavender Lovish to jeden najpiękniejszych wizualnie i najprzyjemniejszych w użyciu peelingów jakich używałam. Po pierwsze dlatego, że zawiera lawendę o wyciszającym, relaksującym zapachu. Po drugie, ze względu na zawartość fioletowej francuskiej glinki, oleju kokosowego, migdałowego i masła karite.

To produkt, który obłędnie pachnie i jest hitem kosmetycznym do pielęgnacji ciała. Po jego spłukaniu nie trzeba już stosować balsamu, bo lipidy w nim zawarte są wystarczającą dawką pielęgnacji, która chroni skórę przed odparowywaniem wody z naskórka. Ciało pozostaje jędrne, gładkie, skóra jest bardziej miękka i miła w dotyku. Na dodatek to piękne opakowanie jest biodegradowalne i nadaje się do re-fillu produktu. Świetna marka Lovish jest także uczestnikiem tegorocznej edycji  konkursu Love Cosmetics Awards.

Nawilżenie w spreju

Rozświetlająca mgiełka do twarzy i ciała Crystal Magic Phlov jest hitem kosmetycznym perfekcyjnym dla osób, które szukają efektu glow, ale w lekkiej postaci. Pachnie brzoskwiniowo-mango, nawilża, utrwala makijaż, a dzięki zawartości rozświetlających drobinek wprowadza na skórę piękne światło.

To super kosmetyk, kiedy chcę wyeksponować dekolt, plecy czy ramiona i cudowna kropka nad „i” mojego makijażu. Cera po rozpyleniu tej mgiełki nabiera blasku, ale nie jest obciążona ani nie przetłuszcza się. I coś czuję, że będzie to jeden z moich letnich hitów kosmetycznych, który zabiorę ze sobą na wakacje. Znacznie milszy w użyciu niż balsam, pięknie pachnący, nie uczulający i pozostawiający zdrowo lśniącą skórę.

Wiosna w kolorze

Przez większą część zimy jako ostatni akcent w makijażu stosowałam rozświetlacz i bronzer. A najczęściej sięgałam po gotowe zestawienie bronzera i rozświetlacza dostępne w paletach. Bardzo się zaskoczyłam sięgając po róż do policzków w odcieniu Pink Peony Le Phyto-Blush Sisley.

Ma kolor jasnego, pastelowego różu i jest nasycony połyskującymi, a raczej opalizującymi pigmentami. Przepięknie odświeża cerę i wygląd całej twarzy. Makijaż wygląda lekko i promiennie. Wiosennie. Nakładam go na środek policzków i na powieki. Momentalnie wyglądam na wypoczętą i wyspaną. Taki kolor różu warto mieć w kosmetyczce, bo to najszybszy sposób na fresh look, który przy codziennym make up no make up działa jak odmładzający czarodziej.

Rzęsy jak marzenie

Maskara to mój ulubiony kosmetyk do makijażu. Bywało, że nie wychodziłam z domu bez pomalowanych rzęs, bo czułam się wówczas, jakbym zapomniała się umyć. Natomiast nie każdy tusz – także z tych polecanych – okazuje się dobrym wyborem. Jest wiele maskar, które albo podrażniają spojówki i powieki, albo uczulają, albo nie malują w sposób, w jaki lubię.

Intense Metamorphose Yves Rocher, jest w tym momencie moją ukochaną maskarą, bo robi z rzęsami wszystko. Wydłuża, podkreśla, podkręca, przyciemnia, zagęszcza. Rzęsy zamieniają się w spektakularne. Tusz utrzymuje się na nich przez cały dzień, nie kruszy się, a produkt nie podrażnia. Moje rzęsy po jego użyciu wyglądają jak doczepione. A cena tego produktu w połączeniu z jego jakością powala (kosztuje 30 kilka złotych, a działa jak maskary za ponad 100 zł).

Zjawiskowy zapach

B683 Extrait Marc-Antoine Barrois (dostępny w Mood Scent Bar) jest kwintesencją tego, co kocham w perfumach najbardziej. Zapach skórzany i skórzasty. Bliski skórze, ale co jakiś czas przypominający się lekkim powiewem. Ciepłym powiewem. Marokańskim sklepem ze skórzanymi torebkami przyprószonymi przyniesionymi wiatrem kuminem i szafranem. Paczulą, która jest dla mnie obok wetiweru najsilniejszym afrodyzjakiem. Zmysłową i ciepłą ambrą w sercu, wzmocnioną jeszcze ambroxanem w tle.

B683 Extrait to perfumy słodkie, żywiczne, zawiesiste. Gęste, ale nie lepkie. Bardzo wyrafinowane i niszowe. Obiecuję mu poświęcić więcej uwagi w osobnym wpisie. Ale nie wytrzymałam i pokazuję go już tu, bo nie mogę się z nim rozstać. Przepiękny zapach dla wytrawnych koneserek i koneserów perfum.