Viagra pentru femei, cunoscută și sub numele de "flibanserin", reprezintă o descoperire revoluționară în domeniul medical, adresându-se problemelor de disfuncție sexuală la femei. Acest medicament a fost dezvoltat inițial pentru tratarea tulburărilor de dorință sexuală hipoactivă la femei, cunoscută și sub numele de HSDD (hipoactive sexual desire disorder). Principalul ingredient activ al Viagra pentru femei - https://unetxea.org/i/female-viagra-online-fara-reteta-ro.html, flibanserinul, acționează asupra neurotransmițătorilor din creier, în special a serotonină și a dopamină. Acest lucru ajută la creșterea dorinței sexuale la femei care experimentează scăderea libidoului. Utilizarea Viagra pentru femei este destul de diferită față de cea a Viagra pentru bărbați. Trebuie administrată zilnic, pe termen lung, pentru a obține beneficii semnificative, în timp ce Viagra pentru bărbați este administrată pe bază de nevoie, înainte de activitatea sexuală. Este important ca pacientele să fie conștiente de acest lucru și să urmeze cu strictețe recomandările medicului. Cu toate acestea, există anumite precauții și efecte secundare asociate cu utilizarea Viagra pentru femei, incluzând somnolență, amețeli și scăderea tensiunii arteriale. De aceea, este esențial ca pacientele să discute cu medicul lor despre toate riscurile și beneficiile potențiale înainte de a începe tratamentul. În concluzie, Viagra pentru femei reprezintă o opțiune terapeutică importantă pentru femeile care se confruntă cu disfuncții sexuale, oferindu-le posibilitatea de a-și recăpăta plăcerea și satisfacția în viața lor sexuală. Cu toate acestea, consultarea cu un medic este crucială pentru a asigura utilizarea corectă și sigură a acestui medicament.

Ciąża i karmienie piersią mają ten dodatkowy walor, że zapominasz na wiele miesięcy o nerwach na tle hormonalnym, które towarzyszą większości kobiet na świecie co 30 dni. To w skrócie PMS (premenstrual syndrome), czyli mówiąc po polsku zespół napięcia przedmiesiączkowego. Jest znany nie tylko kobietom, ale i ich synom, mężom, ojcom czy dziadkom. Mężczyźni w rodzinie doskonale znają moment, kiedy ze słodkiej Marysi zamieniam się we wściekłą Marię. Rzucam mięsem, szoruję do północy piekarnik na błysk i zapycham się czekoladą.

Patos Ma Sens?

Zachowujesz się jak wariatka, czemu tak wrzeszczysz, co cię dziś ugryzło, co się z tobą dzieje – to tylko niektóre pytania zadawane przez mojego Michała, kiedy mam PMS. Odzwyczaił się, bo kiedyś, kiedy nie mieliśmy jeszcze dzieci, puszczał mi wówczas ckliwe komedie romantyczne lub bollywoodzkie filmy, w których bohater, aby przedłużyć wątek doznaje reinkarnacji dzięki czemu film trwa 4-6 godzin, piekł czekoladowy suflet i podawał kocyk i kieliszek czerwonego wina. Teraz nie dość, że jest nas w domu więcej (dwa razy więcej), mamy inne ważniejsze rzeczy na głowie niż moje huśtawki hormonalne, to dodatkowo przez 20 miesięcy nie miałam okresu (ciąża plus karmienie piersią). Znaczy: nie świrowałam. A przynajmniej nie do tego stopnia.

A teraz od kilku dni krążę wściekle po domu jak osa i ostrze żądło i żuwaczki na tego, kto się akurat na nie napatoczy. Zachowuję się jak diwa i sama ze sobą czuję się fatalnie. Podwyższone ciśnienie, kołatanie serca, nerwowość i mówiąc kolokwialnie wkurw bez konkretnego powodu to właśnie mój przedokresowy patos. Jedynym co daje upust tym nerwom jest konwulsyjne sprzątanie. Koszmar. Jeszcze kilka takich dni, a będę drugą Rozenek…

Proszę Mnie Słuchać

Nikt mnie nie słucha. Nikt nie robi sobie ze mnie nic. Sama jestem na świecie w tej całej odpowiedzialności. To trzy zdania, które opisują użalanie się nad sobą, które mniej więcej od niedzieli uskuteczniam (czyli leci już trzecia doba tego stanu i mam nadzieję, szybko się zakończy). Do tego dochodzi kompletne niezrozumienie mojego gorszego samopoczucia przez kogokolwiek z rodziny. Przecież nic się nie stało. Jest jak było. Mam tyle pracy i zadań domowych ile miałam, tyle samo dzieci ile w sobotę i tego samego męża.

Najbardziej jednak złości mnie to niezrozumienie ze strony lekarzy ginekologów. To powielanie durnowatych teorii, że po urodzeniu dzieci miesiączkowanie stabilizuje się. Okresy są mniej obfite (bullshit), trwają znacznie krócej (ściema), PMS-y łagodniejsze lub niezauważalne (bzdura). Możliwe, że gdzieś są kobiety, u których tak jest. Ale dla mnie – być może w związku z tak długą przerwą w okresach – dziś jest gorzej niż kiedykolwiek. PMS nasila się – zaraz pewnie ktoś mądry powie mi to wina diety – okresy są męczące, bolesne, nieprzyjemne, a samopoczucie podłe. Idź na jakiś sport, to dasz upust swoim emocjom. Byłam, ćwiczyłam, latałam nawet w kilku pozycjach acro jogi i nie mogłam później spać. Nie jestem typem, który wzorem polskich fachowców mówi: nie da się z tym nic zrobić. Natomiast z tego co widzę i jak siebie znam – niewiele mogę z tym zrobić. Liczę jednak na to, że się przyzwyczaję. Oswoję smoka i zacznę na nim latać swobodnie po takich kilku miesiącach walki z wiatrakami.

Przygotuj Mi Słodycze

Sto dni bez cukru, zgodnie z tym co mówiła Magdalena Jarzynka -Jendrzejewska z Dietosfery rzeczywiście w okolicach okresu jest cholernie trudne. Natomiast poza słodzeniem kawy – sorry, ale jednak nie mogę pić gorzkiej, bo mi nie wchodzi, rzeczywiście się trzymam. A raczej trzyma-łam. I się złama-łam. Na gorzką czekoladę 70 proc. zawartości kakao i z tego co widziałam zawierającą zero syfu i ulepszaczy (pod warunkiem, że piszą prawdę na opakowaniu), ale jednak złamałam. Nie zjadłam tabliczki, ale trzy duże kostki (pewnie odpowiednik sześciu małych lub więcej).

I dziś zastanawiam się nad tym, aby ten stres i to napięcie zajeść, zagryźć, zapełnić jedzeniem. Pierogami, albo mielonymi zrobionymi przez moją mamę, albo zielonym curry ugotowanym przez Michała na kolację. Zapić imbirówką, pyszną irańską herbatą z pobliskiego sklepu i melisą. Ta ostatnia naprawdę na mnie skutecznie działa i wycisza mój umysł i ciało. I zapracować. Bo tylko praca odciąga głowę od tego zespołu pieśni twoich hormonów i tańców twoich nerwów. Twoich, bo jeśli to czytasz, prawdopodobnie mnie rozumiesz. A jeśli nie rozumiesz, znaczy, że jestem rozchwiana i nadaję się już tylko na pokarm dla rybek i oddział zamknięty. Ale za kilka dni będę już normalna i wszystko będzie piękne i wesołe. A jeśli nie będę, dobrowolnie poddam się terapii. Jeszcze nie wiem jakiej, ale jakaś się na pewno znajdzie. Nie ma dziś chyba tematu, który nie podlegałby terapii. Póki co sama sobie stawiam wysoko poprzeczkę i postaram się na nikogo nie podnosić głosu. A jak mi się zbierze na krzyk to wyjdę na spacer i powrzeszczę sobie na powietrzu.

Comments are closed.