Jeśli miałabym opisać perfumy, które najbardziej kojarzą mi się ze świętami, to w tej grupie znalazłyby się kompozycje z rodziny gourmand. Deserowe, orientalne o pikantnych i słodkich akordach. Ideałem, który się w ten klimat wpisuje jest Ambra Le Couvent Maison de Parfum.
Co oznacza zapach świąt? Prawdopodobnie w każdym domu coś innego. Jest jednak wiele podobieństw, jak choćby aromat świeżego, domowego, drożdżowego ciasta, suszonych jesiennych owoców i uznawanych dawniej za rarytas – pomarańczy. Do tego dochodzi dym z kominka i kadzideł. Ciepła, jakiego szukamy zimą, żeby się nim otoczyć, otulić, omotać jak wełnianym szalem z merynosa. Dlatego wąchając po raz pierwszy Ambrę Le Couvent Maison de Parfum, poczułam dokładnie to wytęsknione, świąteczne ciepło.
Ambra czy bursztyn?
Pisząc od lat o perfumach nie raz natknęłam się na wymienne używanie spolszczonego amber na ambrę lub bursztyn. Ambra szara, cytując moją genialną 6-letnią Biankę, to „rzygi wieloryba” (a dokładniej: wydzielina z przewodu pokarmowego kaszalota). Składnik luksusowy, rzadki i niewegański. Stąd ambra używana w zapachach współczesnych jest częściej jej interpretacją, albo wynikającą z połączenia innych nut, albo wytworzoną w laboratorium, jak np. ambroxan. Z bursztynkiem bałtyckim niewiele ma wspólnego. Ale najlepiej opisuje ją sam mistrz kompozycji Jean Claude Ellena.
„Wyobrażam sobie, że myślicie o bursztynie jako twardej żywicy, z której wydobywany jest zapach. Zupełnie nie! Bursztyn to rzeczywiście skamieniała żywica, piękna i złocistożółta, która jednak pozbawiona jest zapachu. Jest tworzywem do robienia naszyjników, bransoletek. Czasami kryje w sobie owady, które bywają inspiracją dla horrorów i straszą moją córeczkę do łez. Bursztyn używany przez perfumiarzy to zupełnie inna „materia”. To połączenie dwóch składników: wanilii i labdanum. Wynalazca tego kobieco-męskiego duetu nadal pozostaje tajemnicą, ale stworzył podwaliny pod dzisiejsze zapachy orientalne.[…]”
Wanilii nie trzeba nikomu przedstawiać. To przyprawa korzenna, którą doskonale znamy z deserów i wielu kompozycji zapachowych. Natomiast labdanum, zwane też ladanum, to inaczej żywica powstała z czystka. Składnik aromatyczny. Kadzidlany. Starożytny – bo opisywany już w Biblii. Przepiękny. I co ciekawe – dawniej również pozyskiwany od zwierząt, a dokładniej wyczesywany z bród kóz i sierści owiec, które ów czystek spożywały. Natura labdanum jest więc również animalistyczna, choć dziś przeszła na wegańską stronę mocy. A jej ciepło rozgrzewa jak herbata zimowa przy kominku.
Kocanka czy nieśmiertelnik?
Zapach Ambra na samej ambrze się nie kończy. Jak mistrz Jean Claude Ellena podkreśla, zabawa w tworzenie perfum polega na dodawaniu małych dawek nieoczywistych, niepopularnych składników, jakim jest na przykład śródziemnomorska kocanka ogrodowa. Zwana też nieśmiertelnikiem, jest kwiatem występującym w wielu kolorach: od żółtego, poprzez pomarańczowy po amarant, który wygląda na żywy nawet po zasuszeniu. I nie traci płatków. Oprócz licznych właściwości zdrowotnych nieśmiertelnika, niektóre gatunki tej rośliny wykazują działanie odmładzające oraz chronią skórę przed starzeniem. A jak pachnie kocanka w Ambrze? Dla mnie to zapach słońca. Rozgrzanej słońcem słomy i ciepła. Cząstki lata w złotym kolorze. Jej obecność w tych perfumach tworzy piernikowy aromat. A słodycz bobu tonka dodatkowo wydobywa z zapachu kadzidlano-żywiczne akordy.
Bergamotka czy pomarańcza?
Zapach polskich świąt bez pomarańczy jest jak wieczerza wigilijna bez opłatka. Dlaczego? Dawniej uchodziły za towar luksusowy, a ponieważ sezon na pomarańcze przypada właśnie na grudzień, jest to termin idealny, żeby się nimi nacieszyć. Najprzyjemniejszym doświadczeniem związanym z pomarańczami jest obieranie ich ze skórki. Olejki zapachowe w niej zawarte unoszą się w powietrzu i świdrują nozdrza wywołując przyjemne orzeźwienie i przebudzenie. I takie są pierwsze chwile z zapachem Ambra. Ale zamiast pomarańczy zastosowano w nich gorzką, zieloną pomarańczę uwielbianą przez perfumiarzy – kalabryjską bergamotkę. Efekt? Jakby mistrz koktajli dołożył serpentynę ze skórki świeżej pomarańczy i nasycił nim całe pomieszczenie.
Łącząc wanilię, labdanum, kocankę-nieśmiertelnik i bergamotkę, powstaje zapach tak intensywny, aromatyczny i apetyczny, że trudno mu się oprzeć. Jedna z piękniejszych ambrowych kompozycji jakie znam. Choć dużo bardziej kadzidlana od tych, którymi do tej pory się zachwycałam. Ambra Le Couvent Maison de Parfum nie ma płci. I jak na dzieło Jean Claude’a Elleny przystało jest zapachem wybitnym. Ciepłym, głębokim, zimowym i bardzo deserowym. Żywica w kompozycji ma pikantny charakter. Dzięki temu perfumy te nie są płaskie, ale bardzo wielowymiarowe. Zamknięte w czarnym, prostym i wyjątkowo pięknym flakonie, zasługują na miejsce w mojej prywatnej pachnącej kolekcji. Czuję, że Ambra będzie najczęściej używanym przeze mnie zimowym zapachem. Już jest!
1 Comment
Pingback: Letnie perfumy. Odcinek pierwszy: Salty Amber Jo Malone London - No Stress Beauty